[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. 104Wybór wierszyNagle pies zawył w oplotach, po rosie.Ustał - i znowu zawył.Taka żałośćI taki ludzki ból był w onym głosie,I taki jęk był, i taka omdlałość,%7łe czułem, jak mnie skrzydłem nietoperzaStrach oblatuje i w piersi uderza.A gdym miał mrowia tego pełne żyły,Drugi się zaniósł i trzeci gdzieś wtórem;I tak ku sobie te psy w pole wyłyNa wielki, srebrny księżyc.A dziś pióremNie wydam onej troski i nudności,Jaka mi od nich do szpiku szła kości.A zaraz potem wyszliśmy tu bliskoNa wieś spaloną i na zgliszczów kupy,A za nią było świeże bojowisko,Dokąd nam drogę wskazały dwa trupy,Patrzące w księżyc bez zmrużenia powiekI przerazliwie ciche: koń i człowiek.Dalej pięć było, dalej siedem, dalej.Przestałem liczyć, bo wstały mi włosy,Jak kiedy burza łan żytni powali,A jedne w drugie wdeptane są kłosy,Tak po batalii tej leżeli wałem,Broń na broń wparta, a ciało pod ciałem.105Maria KonopnickaA nim my przeszli te pierwsze okopyTrupie, już na nas uderzył wiatr zgniły -I w krwawej glinie zaczęły lgnąć stopy.A ja, wspomniawszy na one mogiłyCiche: - Uczyńmy - rzekłem - grób, o pani,Iżby spoczęli ci nie pogrzebani!A ona: - Nie jest mi to dozwolonym,Ale ci wszyscy są tu w ręku Boga,A Bóg ich w polu zostawia czerwonym,Aby z nich zgniłość szła na świat i trwoga,A iżby ludom te trupy się śniły,Aż wszyscy cichej zapragną mogiły.Lecz teraz idz a patrz! - I rękę jasnąZciągnęła, kędy czarne jakieś mrowiePełzło na trupy.O, niechaj zagasnąZgwałcone oczy w mojej nędznej głowie!To byli.Chryste! Tą się hańbą spalę.Nie! To nie ludzie byli! To - szakale!Lecz jam ich widział i nic już nie zetrzeTej okropności sprzed mojej zrenicy,A choć dokoła tak czyste powietrzeI choć sam w sobie strzegę tajemnicy,Czuję, że żyję i dycham w tym brudzie.Nie! To nie były szakale.To - ludzie!106Wybór wierszyCisi i szybcy, z worami zgrzebnemi,Zdzierali trupy z odzieży do naga,Piersi im gniotąc i szarpiąc po ziemi.I nie wiem, skąd ta upiorna odwagaI bezwstyd krwawy, i piekielne siły,Bo i kobiety wśród tych hien były.A tam, gdzie przeszli, pod jasność miesiącaBielała nagość ciał okropna, sina.I zdało mi się, że noc sama drżącaZe zgrozy blednie i czas swój przeklinaI że trup który wstanie i zakrzyczyNa te zmierzchniki, i nie da zdobyczy.Jak nieprzytomny i jak obłąkanyDo mojej świętej tuliłem się z trwogą,I tych pobitych czułem w ciele ranyI nie wiedziałem, gdzie stąpić mi nogą,Bo wszędzie była krew, krew, krew i zbrodnia. A pani moja i gwiazda przewodnia,W Boga wpatrzona, szła cicha i biała,Lecz owa jasność nad czołem jej - drżała.107Maria KonopnickaIX.Już tylko nędza.108Wybór wierszyIXO smętnej mowy i cichego licaPani! O pani zadumanych oczu!Czy ty pamiętasz ten promień księżyca,Co się na szaty twojej kładł przezroczuI do stóp twoich padał, drżący cały,Mniej od nich srebrny i mniej od nich biały?Czy ty pamiętasz te miedze zroszone,Po których szliśmy, objąwszy się społem,Dwa cienie smętne i niepocieszone?Bo są godziny, gdy człowiek z aniołemTak się porówna boleścią nad światem,%7łe tych najczystszych czuć może się bratem.Gwiazdy nad nami gasły mętne, sine,I księżyc topniał, obliczem upioraWsiąkając w ciemną zachodu głębinę.I tak my doszli na próg tego dwora,Co stał jarzębin czerwienią nakryty.Brytan nie bronił wejścia - był zabity.A ja, com przeszedł ono bojowiskoI miałem oczy pełne widzeń śmierci,Gdym spojrzał na to rozciągnięte psisko,Z łbem rozpłatanym, jak granat, na ćwierci109Maria KonopnickaI krwawym mózgiem plamiące próg domu,Tom się tak wzdrygnął cały, jak od sromu.Próżno on tutaj odprawiał swą wartęTrupią i próżno zawalał tu drogę,Bo drzwi zgwałcone i z haków wyparteWidną czyniły w komnacie tej trwogęOstatniej walki i mord, i zelżywość,I wielką przeciw rzeczom martwym mściwość.Na wznak, z obliczem ściągniętym, zsiniałem,Leżał trup jeden przez izby połowę,Jakby nie wroga zabity wystrzałem,Ale piorunem krwi rażony w głowęNa widok jakiś szatański, piekielny,Bo ogień w twarzy miał i gwałt śmiertelny.Na pierś mu runął drugi, wystrzeloneKrócice cisnąc, ogromny i srogi.I tak zastygły te ciała czerwoneW jakimś momencie zdumienia i trwogi,%7łe takie głownie na gniazdo Bóg ciskaI patrzy na to, i gromem nie błyska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]