[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bliźniaki pokręciły głowami.- Tamten pan też był sympatyczny - wyjawiła Kinia.- Jak żył.A jak umarł, to przestał.- Słuchajcie.- Klara przybrała ton naukowy.- Mam dla was dobrą wiadomość.Horrory NIE są oparte na faktach.To są wszystko wymyślone historyjki.Tak jak bajki.- Bajki są wymyślone? - zdziwił się Minio.- To nie ma smoka na Wawelu? Ja byłemna Wawelu z tatą i mamą, i on się tam czaił, ten smok.- Musieliśmy się cicho zachowywać - uzupełniła Kinia.- Żeby na nas nie wyskoczył ztym swoim śmierdzącym zianiem.A Czerwony Kapturek? Przecież są wilki.Ostatnio mamamówiła, że popierała wilki polskie.To znaczy że wysłali na nie jakieś pieniądze.Do jednejorganizacji, ona się nazywa Wuwuef.No to na pewno dlatego, żeby wilki nie zjadały niczyichbabć, tylko żeby miały na mięsko.Mielone, bo ono nie jest ze zwierząt.- A z czego?- Ze sklepu.W paczuszkach.Klara spojrzała na bliźniaki podejrzliwie.Z tym mięsem trochę już przeholowały.Czyżby od samego początku zabawiały się niecnie jej kosztem?Dwie pary niewinnych oczek wpatrywały się w nią wiernie.- Już byś chciała, żebyśmy sobie poszli, prawda? - Kinia okazała domyślność.- Nie przejmuj się, nie musisz nam tego mówić.Już idziemy.Ale możemy jeszczekiedyś do ciebie wpaść?- Zapraszam serdecznie - powiedziała Klara.Tupiąc rozgłośnie na kilku schodkach tarasowych, Kinia i Minio oddalili się, abyszerzyć ferment w innych rejonach kraju.Klara patrzyła za nimi z uśmiechem.Małe potworki.Kto tak na nie mówił? Zdaje się, że wszyscy.W każdym raziebliźniaki dokonały czegoś dziwnego.Zanim pokazały się na tarasie, Klara chodziła po domunieomal na paluszkach, żeby nie spłoszyć tego nieuchwytnego wrażenia, że ojciec wciążjeszcze tu jest.Że pozostał dotyk jego dłoni na porządnie poukładanych dokumentach, jegospojrzenie na szybach okiennych, jego myśli, jego samotność.Kinia i Minio pojawili sięniespodziewanie i odczarowali dom, taras i widok.Wszystko, co otaczało Klarę, było terazzwyczajne, choć wciąż pełne uroku.Ciepły wiatr rozwiewał firanki w otwartych oknach iporuszał zielone zasłony, słońce odbijało się w szybach, nad Śnieżkę przypłynęła mała białachmurka i przysiadła na samym jej szczycie.Może właśnie w tym momencie ojciec „rozwinął żagle”, jak w tym wierszu, którychyba był dla niego ważny?„Twarzą w twarz ujrzę mojego Sternika - tam, dokąd płynę”.Być może właśnie dopłynął.* * *Mały Horst Adolf itd.rozwijał się prawidłowo, ku słusznej dumie i radości rodzicóworaz dziadków.Oczywiście, zaraz po ślubie mama przeniosła się do mieszkania swojegonowego małżonka.Przeniesienie Liesel nie było brane pod uwagę.Została jak dotąd u ciociHannelore, razem z dziadkiem i babcią, którzy i tak większość czasu spędzali u państwaStrache.Ktoś przecież musiał pomóc młodej matce, być przy niej, wydawać okrzykizachwytu na temat maleństwa.Sam mąż to o wiele za mało.Liesel mieszkała więc tam, gdzie przedtem, jeździła do Bonn na zajęcia, czasem teżodwiedzała mamę w jej nowym mieszkaniu na Rathausgasse, nawet niedaleko Uniwersytetu.Najchętniej wtedy, kiedy nie było pana domu, któremu nie do końca przeszły paskudnezwyczaje co do sekretnych obłapek w korytarzu.Trochę się od tego powstrzymywał zaraz poślubie, ale po jakimś czasie przestał się powstrzymywać.Mama czasem to widziała i nie byłazadowolona.Jakoś ją zawsze potrafił udobruchać i w ostateczności była zła na całkowicieniewinną Liesel.Liesel, starym zwyczajem, rozmawiała o tym ze swoimi lalkami.Cóż innego mogłazrobić? Rozmowa z mamą nie wchodziła w grę, z dziadkami, zakochanymi w zięciu, też nie.Przyjaciółek od serca nie miała, była na to zbyt chłodna i zdystansowana.Koledzy i koleżankize studiów określiliby to prościej: była okropnie sztywna.Chyba z tej przyczyny nie miała teżchłopaka.Chociaż był taki jeden asystent, bardzo młody jak na pracownika naukowego, bardzoprzystojny, może niezupełnie aryjskiej urody.Lubiła na niego patrzeć podczas zajęć i zprzyjemnością stwierdzała, że i on rzuca na nią okiem.Była jednak już na trzecim roku i jakdotąd nic z tych wzajemnych spojrzeń nie wynikło.Same studia ogromnie polubiła.Geografia była dla niej czymś pasjonującym.Cieszyłasię na myśl, że za parę lat sama będzie jej uczyć dzieci w jakiejś szkole.To z pewnościąbardziej fascynujące zajęcie niż opowiadanie lalkom o górotworze hercyńskim albo owszystkich dopływach Renu, albo skąd się wzięły pustynie, albo dlaczego Sudety powinnybyć niemieckie, a nie polskie i czechosłowackie.Co to w ogóle jest Czechosłowacja? Ach,szkoda gadać.Kiedy Liesel pomyślała o Sudetach, o Riesengebirge, które teraz nazywają sięjakoś idiotycznie - Karkonosze, o Saalbergu, który teraz się nazywa Bóg wie jak.ogarniałają prawdziwa złość.I nienawiść do przeklętych Polaków, którzy zagarnęli kawał Niemiec,wypędzili ludność, zagrabili dobytek.Zabili tatę, SS-Sturmbannführera Otto Widmanna.Wiosna pięćdziesiątego dziewiątego roku była piękna - jak to nadreńskie wiosny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]