[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Obiecuję ci, Klaposky, że kiedy odzyskacie niepodległość, będziecie moglispokojnie odbudować swoje stare budowle.Steinhaus pochylił się do ucha Melkego i szepnął:- Melke, patrz! To ten drugi z prawej!- Który, panie pułkowniku?.Ten w żółtych rękawiczkach, który teraz poprawiaklamrę u pasa od szabli? - Tak, to ten.Strzelaj!Znowu dobiegł ich głos Napoleona:- Ruiny romańskie są jednak mniej piękne od gotyckich.Gotycki łuk, zwłaszcza wruinie, wypatroszony, mający w tle błękit nieba, odzyskuje całą pełnię swego geniuszu, jakboska wycinanka.Dużo jest u was architektury gotyckiej, Klaposky?- Sporo, sire.Sporo też w ruinie, głównie po najezdzie szwedzkim, kiedy naszaziemia paliła się od granicy do granicy.- Strzelaj! - syknął Steinhaus, szarpiąc Melkego za cienki półkożuszek.- Dlaczegonie strzelasz, bydlaku?! Strzelaj, już!W tej samej chwili zza pleców dobiegł go zimny głos Rotzberga:- Spokojnie, Herr Steinhaus.Odwróć się do ściany i rączki do tyłu, bo wsadzę ci tennóż pod żebro! Julianie, odłóż strzelbę i zwiąż mu łapy.Potem przeszukaj, za pazuchą mapistolet.Odczekawszy, aż Bonaparte ze świtą opuszczą klasztor, Rotzberg rzekł krótko:- Idziemy!Steinhaus dopiero teraz wydobył głos ze ściśniętego gardła:- Co to znaczy?!.Kim jesteście?!- Masz prawo wiedzieć, przedstawimy się.To Julian Bogusz, a nie żaden KlausMelke.Polak, tak jak i ja.Dokładniej mówiąc jestem półkrwi Prusakiem, ale moje serce jestcałe polskie.Porucznik Rezler, czasowo odkomenderowany do Cabinet Secret.Teraz jużwiesz, Prusaku.Idziemy.Ruszyli.Steinhaus przytomniał z wolna.Zapytał:- Po co wam była potrzebna cała ta maskarada z organizacją i zamachem? Po totylko, żeby mnie aresztować? Mogliście przecież zrobić to już w Poznaniu.- Nie mogliśmy.Pruska organizacja dywersyjna rzeczywiście powstała wWielkopolsce po wycofaniu się waszej armii, a raczej jej niedobitków - wyjaśnił muDominik - ale szybko została unieszkodliwiona przez Savary ego i Schulmeistra.KapitanRotzberg i jego kumple zostali rozstrzelani.Na miejsce Rotzberga przyszedłem ja.Amaskarada z zamachem była konieczna, absolutnie niezbędna, Herr Steinhaus.Bo ty,wbrew temu, co sobie wyobrażałeś, byłeś w tej grze tylko pionkiem, potrzebnym nambardzo, to prawda, lecz w istocie wartym tyle, ile wart jest ołów konieczny do rozstrzelaniacię.Chodziło nam o tę konspirację wewnątrz Wielkiej Armii.Cabinet Secret wiedział, żejest taki spisek, ale nie mógł dopaść ani jednego jej członka.Potrzebowaliśmy tylkojednego, który mógłby wyśpiewać wszystko.I ty nam go pokazałeś przed chwilą! Jeszczedzisiaj zostanie wyspowiadany i to będzie koniec owego spisku.- Gdybyście mnie aresztowali w Poznaniu, też bym wam pokazał tego człowieka, zacenę mojego życia, czyż to nie oczywiste?- Nie.Kto mógłby nam zagwarantować, że w chwili aresztowania nie połkniesztrucizny? Mogłeś ją mieć w ustach.Teraz, nawet jeśli ją masz, to połykaj sobie.Myślałeś,głupcze, że zabijecie cesarza i że Polska się nie odrodzi.Niedoczekanie! Cesarz będzie żył iPolska też! Popatrz, Warszawa już wolna, Gdańsk będzie wolny lada chwila.Czarny orzełmiał pognębić białego, a teraz biały siedzi na nim jak jastrząb na głupiej kurze i bije, bije ażpióra lecą!Steinhaus, kroczący ze spuszczoną głową, już nie blady, lecz siny z wściekłości iniemocy, podniósł naraz głowę i rzekł miękko:- Panie.panie poruczniku.- Czego?- Pan i ja.pracowaliśmy w ten sam sposób, w służbie wywiadowczej,wypełnialiśmy rozkazy przełożonych.Jesteśmy kolegami, a to, co chcieliście, osiągnęliściejuż.więc może.Dominik roześmiał się na cały głos, dając w ten sposób upust nerwom, któremęczyły go przez wiele godzin, i wlewając do żył strumień wielkiej ulgi.- Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha! Słyszałeś, Julianie?.Nie rozśmieszaj mnie,łotrze! Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha! Słyszałeś go, Julianie?- Słyszałem, panie poruczniku.Walnąć w czapę!- Nie, nie trzeba.Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha!Steinhaus, niedostatecznie widać zrażony, podjął jeszcze jedną próbę:- Panie poruczniku.dam okup za siebie.Olbrzymią sumę, stos złota, będzie panbogaty.Rezler, usłyszawszy to, przestał się śmiać.Stanął na rozkraczonych nogach iprzybliżył swą twarz do twarzy Prusaka.Każde słowo, które mówił, dzielił na sylaby,wyciskając je przez zęby w taki sposób, że Steinhausa przeszedł śmiertelny dreszcz.- Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, kanalio, każę rozwiązać ci ręce i zanim ciędostarczę do Poznania, sam tak cię obiję, że pożałujesz! Gdybym wziął te pieniądze i puściłcię, plunąłbym na matkę!.Tak, na matkę.Słaby macie wywiad, jeśli nie dowiedzieliściesię jeszcze, że w Polsce na ojczyznę mówi się: matka.Milcz od tej chwili.Maszeruj!Wspomnienie 4 - Za plecami cesarzaW świcie cesarza jechałem z Poznania ku Warszawie, przez Kutno, Aowicz i Błonie.Wiatr dokuczliwy nas smagał, lecz zima ciągle w rejteradzie była, a drogi utopione wbłocie, o którym Francuzi złośliwie prawili, że to polski piąty żywioł.On to właśnie sprawił,że w Aowiczu cesarz, zniecierpliwiony wolnym posuwaniem się, na konika się przesiadł idalej w siodle ku stolicy podążał.Tabory cesarskie ugrzęzły gdzieś za nami na drodze, comnie trapiło, bo w jednym z powozów jechała Kami pod opieką Gila.O tymże samym Gilu mowa, co niegdyś w lochu ojcem mi był i niańką.Niepoznałem go w czas audiencji, kiedy ze Strzyżewskim do Poznania przybył jakoprzedstawiciel gminu galicyjskiego.Następnego dnia po owym posłuchaniu, wieczorem,przyglądał mi się człek pewien na ulicy Gołębiej i za chwilę zagadał do mnie.Gil! Stwórwłochaty, do zwierza podobny, teraz przystrzyżony był i ochędożony, jakże miałem gopoznać? Opowiadał, jak go żona odumarła, jak dziatki u siostry bezdzietnej ostawił, jak zlochu wylazł i w rekruty poszedł, i błagał, bym go do służby przyjął.StrzyżewskiemuNapoleon nic obiecać nie mógł, bo z Austrią zatargów o Galicję nie chciał, kiedy nie opodalRosjanie stali nad Wisłą.Deputacja wróciła z niczym.Gil został, nie miał po co wracać.- Jaśnie panie, ordynansować będę, służył będę wiernie, konie czyścił.Inny był niż wtedy, już nie chłop-mędrek, już nie chłop-jakobin i filozof, a wieśniakuległy, proszący.Nie wiem czemu, ale gdy jaśnie panie mówił, nie przerywałem i niezabroniłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]