[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęła grać, by odwrócić jego uwagę.Po kilku nie-SRudanych próbach udało im się wreszcie poprawnie zagrać.Spojrzała na niego i krzyknęła:-To wspaniałe! Trzeba jeszcze tylko dobrego tekstu.-Mogę zostawić to u ciebie.Może miałabyś ochotę nadtym popracować?-Jestem zbyt zajęta swoimi sprawami, Josh.Naprawdę.Dlaczego to powiedziała? Z największą przyjemnościąpopracowałaby nad tą piosenką.Jeśliby jednak się zgodziła,oznaczałoby to wytworzenie dalszych więzi, a tego wolałauniknąć.Nagle wstała zakłopotana bliskością jego ciała.-Skończyłam przepisywać twoją pracę.Bardzo dobrzesię ją czyta.Zgadzamy się nawet w jednym przypadku; obo-je lubimy Gypsy".Zaskoczyło mnie to, że nie omówiłeś Och! Calcutta!"; tyle tam nagości!Uśmiechnął się.-Uwielbiam nagie ciała, ale nie na scenie.Ile jestem ciwinien?Potrząsnęła głową.Spojrzał na nią uważnie.-Słuchaj, może byśmy tak wyszli na drinka? W Sohojest sporo miłych klubów.-Musiałabym się przebrać.- Nagle podejrzliwie przyj-rzała się jego twarzy.-To dlatego tak się wystroiłeś? %7łeby-śmy mogli gdzieś wyskoczyć?Z uśmiechem skinął głową.-Byłeś pewien, że nie odmówię? Tak bardzo wierzyłeśw swój urok osobisty?-Każda odpowiedz brzmiałaby nieskromnie.Ale czy tysama nie jesteś pewna swojego uroku?Nie odpowiedziała.-Jesteś bardzo piękna, Taryn.Nie lubisz komplemen-tów? - Przysunął się do niej.- A może tak wielu ludzi po-wtarzało ci je, że cię to nudzi?-Przepraszam.Po prostu nigdy nie wiedziałam, jak naSRcoś takiego reagować - odparła pospiesznie, zaskoczonawłasną szczerością.-Dlaczego nie mogłabyś po prostu podziękować?-Dziękuję, Josh.A teraz, jeśli mi wybaczysz, pójdę sięprzebrać.Zajmie mi to chwilę.Może w tym czasie przeczy-tasz moją pracę?Kilka minut pózniej wyszła z łazienki, ubrana w morelo-wą sukienkę z cieniutkimi ramiączkami i głębokim dekol-tem.Jej ramię otaczała szeroka złota opaska.Josh gwizdnął z podziwu.-Słuchaj, naprawdę mógłbym o tobie napisać piosenkę!-Daj już spokój z piosenką.Jak ci się podoba moje wy-pracowanie?-Mogłem się domyślić, co wybierzesz.Argumentacjajest bardzo rzeczowa.Stary Lehrman powinien być z tegobardzo zadowolony.Dokąd idziemy?-Niedaleko stąd jest miła knajpka, Oberon V.Nazwapochodzi ze Snu nocy letniej" Szekspira.-Co tam jest? Dyskoteka?-Wszystko po trochu: bar, restauracja, jest też miejscedo tańca.Grają przeróżne rzeczy.-Często tam bywasz?-Byłam raz.-Z kim?-Mam taką przyjaciółkę - zaśmiała się.- Zabrała mnietam.Zauważyła lekką zmianę w wyrazie jego twarzy.Ulga?Zadowolenie? Prawdopodobnie jedno i drugie.Bar znajdował się na Broome Street w budynku, któryniegdyś spełniał rolę magazynu.Gdy dzielnica zmieniłanieco charakter, najwyższe piętra przeznaczono na miesz-kalne poddasze, a pierwsze dwa wynajęto rozmaitym skle-pom i klubom.Po obu stronach wejścia do Oberon's" rosłyzalane betonem i pomalowane na biało drzewa.Ich górneSRgałęzie splatały się nad wejściem i nad chodnikiem jak bal-dachim, u dołu zwisały drobne migoczące żaróweczki.Hostessa zaprowadziła ich do niewielkiego stolika z wi-dokiem na zatłoczony parkiet.Kilkanaście par wirowałow gorących rytmach muzyki.Tapety z białymi drzewamiprzywodziły na myśl widok przed wejściem do lokalu; ca-łość sprawiała wrażenie zaczarowanego ogrodu.Taryn zamówiła wino, Josh szkocką z lodem.Drinki po-dano niemalże natychmiast.Podniósł szklankę, przygląda-jąc się z uwagą swojej towarzyszce.-Czy wiesz, że wszyscy mężczyzni patrzą na ciebie?Zarumieniła się.-Chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy ze swojejurody.Może zresztą właśnie to jest w tobie takie cudowne.Jego niewyszukane komplementy powoli zaczynały jążenować.Czuła się lepiej w towarzystwie mężczyzn, któ-rych znała w Hudson Valley.Mężczyzn, którzy z komple-mentów i pochlebstw stworzyli prawdziwą sztukę.-Porozmawiajmy trochę o tobie, Josh.Opowiedz mio swoim życiu.Pociągnął łyk szkockiej.Milczał przez moment, jakbyzastanawiając się nad odpowiedzią.-Zawsze wierzyłem, że wszystko w życiu musi mi sięudać - zaczął wreszcie.- Wyglądało na to, że potrafię od-nieść sukces w każdej dziedzinie.Jestem jedynakiem.Uro-dziłem się i wychowałem w Północnej Karolinie.Gdy za-jąłem się rozwożeniem gazet, wygrałem zegarek i tytuł kol-portera roku.W szkole byłem jednym z najlepszych graczyw koszykówkę, na balu w gimnazjum zostałem partneremnajpiękniejszej dziewczyny.W college'u też mi się świetniepowodziło.Otrzymałem stypendium sportowe i poszedłemna studia w Chapel Hill.Ukończyłem je bez najmniejszychproblemów.Potem postanowiłem, że zrobię magisterium w zakresieSRkompozycji.To wszystko naprawdę nie było mi potrzebne.Chodziłem do college'u, ucząc się czułem się bezpieczny.Pozwoliło mi to na jakiś czas oddalić widmo prawdziwegożycia.Taryn była zdumiona jego opowieścią.-Nie wiedziałam, że skończyłeś college.Uśmiechnął się gorzko.-Myślałaś pewnie, że nie ukończyłem nawet szkołyśredniej, prawda?Odwróciła się, mając nadzieję, że Josh nie dojrzy wyrazujej twarzy.-Na pewno pisałeś melodie do różnych uniwersytec-kich przedstawień - powiedziała.-W Chapel Hill robiłem za kogoś w rodzaju George'aGershwina.Wydział dramatyczny wystawił kilka oryginal-nych musicali, opartych na mojej muzyce.Nie był to Broad-way, ale stałem się sławny.Lokalna prasa, mnóstwo ogólni-kowych pochwał.Teksty też były nie najgorsze.Możesz miwierzyć lub nie, ale zastanawiałem się nawet nad doktora-tem - tak bardzo bałem się wyjścia na świat.-Dobrze to rozumiem - odrzekła.- Uczelnia może byćbardzo przytulną pułapką.-Jest wiele pułapek - uśmiechnął się.- Rodzina, szkoła,organizacje społeczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]