[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwsze, kwestie kar dla wozniców, którzy lekceważyli sobie najwyrazniej rozporządzenie oprzymusowym ogumieniu kół wozów w mieście stołecznym i hałasowali mu o świcie podoknami.Po drugie, sprawa protestu w imieniu starszych ludzi przeciwko estetycznym bezeceństwomimpresjonistów.Po trzecie, konieczność uchwalenia zakazu wstępu psów nierasowych do parków publicznych.-A ty skąd się tu wzięłaś? - Wicehrabina przeszyła Pamelę wzrokiem pełnympogardy.-Mogłabym zapytać o to samo - odcięła się dziewczyna.-Ja się nie mam czego wstydzić, ciężką pracą zapisałam najchlubniejsze karty społecznejdziałalności w Amirandzie.- Ja też, tyle że nie społecznej.Sonia Yo zignorowała odpowiedz.-Działałam jako prelegentka i honorowa markietanka, piastowałam odpowiedzialnefunkcje w Towarzystwie Hodowli Kanarkówi Papug Falistych, prezydiowałam KołuPopierania Monarchii i sekretarzowałam Klubowi Przyjazni Amirandzko-Amirandzkiej.-A pracowała pani kiedyś na życie?Arystokratka wygięła pogardliwie wargi i uznała, że dalsza rozmowa z rozmemłaną parweniuszkątylko uwłacza jej błękitnej krwi z awansu.Weszli do rozmównicy.Cały pawilonik wypełniała rozległa poczekalnia, ze znajdującąsię w środku oszkloną kabiną.Nigdzie śladu człowieka.-I co teraz? - zapytała Pamela.-Chyba pan z racji wieku i urzędu - Wicehrabina wyszczerzyła w uśmiechu swenieliczne zęby w stronę Szambelana.-Zawsze ustępuję kobietom - wykręcił się dwornie.-A ja młodzieży - Sonia skinęła na Pamelę.-Mogę, czemu nie - wzruszyła ramionami kurtyzana - ale ja tam przemawiać nieumiem, żadnych problemów nie mam.I myślę, że na rekonesans powinien pójść pan%7łużu.Rozmowy z górą to dla niego nie pierwszyzna.-Proszę bardzo, ale na kacu jestem bardzo szczery i, jak wygarnę, może już nie byćdalszych rozmów.Zresztą, może uzgodnilibyśmy sprawy, które warto by poruszyćna pierwszy ogień, żeby się nie powtarzać.Ja jestem za zniesieniem gorsetówobyczajowych, dopuszczeniem do wolnej miłości i nieograniczonej dystrybucji używek.Dla biednych bezpłatnie.Pamela zachichotała.Za to grdyka Szambelana podskoczyła jak szczur w gwałtowniehamującej windzie.-Sądzę, że najpierw powinniśmy podziękować władzy - rzekł - za daną nam możliwośćotwartego i bezkompromisowego wypowiedzenia się na wszystkie tematy, a następniezabrać głos.-Dobra - przerwała Wicehrabina - ja zaś sądzę, że najważniejsza jest szczerość.Niekomplementy, nie czułe słówka, tylko prosto w oczy, po nazwiskach.O naszychproblemach: rozwydrzeniu młodzieży, nieuczciwości arendarzy, lenistwie chłopówpańszczyznianych, nieporządkach w niektórych zaułkach.Bez lakiernictwa! Nawetmożna by skrytykować niższe szczeble administracji.-Mój Boże - wyrwało się Szaszłykowi.-Są za dobrzy i zbyt liberalni.-Ja się na tym nie znam - zaczęła Pamela - ale może warto byłoby wspomnieć o nędzyw dzielnicach południowych i zdzierstwach tamtejszych poborców, działających rękaw rękę z gangami.O przekupności sędziów i kłamstwach Heroldii.-Czy ktoś coś tu mówił, bo mnie się wydawało, że nikt? - zapytała WicehrabinaSzambelana.Ręka %7łużu, błądząca od pewnego czasu po udzie młodej dziewczyny, ścisnęła jewymownie.-Fajna jesteś, ale bardzo głupiutka - rzekł jej do ucha.- Kto ci o tym wszystkimnagadał?-W łóżku można nauczyć się wielu ciekawych rzeczy.-Będziemy losować kolejność wypowiedzi - powiedziała Sonia.- Napiszemy swojenazwiska na karteczkach, wrzucimy do mego czepka, a ja wylosuję.Los przewrotnie wskazał Wicehrabinę.Ta pokraśniała.Nie wiedzieć: z dumy czy raczejniepokoju.- Idę wypełnić swój obowiązek - stwierdziła dramatycznie.- Ale proszę kolegów,abyśmy w swych wypowiedziach unikali mówienia o sobie nawzajem.Mówmy o sprawachogólnoamirandzkich, a między sobą bądzmy solidarni.Szaszłyk z przyzwyczajenia zaklaskał.-O ile zechcą z wszystkimi nami rozmawiać - rzekł %7łużu.Sonia zatrzymała się.-A myśli pan, że mogą?-Wszystko mogą.Yo weszła do budki, zdjęła złotą, inkrustowaną rubinami słuchawkę.Na zewnątrz dobiegłopowtórzone:- Hallo, hallo!.Ale potem arystokratka zatrzasnęła drzwi i dalszy przebieg rozmowy można było obserwować naniemo.Najpierw Wicehrabina stała profilem do całej reszty eliminatów, potem odwróciła się tyłem.Słuchawkę ściskała tak silnie, że aż jej pobielały nadgarstki.Skończyła po kwadransie.- Jak było? - zapytał następny do rozmowy Szaszłyk.-Prawidłowo i na roboczo - odparła Sonia, ocierając pot z twarzy.-Powiedziała pani wszystko, co miała do powiedzenia? - zapytał niedowierzająco %7łużu.-I jeszcze więcej - odparła działaczka i widząc, jak Szambelan wchodzi do kabiny,potruchtała, aby obserwować go z drugiej strony.Tak więc, w jakimkolwiek kierunku by się odwrócił, wszędzie napotykał zaciekawione oczywspółeliminatów.Początek rozmowy był chyba nieprzyjemny.Szambelan Starogrodzki powiedział paręsłów i wsłuchiwał się w odpowiedzi.Okropnie pokraśniał, a jego skóra przypominała terazzleżałą koninę.Sprawiał wrażenie, jakby słuchawka parzyła go w rękę i miał ochotę cisnąć jąna widełki, ale z wolna zaczął się rozkręcać.Jego usta poruszały się w coraz dłuższychzdaniach, potem doszła nawet gestykulacja.W sumie dialog trwał około pół godziny i zakończyłsię wykonanym z uśmiechem pełnym czci, ale bez przesady ukłonem.-Pańska kolej, %7łużu - stwierdził wychodząc.Sonia wyglądała na niespokojną.-Coś długo pana maglowali? - zauważyła.- To była przyjemna dżentelmeńska rozmowa na tematy najważniejszych spraw narodui monarchii.Mieliście rację, trzeba było mówić o wszystkim.Bez oporów.%7łużu chyba miał kłopoty z połączeniem.Trzykrotnie odkładał słuchawkę na widełki i podnosiłponownie.Ale wreszcie poszło.Sądząc z niedbałej pozy, rozmowa przybrała wręcz familiarny ton.Musiały często padać żarty, playboy parokrotnie wybuchał serdecznym śmiechem, to znównonszalancko przerzucał słuchawkę z ręki do ręki, dając obserwującym do zrozumienia, że nic anic nie przejmuje się opinią z góry.-Kto z panem rozmawiał, Regent? - zapytała Wicehrabina Szambelana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]