[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarł do pary drzwi umieszczonych naprzeciw siebie po obustronach korytarza, na samym końcu domu.Spróbował jeotworzyć.Podobnie jak inne drzwi, te także nie były zamknięte naklucz.Jedne prowadziły do kuchni, drugie w ciemność.Zwiatło zholu wpadało ponad jego ramieniem, i gdy jego oczy przyzwyczaiłysię do mroku, zobaczył, że stoi u wejścia do przypominającegojaskinię korytarza.W odległości pięćdziesięciu metrów światłozanikało, ale Gosseyn odniósł wrażenie, że jaskinia ciągnęła siędalej w głąb pnia.Zamknął drzwi i zawrócił do jednej z sypialń.Rozebrał się iwykąpał w przyległej łazience.Odświeżony i senny, wsunął siewmiękką pościel.Wokół niego panowała kompletna cisza, taka,jakiej nigdy jeszcze nie doświadczył.Jego myśli zwróciły się kuwnętrzu, ku tajemnicy Gilberta Gosseyna, który został zabity inadal żyje.Nawet bogowie z przeszłości nie potrafiliby zrobićlepszej sztuczki.W tamtych dawnych, romantycznych czasachmógł okazać się księciem, ważnym agentem rządowym lub synembogatego kupca.Ale w świecie nie-A nie spotykało się takichwyjątkowych ludzi.Oczywiście, wielu ludzi było bogatych, a agenciprezydenta Hardiego mogli być w zasadzie określeni jako agencirządu, ale zmieniła się skala wartości, ludzie rodzili się równi, iwszyscy potrzebowali szkolenia nie-A, aby uzyskaćzharmonizowany umysł.W obecnych czasach nie zdarzali się jużpodróżujący królowie, arcyksiążęta czy supermeni.Kim więc jeston sam i dlaczego jest taki ważny?Z tą myślą zapadł w sen.Obudził się nagle.Przez otwarte drzwi sypialni z korytarzawpadało światło dnia.Gosseyn osiadł, zastanawiając się, czy Crangwrócił do domu, i nie zauważył, że ma gościa.Wyskoczył z łóżka izaczął się myć, głośno chlapiąc i fałszywie gwiżdżąc.Czuł się trochęidiotycznie, ale wolał dać znać o swojej obecności, zamiastzaskakiwać gospodarza i ryzykować śmierć od kuli.Gwiżdżąc jeszcze głośniej wszedł do kuchni.Zaczął przeglądaćszuflady i szafki, robiąc możliwie najwięcej hałasu.Trzaskającpojemnikami sprawdził dobrze zaopatrzoną lodówkę.Zdjął z półkifiliżankę i talerz, z głośnym stukiem postawił na stole.Przysmażyłbekon, tłuszcz skwiercząc pryskał na wszystkie strony.Zesmakiem zjadł śniadanie - tosty, bekon, herbata i świeżewenusjańskie owoce.Kiedy skończył jeść, wciąż jeszcze był sam w domu.Wyszedł zkuchni i szybko przeszukał dom.Salon zalany był światłemwpadającym przez wielkie okna.%7ładna z sypialń, z wyjątkiem jegowłasnej, nie byk używana.Otworzył drzwi na końcu korytarza,prowadzące do wnętrza drzewa.Pomieszczenie za nimi było taksamo ciemne, jak wczoraj.Przez chwilę stał tam, wahając się, czypowinien wchodzić.Uznał, że nie, i wrócił, do salonu.Przezogromne okna zobaczył, że dom w drzewie wychodzi na rozległąłąkę.Część tej łąki przekształcono w wypielęgnowany ogród, któryzajmował kilka akrów i tarasami wspinał się w kierunku drzewa,gdzie łączył się z nim w miejscu niewidocznym z okien salonu.Podłuższych poszukiwaniach stwierdził, że ogród zaczyna sięwewnątrz drzewa, na głębokości około sześciu metrów, costanowiło zaledwie drobne nacięcie w ogromnej masie żywegopnia.Pozwoliło to jednak stworzyć zupełnie baśniowy zakątek.Były tam krzewy, jakich nie widział nigdy w naturze, całe obsypanekwieciem, kwiaty wielkie jak ziemskie drzewa, tak barwne, żewydawały się świecić własnym światłem.Wenus musiała być rajemdla botaników. Jednak urok ogrodu nie zatrzymał go na długo.Niespokojniezawrócił do domu.Co robić, czekając na Cranga? W salonieobejrzał książki stojące na półkach.Kilka tytułów gozainteresowało: Arystotelesowska i nie-Arystotelesowska historiaWenus, Egotysta na nie- Arystotelesawskiej Wenus, Maszyna ijej budowniczowie, oraz Detektywi w świecie bez zbrodniarzy.Czytanie początkowo wydało mu się zbyt spokojnym zajęciem.Włączył więc odtwarzacz i powoli zaczął się uspokajać.Teraz czytałuważniej.Zjadł lunch z książką obok talerza.Wieczorem czół sięjuż całkiem dobrze.Był głodny.Wyjął kawał wołowiny zzamrażarki i odciął potężny kotlet Po kolacji zabrał się za historięWenus.Opisywała ona dzieje pierwszych ludzi, którzy postawilistopę na planecie pod koniec dwudziestego stulecia.Przeczytał otym, jak w pierwszej ćwierci dwudziestego pierwszego wiekuzostało ujarzmione kipiące piekło atmosfery, jak zostały tusprowadzone na bliską orbitę lodowe bryły z Jowisza, w wynikuczego deszcz padał przez tysiąc dni i nocy.Bryły lodowe miały wielkość od kilku do setek kilometrówsześciennych, a kiedy uległy roztopieniu, olbrzymie masy wodyspłynęły do atmosfery, a potem na powierzchnię, dając Wenusoceany i tlen.W roku 2081 Instytut Semantyki Ogólnej,obejmujący właśnie władzę, zrozumiał, jakie możliwościprzedstawia sobą żyzna planeta dla nie-A.Tymczasem drzewa irośliny przywiezione na Wenus rozrosły się jak szalone.Metodąwybierania kolonistów przez Maszynę pojawiła się mniej więcej wsto lat pózniej, a zaraz potem zaczął nabierać rozpędu największyselektywny plan emigracyjny w historii ludzkości.W roku 2560 - podawał podręcznik - ludność Wenus liczyła119.000.038 mężczyzni 120.143.280 kobiet.Gosseyn odłożyłksiążkę, zastanawiając się, czy liczebna przewaga kobiet możetłumaczyć, dlaczego kobieta nie-A poślubiła Johna Prescotta.Do poduszki wziął Egotystę na nie-Arystotelesowskiej Wenus.Notka na skrzydełku informowała, że autor, doktor psychologiiLauren Kair, w latach 2559-2564 prowadził praktykę na Ziemi, wmieście Maszyny.Przejrzał tytuły rozdziałów i zatrzymał się nanagłówku: Urazy fizyczne i ich wpływ na ego".Jego uwagę zwróciłnastępujący akapit: Spośród wszystkich nieprawidłowych kierunków rozwoju egonajtrudniej jest wyizolować przypadek człowieka, który uległwypadkowi i doznał urazu nie powodującego natychmiastowychskutków".Gosseyn przestał czytać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]