[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzą nas.Powinni już strzelać. Ricochet, tu Black Tiger 06, odbiór. Nadawaj odrzekł Mitchell ściszonym głosem. Moja sekcja Bravo jest na miejscu katastrofy śmigłowca.Widzą was, ale mają zamiarkontynuować zwiad, odbiór.Mitchell odetchnął głęboko.Podniósł się. Wstrzymać ogień! krzyknął do zbliżających się żołnierzy. Do mnie!%7łołnierze wybiegli zza drzew.Faktycznie, byli to ludzie Yana. Ricochet, ostatni wrogowie uciekają ciągnął kapitan. Przegrupujemy się w strefieewakuacji, odbiór. Przyjąłem.Potrzebuję pomocy dla moich rannych. Sanitariusze są już w drodze, odbiór.Mitchell odwrócił się do pilota. Kapitanie, pora w drogę.Spróbuję nie uprzykrzyć panu za bardzo życia. Co to za życie? Nigdy już nie będę latał.Dobrze o tym wiesz.Mitchell nie miał zamiaru litować się na nim.Może uda mu się obudzić nadzieję w tymczłowieku? Kapitanie, my się nie poddajemy zaoponował. Nigdy. Ta rakieta zakończyła moją karierę.Całe moje życie.Zostaw mnie tutaj. Ani myślę. Mówię ci, spadaj stąd.To rozkaz mówiąc to, pilot uniósł pistolet.Mitchell wziął głęboki oddech. No cóż, chyba będzie pan musiał mnie zastrzelić. Jednym ruchem wytrącił kapitanowibroń z ręki i zarzucił go sobie na ramiona.Właśnie nadbiegali Filipińczycy.Dał im znak,żeby mu pomogli. Jak się nazywasz, żołnierzu? spytał kapitan.W jego głosie pobrzmiewała grozba. Mitchell.Scott Mitchell. Zapamiętam sobie. Nie wątpię odparł Mitchell.Oddalał się już wolno od śmigłowca, z trudem utrzymującsię na nogach.Każdy komandos, którego udało się odnalezć, został przetransportowany do strefyewakuacji.W sekcji Mitchella wciąż brakowało pięciu ludzi, uznanych za zmarłych.Poszukiwanie ich rozpocznie się o świcie.Jednak już rząd pozostałych ciał był ciężkim dozniesienia widokiem.Komandosi odpoczywali oparci o plecaki, opatrywani przez sanitariuszy Yana.Czekali naśmigłowce na rozległym polu przylegającym do dżungli.Mitchell spróbował wywołaćkapitana Fanga Zhi.Usiłował nawet skontaktować się z każdym członkiem sekcji tajwańskiejosobno, żaden jednak nie odpowiadał.Rutang przekazał mu smutną wiadomość, uzyskaną od jednego z filipińskich sanitariuszy:Carlos zmarł.Według niego tylko on sam, Billy i Mitchell przeżyli zasadzkę.Mitchell otarł wierzchem dłoni pot z czoła, odchylił głowę i przymknął oczy.Witamy w siłach specjalnych.Był tak zmęczony, że mógłby spać sto lat, tak emocjonalnie wyczerpany, że w piersi czułdogłębną pustkę, której towarzyszył szum przypominający chorały gregoriańskie.Wiatr niósłgłosy mnichów.Myśli Mitchella zaczęły dryfować.Przed oczami stawały mu sceny z odległeji całkiem niedawnej przeszłości.Był nastolatkiem z Youngstown.Leżał na wznak pod starym fordem mustangiem i uczyłsię, jak wymieniać olej.W świeżo odprasowanym mundurze żegnał się z ojcem i rodzeństwem przedwyruszeniem na pierwszą misję.Zciskał dłoń kapitana Foyte a, uśmiechając się radośnie na wieść o tym, że zostałwybrany do ODA 574.Coś działo się na skraju pola.Rutang pociągnął za rękę Mitchella, który ocknął się irozejrzał.Zobaczył całą sekcje tajwańską wyłaniającą się zza drzew.Cała dwunastkawyglądała dokładnie tak jak w chwili, kiedy wkraczali do dżungli.No, może odrobinę sięspocili.Jego pierwszą myślą było: dlaczego oni żyją? Przecież tylko zmarli nie odpowiadają nawezwania przez radio.Mitchell zerwał się na nogi i podbiegł do nich.Znów poczuł kłujący ból wzabandażowanej ręce.Z tyłu grupy dostrzegł kapitana Fanga.Fang niezle znał angielski, choć kilka razy prosił, by mówiono przy nim wolniej.Mitchell, z naciskiem wymawiając każde słowo, zadał mu teraz najprostsze pod słońcempytanie: Kapitanie.gdzie.wszyscy.byliście?Nieco niższy od Mitchella, muskularny Fang wyprostował się i przeszył go groznymwzrokiem. Sierżancie odezwał się przykro mi z powodu pańskich strat. Słyszeliście nas?! Owszem. Słyszeliście, jak wzywałem pomocy? Rozkazałem moim ludziom wycofać się. Co takiego?Wokół nich zaczęli się zbierać ludzie z sekcji Fanga.Pojawił się też kapitan Yano zeswoimi ludzmi. Słyszał mnie pan, sierżancie Mitchell.Owszem, słyszał.I rzygać mu się chciało od tego. Przysłano nas tutaj, żeby nas poświęcić.Nie mogę na to pozwolić.Mitchell trząsł się z wściekłości. Kapitanie, co pan narobił?! Podjąłem decyzję.Jak uważam, słuszną. Kapitan Yano stracił czterech ludzi.Ja dziewięciu.Jest pan szaleńcem. Mitchellpostąpił krok do przodu, tak że znalazł się kilka centymetrów od Fanga.Patrząc mu prosto wtwarz, podniósł głos
[ Pobierz całość w formacie PDF ]