[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim obudzono przewodnika, zanim ten dał się nakłonić do podróży, zanim zaprzężonowózek i przeprawiono go na prawy brzeg rzeki, zeszło dużo czasu.Była już trzecia rano,kiedy Dragosz ruszył wózkiem zaprzągniętym w niewielkiego, lecz na szczęście szparkiegokonika.Naczelnik policji w Kilii słusznie ostrzegał o trudnościach tej podróży przez dunajowądeltę.Wózek musiał przebierać się przez drogi błotniste, pokryte miejscami wodą, nakilkanaście centymetrów głęboką.Gdyby nie przewodnik znający doskonale miejscowość,można było łatwo zabłądzić na tej rozległej równinie, bez żadnych drogowskazów.Jazdaodbywała się powoli i często trzeba było przystawać dla wytchnienia zmęczonemu konikowi.Dragosz przyjechał do Suliny dopiero w południe.Za kilka godzin upłynie terminnaznaczony mu przez Ladkę.Nie tracąc chwili, Dragosz pobiegł do przedstawicieli miejscowej policji.Sulina, na kongresie berlińskim przysądzona pózniej Rumunji, należała jeszcze wtedy doTurcji, której stosunki z mocarstwami zachodniemi były mocno nieprzyjazne.Dragosz,poddany i urzędnik austrjacki, nie mógł spodziewać się życzliwego przyjęcia, pomimo żedziałał w interesie wspólnym obu krajów.Władze tureckie nie okazały mu wprawdzie złejwoli, ale pomagały ociężale i niechętnie.Przytem dowiedział się, że policja tamtejsza nie posiada statku na swoje usługi; mógłliczyć jedynie na statki celników, których pomoc należała mu się w tym wypadku, gdyżzbójecka banda uprawiała zarazem przemytnictwo.Na nieszczęście, statek strażypogranicznej, dość szybki parowiec, nie stał na tę chwilę w porcie.Krążył po morzu,prawdopodobnie niedaleko brzegu.Dragoszowi pozostawało tylko jedno: nająć rybacką barkę i pogonić za statkiem, któryniezawodnie spotka gdzieś niedaleko.Ajent doprowadzony do rozpaczy ciągłemi przeszkodami, zdecydował się na ten sposóbratunku.Pozostawało mu już tylko półtrzeciej godziny do terminu, naznaczonego przezSergjusza Ladko&Dragosz borykał się z całym szeregiem przeszkód, a Ladko przez ten czas zdążał krok zakrokiem, po wytkniętej drodze do celu.Cały ranek spędził na czatach; ukrywszy łódz w nadbrzeżnem sitowiu, śledził, czy statekStrigi nie czyni przygotowań do odpłynięcia mimo zniknienia Jankla Semo.Ladko był jednakprawie pewny, że Striga bez przewodnika nie odważy się puścić w drogę bardzo trudną, gdzieobfitość ławic piaskowych uniemożebnia żeglugę każdemu, kto nie zna tej części Dunaju.Przypuszczał nie bez podstawy że rozbójnicy, nie mogąc pojąć, gdzie znikł ich pilot,skorzystają z pierwszej sposobności, by go zastąpić innym.Ale niełatwo o pilotów na tejodnodze Dunaju.Do jedenastej rano, oprócz statku Strigi, stojącego na kotwicy, na wodachrzeki nie pojawił się żaden inny.Dopiero o jedenastej ukazały się od strony morza dwa statki.Striga może wezwać je napomoc, której musiał niecierpliwie upatrywać.Nadeszła więc dla Ladki stanowcza chwila.Wypłynął z pośród trzcin i zbliżył się do statku. Hej! hej! zawołał z całej siły. Hej! hej! odpowiedziały głosy z pokładu,Człowiek jakiś ukazał się na pokładzie, był to Iwan Striga&Wściekłość ogarnęła Ladkę na widok sprawcy tylu zbrodni nieubłaganego wroga, któryzburzył jego szczęście i trzymał Naczę w swej mocy.Ale przygotowany był na to spotkanie.Zapanował więc nad swem wzruszeniem i zadającsobie gwałt, zapytał spokojnie: Czy nie potrzeba wam pilota?Striga zamiast odpowiedzieć, przysłonił oczy rękami i przyglądał się długo pytającemu.Prawdę mówiąc, poznał go odrazu po głosie, ale czy to rzeczywiście był Sergjusz Ladko?Byłoby to coś tak nieprawdopodobnego tak niespodziewanego, że Striga sam nie wiedział,co myśleć. Czy to Sergjusz Ladko, z Ruszczuku? zapytał w końcu. Ja sam odrzekł pilot. Czy mnie nie poznajesz? Musiałbym chyba być ślepy odparł Ladko.Poznałem cię odrazu.Jesteś Iwan Striga. I chcesz mi dopomódz? Czemu nie? Jestem przecsie pilotem odpowiedział zimno Sergjusz Ladko. To mojerzemiosło.Striga wahał się chwilę.Byłby to już nadmiar szczęścia, ażeby ten, którego taknienawidził, oddawał się w jego moc dobrowolnie& Czy nie kryła się pod tem jakazasadzka?Ale jakież niebezpieczeństwo mógł przedstawiać jeden człowiek, wobec silnej i odważnejzałogi? Niech wyprowadzi statek na morze, kiedy jest tak głupi, że sam to proponuje& A gdyjuż raz dostanie się na pełne morze zobaczymy wtedy! Wejdz! zawołał krótko dowódca bandy.Usta jego skrzywiły się srogim uśmiechem, który Ladko dojrzał chociaż zdała, mimo tegonie wahał się dłużej.Przybił do statku i wszedł na pokład.Striga wyszedł do niego. Czy wolno mi wyrazić zadziwienie, skąd wziąłeś się tu, przy ujściu Dunaju?Pilot nie odpowiedział. Mówili ludzie, że nie żyjesz mówił dalej Striga. Odkąd zniknąłeś z Ruszczuku&Ale i na to pytanie nie usłyszał odpowiedzi. Co się z tobą działo? nalegał Striga, niezniechęcony milczeniem Ladki. Byłem ciągle w pobliżu morza odrzekł nakoniec Ladko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]