[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwyczajne odwiezienieciotki do kurortu nie wydawało się odpowiednim ćwiczeniem.Pewnybył, że Melbourne maczał w tym wszystkim palce.Była jednak jeszcze jedna możliwość, żeby dowieść, iż jest doobu tych rzeczy zdolny.Caroline nie była jedyną, która mogła czerpaćkorzyść z jego obecności.Jeżeli którakolwiek z dziewcząt chciaławyjść za mąż - a chciały wszystkie, co do tego nie było cieniawątpliwości - ktoś musiał batem zaprowadzić porządek w tym domu.Ciekawe, co zrobiłby Wellington, ujrzawszy w życiorysieGriffina projekt reformy domu Witfeldów.Nie mógł się powstrzymaćod śmiechu.Niech to diabli! Gdyby mu się udało przywrócićporządek u Witfeldów, Napoleon to byłaby bułka z masłem.Tylko jak się do tego zabrać?W tej chwili pytania, jak i po co, nie znaczyły w istocie zbytwiele.Griffin podjął decyzję o przebiegu dalszej akcji, a Griffinowiezawsze odnosili sukces, obojętnie, czy w dużej, czy w małej sprawie.Ten Griffin miał wiele do udowodnienia zarówno rodzinie, jak i sobie.Wychowywał właśnie psa, a nowe zadanie nie mogło być o wieletrudniejsze.Poczuł na kolanie uderzenie laski, a ciotka Tremaine zatopiła sięw fotelu koło niego.- Au! - jęknął tak żałośnie, jak się dało.- Napiszę jutro do twego brata, że spóznimy się jakiś tydzień lubdwa.97RS- Doskonale - odparł cicho.Kiwał głową, potakując czemuś, comówiły właśnie blizniaczki, chociaż nie miał najmniejszego pojęcia,co powiedziały.- W zasadzie nie sądzę, by go obchodziło to, gdziejesteśmy, przynajmniej dopóty, dopóki nie mam dostępu do wojska wLondynie.- Nie trzymam cię tutaj jak więznia - odpowiedziała, ściszającgłos.- Masz konia.Wracaj do Londynu, jeśli tam właśnie chcesz być.To tylko zademonstrowałoby, że Melbourne miał rację.Musiał -jak dziecko - udowadniać, że potrafi robić jedną rzecz, zanim dostaniepozwolenie, by móc robić następną.To jednak nie była wina ciotki.Wzdychając głęboko, Zachary wyciągnął dłoń i położył na jej tłustejręce.- Melbourne dał mi do wykonania zadanie.Zamierzam przez nieprzebrnąć.Zresztą lubię cioci towarzystwo.Uśmiechnęła się.- Cieszę się, bo ja lubię twoje.Poza tym gdyby Zachary nie mógł poradzić sobie z czymś takprostym, jak dotrzymywanie towarzystwa ciotce Tremaine, Sebastianporuszyłby ziemię i niebo, żeby go powstrzymać przed włożeniemmunduru.- W takim razie wyjedziemy stąd razem.- Myślałam, że będziesz zachwycony, że tak wiele młodziutkichpanien ci nadskakuje - rzekła ciotka Tremaine z żartobliwą nutą wgłosie.- Jesteś pewien, że to nie jest główny powód, dla któregoskłaniasz się ku zostaniu ze mną?98RSZmierzył ją wzrokiem.Chciał zostać ze względu na nie, ale nie zpowodu, o którym myślała.- Po pierwsze, powiedziała mi ciocia, żeby je zostawić wspokoju, a po drugie obiecała mi ciocia, że mnie nie będzie swatać.- Oczywiście że nie będę.Miałam zamiar ci tylko pokazać, jakwygląda życie na wsi.%7łebyś się mu przyjrzał.Tylko przyjrzał, nicwięcej.- No cóż, sceneria jest urocza.i nieco rozpaplana.Nie mogęwtrącić jednego mądrego słowa.Roześmiała się.- U ciebie to rzadkość.- Nie martw się, cioteczko.Mam plan.Powinno to wzbudzić jejpodejrzenia.- Jaki znowu plan?- Niech ciocia się nie obawia.Pod koniec naszej wizytywszystkie panny Witfeld będą mi wdzięczne.- Zachary, to nie brzmi dobrze.Jedna rzecz stała się absolutnie jasna - ciotka Tremaine szczerzelubiła rodzinę Witfeldów.Dobrze.Opowie o jego sukcesieMelbourne'owi.- Nie ma powodu do obaw.Wiesz jednak, jak lubię wyzwania.- Ojej! - mruknęła.Kiedy miał już początek planu, chciał zaraz przystąpić dodziałania.Rządzić i zwyciężać będzie miało sens tylko wtedy, kiedy99RSuda mu się trzymać pozostałe sześć sióstr z dala na tak długo, żebyosiągnąć cel z każdą z osobna.- Zachary!Syknął, kiedy laska szturchnęła go w kostkę.- Co takiego, do licha?- Będziesz pozował Caroline do portretu?- Powiedziałem już, że będę - odrzekł, i pochylił się szybko, byrozmasować sobie kostkę.- Szkicuje właśnie moje uszy i dłonie.Niebędzie mogła naszkicować nóg, bo zaraz mi je ciocia połamie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]