[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dyrygował dalej, niby generał na polu bitwy.- Syd - wtrącił Kit.- Ty idz prosto do stajni.Znasz tam przecie\wszystkie zakamarki.Lauren i ja poszukamy w domu, bo najlepiej się tamorientujemy.Aidan, ty idz.Joseph zszedł na brzeg i wbił wzrok w powracającą z przeja\d\ki łódz.Siedziało w niej dwoje dzieci, ale nie było tam Lizzie.- Lizzie! - krzyknął, odchylając głowę do tyłu.- Nie mogła odejść daleko.Z boku dobiegł go cichy, dr\ący głos.Nagle zdał sobie sprawę, \eciągle ściska ją za nadgarstek.- Nie mogła odejść daleko - powtórzyła Claudia Martin.Widział,\e rozpaczliwie próbuje odzyskać panowanie nad sobą; przecie\ jakonauczycielka powinna mieć doświadczenie w sytuacjach kryzysowych.- I na pewno jest z nią Horacy, jego te\ nigdzie nie widać.Ona wierzy, \eten pies mo\e ją zaprowadzić wszędzie, dokąd będzie chciała.Wszyscy - i dorośli, i dzieci - rozeszli się w ró\nych kierunkach, na-wołując Lizzie.Joseph zauwa\ył, \e Redfieldowie, a nawet jego rodzice iciotka Clara, te\ pomagali w poszukiwaniach.Stał, sparali\owany strachem i niezdecydowaniem.Chciał zacząćdziałać natychmiast, ale dokąd iść? Chciał jej szukać wszędzie naraz.Gdzie ona jest? Gdzie ona jest?210Naraz serce ścisnął mu nowy lęk, kiedy zorientował się, co robi;|Bewcastle i Hallmere.Obaj ściągnęli buty i koszule, a potem zanurkowalido jeziora.Wymowa tego faktu była tak przera\ająca, \e Joseph nareszcie wyrwałsię z odrętwienia.- Niemo\liwe, \eby tam ją znalezli - powiedziała Claudia Martingłosem tak dr\ącym, \e właściwie zmienionym nie do poznania.- Horacy biegałby wtedy sam.Chwycił ją za rękę.- Musimy jej poszukać - postanowił, stanowczo odwracając się odwody.Tu\ przed nimi stały Wilma i Portia.- Bardzo mi przykro, panno Martin - odezwała się Portia - ale na-prawdę powinna była pani lepiej jej pilnować.Przecie\ to pani odpowiadaze te wszystkie ubogie dziewczynki, prawda?- Niewidome dziecko w ogóle nie powinno tu przyje\d\ać - dodałaWilma.- Trzymajcie język za zębami! - rzucił ostro Joseph.- Obie.Nie czekając na ich reakcję, odszedł szybkim krokiem, ciągnąc zasobą Claudię.Ale dokąd teraz?- Dokąd ona mogła pójść? - zapytała Claudia, choć, rzecz jasna, nieoczekiwała od niego odpowiedzi.Zciskała jego dłoń tak mocno, jak onjej.- Dokąd chciała dotrzeć? Zastanówmy się.Mo\e chciała znalezć panaw domu?- Wątpię - stwierdził.Zresztą, jak widział, w stronę domu spieszyliju\ Lauren i Kit, równie\ trzymając się za ręce.- Mo\e w takim razie zamierzała dogonić Eleanor oraz resztę dziew-czynek?- Przeszły przed domem, kiedy ja tam byłem - powiedział.- Szły wstronę tego małego mostku i ście\ki spacerowej.- Zobaczyłyby ją, gdyby poszła tamtędy - uznała.- Pan zresztą te\.Apoza tym ju\ cztery osoby jej tam szukają.Nie ma sensu iść za nimi.Zatrzymali się na podjezdzie w chwili strasznego niezdecydowania.Lizzie nawoływano ze wszystkich stron, ale nie pojawiał się \aden okrzykświadczący o tym, \e ktoś ją znalazł.211Joseph wziął kilka głębokich oddechów, \eby się uspokoić.Dalszeuleganie panice do niczego nie doprowadzi.- Jedyny kierunek, którego nikt jeszcze nie sprawdza - oznajmił- todroga wyjazdowa z Alvesley.Spojrzała na prawo, na długi trawnik przecięty drogą, na przerzuconyprzez rzekę kryty most z kolumnami i las na drugim brzegu.- Niemo\liwe, \eby poszła w tamtą stronę - stwierdziła.- Ona mo\e nie - zgodził się.- Ale pies?- O, mój Bo\e - jęknęła.- O Bo\e, gdzie ona jest? - Przygryzła war-gę, a jej oczy napełniły się łzami.- Gdzie ona jest?- Chodzmy - polecił zdecydowanie, pociągając ją za sobą wzdłu\drogi.- Nic innego nam nie zostało.- Jak to się mogło stać? - zapytała.- Ja poszedłem do domu - rzekł ostrym tonem.- A ja na spacer.- Nie powinienem był jej zabierać z Londynu - wyrzucał sobie.-Tamnic jej nie groziło.- Nie powinnam była spuścić jej z oka - mówiła ona.- Przecie\przyjechałam tu dzisiaj tylko ze względu na nią.To moja wina.PannaHunt miała rację.- Przestańmy się obwiniać - przerwał.- Nie my jedni się nią dzisiajopiekowaliśmy.Wszyscy jej pilnowali.- W tym cały problem - stwierdziła.- Skoro wszyscy jej pilnowali, totak naprawdę nikt się nią nie przejmował.Ka\dy zakładał, \e jest akurat zkimś innym.Powinnam była to przewidzieć, mam przecie\ doświad-czenie ze szkoły.Och, Lizzie, gdzie jesteś?Stali przez parę chwil na moście, rozglądając się na wszystkie strony,rozpaczliwie wypatrując jakiegoś śladu zaginionej dziewczynki.Czemu nie odpowiada na wołania? Nawet z tej odległości Joseph sły-szał okrzyki od strony domu.- Liiiiizzieeeeee! - zawołał z jednej strony mostu, osłaniając ustadłońmi.- Lizzie! - wołała Claudia z drugiej strony.Nic.Kolana osłabły mu nagle i niemal stracił równowagę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]