[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.BaÅ‚siÄ™? To byÅ‚o niedorzeczne, byÅ‚ ojcem chÅ‚opaka.Nie miaÅ‚ powodów, by siÄ™ bać.Pot spÅ‚ywaÅ‚mu po plecach.- Jedziemy do domu.- To tylko maÅ‚e zaÅ‚amanie nerwowe, powtarzaÅ‚ sobie Hayden,wyprowadzajÄ…c Jeralda z gabinetu.ChÅ‚opiec pracowaÅ‚ za ciÄ™\ko.Potrzebny bÄ™dzie muwypoczynek.Grace westchnęła, gdy zadzwoniÅ‚ telefon.Tego dnia po raz pierwszy od tygodnimogÅ‚a pracować.NaprawdÄ™ pracować.ZagÅ‚Ä™biÅ‚a siÄ™ w Å›wiecie wÅ‚asnej wyobrazni i w ciÄ…guparu godzin udaÅ‚o jej siÄ™ stworzyć coÅ›, z czego mogÅ‚a być zadowolona.Od Å›mierci Kathleen nie opuszczaÅ‚a Grace gÅ‚Ä™boko skrywana obawa, \e nie bÄ™dziemogÅ‚a ju\ pisać.W \adnym wypadku o morderstwach i o ofiarach.Ale to wróciÅ‚o do niej, zpoczÄ…tku opornie, a potem pisaÅ‚a ju\ jak dawniej, w zwykÅ‚ym tempie.Jej powieść, samopisanie, Å›wiat, który wymyÅ›liÅ‚a, nie miaÅ‚y nic wspólnego z Kathleen, zwiÄ…zane byÅ‚y tylko zniÄ….Jeszcze godzina, mo\e dwie i miaÅ‚aby ju\ coÅ›, by wysÅ‚ać do Nowego Jorku i zÅ‚agodzićzdenerwowanie jej wydawcy.Ale zadzwoniÅ‚ telefon i przywróciÅ‚ jÄ… do rzeczywistoÅ›ci.Arzeczywistość przypomniaÅ‚a jej o Kathleen.Grace odebraÅ‚a telefon i zanotowaÅ‚a numer.Wyjęła papierosa i poÅ‚Ä…czyÅ‚a siÄ™.- Tu Désirée, dzwoniÄ™ do klienta.- poczekaÅ‚a, a\ centrala przyjmie zgÅ‚oszenie ioperator wyÅ‚Ä…czy siÄ™.- Cześć, Mike, co mogÄ™ dla ciebie zrobić?Cholerny sposób na spÄ™dzenie wieczoru, pomyÅ›laÅ‚a kilka minut pózniej.Ed byÅ‚ nadole i graÅ‚ z Benem w remika, a ona udawaÅ‚a przed czarnym rycerzem, sir Michaelem,wieÅ›niaczkÄ™.To byÅ‚o nieszkodliwe.WiÄ™kszość z tych facetów byÅ‚a nieszkodliwa.Byli samotni,pragnÄ™li towarzystwa.Byli ostro\ni i szukali bezpiecznego, elektronicznego seksu.BylispiÄ™ci, zestresowani przez rodzinÄ™, pracÄ™, i uznali, \e telefon jest taÅ„szy ni\ prostytutka czypsychiatra.Tak najproÅ›ciej mo\na byÅ‚o to zrozumieć.Ale Grace dobrze wiedziaÅ‚a, \e nie wszystko byÅ‚o takie proste.Reprodukcja portretu zabójcy wyciÄ™ta z gazety le\aÅ‚a na nocnym stoliku.Ile ju\ razymu siÄ™ przyglÄ…daÅ‚a? Ile razy patrzyÅ‚a na niego próbujÄ…c zobaczyć.cokolwiek.Mordercy, gwaÅ‚ciciele powinni wyglÄ…dać inaczej ni\ normalni ludzie.A jednakwyglÄ…dali tak samo - zwyczajnie, niczym siÄ™ nie wyró\niali.To byÅ‚o przera\ajÄ…ce.Mo\na byÅ‚o minąć ich na ulicy, spotkać w windzie, uÅ›cisnąć ich rÄ™kÄ™ na jakimÅ›przyjÄ™ciu i nic o tym nie wiedzieć.Czy rozpozna go, gdy go usÅ‚yszy? Jego gÅ‚os bÄ™dzie taki zwykÅ‚y, tak nieszkodliwy, jakgÅ‚os sir Michaela.A jednak pomyÅ›laÅ‚a, \e jakoÅ› go rozpozna.Wzięła szkic do rÄ™ki i przyjrzaÅ‚amu siÄ™.MiaÅ‚a nadziejÄ™, \e gÅ‚os bÄ™dzie pasowaÅ‚, dopasuje go do tego szkicu jego twarzy.Przed domem Ben przeszedÅ‚ przez ulicÄ™ w kierunku nieoznaczonej ciÄ™\arówki.EdograÅ‚ go ju\ w remika na dwadzieÅ›cia pięć dolarów, wiÄ™c uznaÅ‚, \e czas sprawdzić, co uBillingsa.OtworzyÅ‚ boczne drzwiczki.Billings podniósÅ‚ wzrok i zasalutowaÅ‚.- To naprawdÄ™ zadziwiajÄ…ce - zarechotaÅ‚.- Tak, zadziwiajÄ…ce przez du\e Z.ChceszposÅ‚uchać? !- JesteÅ› chorym czÅ‚owiekiem, Billings.Billings uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ tylko szeroko i rozÅ‚upaÅ‚ orzeszek.- Ta pani jest naprawdÄ™ zabójcza, kolego.MuszÄ™ wam podziÄ™kować, \e pozwoliliÅ›ciemi jÄ… trochÄ™ poznać.Sam mam ochotÄ™ do niej zadzwonić.- Dlaczego tego nie zrobisz? Z przyjemnoÅ›ciÄ… popatrzÄ™, jak Ed powyrywa ci nogi zdupy.- Ale wÅ‚aÅ›nie po to, by tego uniknąć Ben tu przyszedÅ‚.- Czy robisz tu coÅ› jeszcze zapieniÄ…dze podatników oprócz tego, \e siÄ™ onanizujesz?- Nie podniecaj siÄ™, Paris.PamiÄ™taj, \e to wy przyszliÅ›cie do mnie.- PoÅ‚knÄ…Å‚ orzeszek.- No tak, ten jeden ju\ ma dobrze.Jeszcze chwila i.- Billings przerwaÅ‚.- Poczekaj.- JednÄ…rÄ™kÄ… przyciskajÄ…c do ucha sÅ‚uchawkÄ™ zaczÄ…Å‚ manipulować przy sprzÄ™cie rozÅ‚o\onym przednim.- WyglÄ…da na to, \e ktoÅ› chce darmowÄ… przeja\d\kÄ™.Ben przybli\yÅ‚ siÄ™ i pochyliÅ‚ przez ramiÄ™ Billingsa.- Masz go?- Zaraz, zaraz.Jest jakiÅ› trzask, sÄ… szmery.Patrz na tÄ™ strzaÅ‚kÄ™.Tak, tak, on tam jest.-Billings prztyknÄ…Å‚ wÅ‚Ä…cznikami i zachichotaÅ‚.- No to mamy trójkÄ…t.- Mo\esz go namierzyć?- A czy myÅ›lisz, \e to tak Å‚atwo? Cholera, on jest chytry.Chytry jest skurwysyn.Pilnuje siÄ™.Cholera.- Co?- RozÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™.Chyba skoÅ„czyÅ‚y siÄ™ trzy minuty tego faceta.- NamierzyÅ‚eÅ› go, Billings?- Na litość boskÄ…, potrzebujÄ™ wiÄ™cej ni\ trzydzieÅ›ci sekund.Zaczekamy i zobaczymy,czy znowu siÄ™ pojawi.- Billings znowu zajÄ…Å‚ siÄ™ orzeszkami.- Wiesz co, Paris, jeÅ›li ten facetrobi to, o co go podejrzewacie, to nie jest gÅ‚upi.Nie, kochany, on jest sprytny, naprawdÄ™sprytny.Prawdopodobnie ma najwy\szej klasy sprzÄ™t i wie, jak siÄ™ nim posÅ‚ugiwać.BÄ™dziezacieraÅ‚ za sobÄ… Å›lady.- Czy chcesz mi powiedzieć, \e nie mo\esz go przyÅ‚apać?- Nie, mówiÄ™ ci, \e jest dobry.NaprawdÄ™ dobry.Ale ja jestem lepszy.Jest nastÄ™pnytelefon.Jerald nie mógÅ‚ w to uwierzyć.RÄ™ce miaÅ‚ mokre od potu.To byÅ‚ cud i on go sprawiÅ‚.Nigdy nie przestaÅ‚ o niej myÅ›leć, po\Ä…dać jej.A teraz ona wróciÅ‚a, dla niego.Désirée wróciÅ‚a.I czekaÅ‚a na niego.Z zamÄ™tem w gÅ‚owie zaÅ‚o\yÅ‚ na uszy sÅ‚uchawki i znów zaczÄ…Å‚ sÅ‚uchać.Ten gÅ‚os.GÅ‚os Désirée.Samo sÅ‚uchanie sprawiÅ‚o, \e byÅ‚ podekscytowany, spocony,zdesperowany.Tylko ona mogÅ‚a coÅ› takiego sprawić.Doprowadzić go do tego stanu.W niej byÅ‚a siÅ‚ataka sama, jak w nim.ZamknÄ…Å‚ oczy i pozwoliÅ‚ siÄ™ jej unieść.Pozwoli zanieść siÄ™ na szczyt.Ona wróciÅ‚a.WróciÅ‚a dla niego, bo on byÅ‚ najlepszy.Bo\e, jak to siÄ™ zbiegÅ‚o.Dobrze zrobiÅ‚, \e zrzuciÅ‚ maskÄ™ i pokazaÅ‚ tym gogusiom wszkole, jaki naprawdÄ™ jest.Désirée wróciÅ‚a.Pragnęła go, chciaÅ‚a go poczuć wewnÄ…trz siebie,chciaÅ‚a, by daÅ‚ jej tÄ™ jedynÄ… w swoim rodzaju kraÅ„cowÄ… rozkosz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]