[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aapacz MikeLaValliere złapał piłkę, wyciągnął rękę i Sid rzucił się, by dotknąć bazy.Ten rodzaj ruchu dotąd znany jest w świecie baseballu jako ślizg.Komentator Bravesów Skip Caray, stojąc w swoim stanowisku dlaprasy, podniesionym głosem krzyczał:- Wymach, piłka leci z lewego pola! Jeden bieg zaliczony.NadchodziBream! Rzucił się na ziemię! Jest uratowany! Bravesi wygrywają!Bravesi wygrywają! Bravesi wygrywają!Widownia oszalała.Ludzie się ściskali.Zawodnicy z ławkirezerwowych otoczyli Sida w bazie domowej, a potem zaczęli się ściskać,rzucając na siebie, aż powstał stos kotłujących się ludzi.Obaj z wujkiemdługo krzyczeliśmy z radości.221Ucieszeni fani biegali po zewnętrznym pasie boiska, a nad głowamizaczęły nam rozbłyskiwać fajerwerki.Nigdy w życiu nie widziałem tyluszczęśliwych ludzi w jednym miejscu.Oprócz Tommye.Ona znikła.Pojawiła się dwadzieścia minut pózniej, mówiąc, że była kolejka dotoalety.W drodze powrotnej dałem dojść do głosu tej części mnie, którazadawała pytania.Miałem dwa: kto o zdrowych zmysłach wychodzi dotoalety w takim momencie gry, zwłaszcza że Tommye nic nie jadła aninie piła, od chwili gdy zabraliśmy ją rano z domu.Dlaczego tak pilniepotrzebowała łazienki? Spojrzałem w ciemnościach na tylne siedzenie iobserwowałem ją.Gdy mijaliśmy światła uliczne albo mijał nassamochód, cienie ją zdradzały.Pomiędzy tymi błyskami zobaczyłemtwarz małej dziewczynki, która uciekła do nas z %7łuta w nocy w nocnejkoszuli.222Rozdział 26Pojechałem z Tommye na północ wyspy, przez chronioną bramę naSea Island i tereny klubu sportowego.Gdy dotarliśmy do domu wujkaJacka, powiedziała:- Zaraz będę z powrotem.Otuliłem się kapturem, gdy Tommye otworzyła drzwi i pobiegła nagórę pomimo głośnych protestów nieznanej mi sprzątaczki, a trzy minutypózniej zbiegła na dół.Miała z sobą worek z rzeczami.Uśmiechnęła się.Pomachała przez ramię wciąż krzyczącej pani, wsiadła do Vicky izarządziła:- Jedzmy.Byłem pewien, że zatrzymają nas przy bramie, i miałem rację.Strażnik wyszedł z domku, wyciągnął przed siebie wielką rękę ipowiedział:- Przepraszam, ale czy zechciałby pan wysiąść z samochodu?Gdy to zrobiłem, podszedł do auta od strony Tommye i dodał:- Pani także.- Kochany, powinieneś się bardziej postarać - odparła na to Tommye.Otworzył drzwi i sięgnął po nią.- Właściciele zaraz tu będą wraz z policją i z tego co wiem, chcą wasoskarżyć o włamanie i kradzież.- Ach, tak - Tommye uśmiechnęła się i kiwając głową, zadzwoniła muprzed nosem kluczami i prawem jazdy.- Jak223mogłabym być oskarżona o włamanie do własnego domu? A skorojest mój, to o jakiej kradzieży mówimy?- Czy mogę prosić?Podała mu prawo jazdy, a on sprawdził, że nazwisko i adres zgadza sięz nazwiskiem i adresem ojca.- No, dobrze.- Wsiadaj do samochodu, Chase - zwróciła się do mnie Tommye.Strażnik nieco się odsunął, a ja zrobiłem to, co chciała.Mężczyznaoddał jej prawo jazdy i klucze.- Proszę powiedzieć mojemu tacie, że zostawiłam kilka rzeczy.Wkrótce wrócę - rzuciła.- Dobrze, proszę pani.- A teraz może pan otworzyć bramę.Otworzył bramę iprzejechaliśmy.- Czy możesz mi wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? -zapytałem.- Jeszcze nie, ale przyjdzie na to czas.Teraz jedzmy do starego domu -odrzekła i roześmiała się.- To znaczy gdzie?- No, do domu w %7łuta.- Do niego też masz klucze?- Albo coś innego.- Znów się uśmiechnęła.Wujek Jack wyprowadził się z %7łuta wkrótce po odejściu Tommye.Wybudował dom na Sea Island i dom w %7łuta stał od tamtej pory pusty.Trzymano tu jedynie konie, ale teraz został tylko stary koń o imieniuLittle Bubba, syn Big Bubby, który musiał mieć ze dwadzieścia lat i niebyło w nim nic małego.Miał jakieś siedemdziesiąt cali w kłębie i nosił naczterech kopytach ciężar tysiąca dwustu funtów.Mieszkał na pastwisku,patrzył na samochody przejeżdżające stąd do Jesup i z powrotem i pewniemarzył o dniach, gdy Tommye i ja jezdziliśmy na nim na oklep przez%7łuta.Nie wiem, dlaczego224wujek Jack dotąd go trzyma, ale ma to chyba coś wspólnego zwujkiem Willeem.Podjechaliśmy z Tommye do zardzewiałej bramy.Pchnąłem ją lekkozderzakiem.Rdza posypała się, a brama otworzyła.Wzdłuż podjazdurosła zachwaszczona trawa wysoka po pas, a dom dopraszał się omalowanie.Wszędzie widać było osypujące się płatki farby.Drzwiwejściowe od dołu przegniły od zbierającej się pod nimi wody.- Masz latarkę? - zapytała.Wyjąłem latarkę ze środkowego schowka w samochodzie i podałemjej.Tommye włożyła ją do kieszeni i długo wpatrywała się w dom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]