[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedz o tym, co ma nadejść, albo o przeszłości.Lecz jeśli skończyłeś,wyświadcz nam przysługę, prosimy.Pamiętaj.Tak więc Prometeusz mówi do Io:- Wędrując przez chaos potopu, przez granice kontynentów, ku płonącemuorientalnemu słońcu, dotrzesz do wielkiej równiny z gargantuicznymi zbiornikami nawodę, głębokimi studniami w ziemi, gdzie nie docierają promienie słońca ani blaskksiężyca wieczorem i w nocy.Ostrożnie prowadzą konie przez nierówny teren, przez noktowizyjne gogle badająokolicę przed sobą, wyczuleni na wszelkie niebezpieczeństwa, na zagrożenia ze stronymieszkańców tej krainy.Dzielnica nędzy rozciąga się wokół nich daleko i szeroko;namioty i budy z blachy falistej i desek przywodzą jej na myśl peryferie miastaMeksyk.Stożki nieczynnych wulkanów wyrastają z plątaniny niebrukowanych ulicoświetlonych przez płonące bańki po oleju, wokół których kulą się mieszkańcy tejporanionej ziemi i gapią się na obcych.Jakiś chłopiec ciągnący wodę z jednej znaturalnych studni nieruchomieje z liną w ręce i patrzy błyszczącymi oczami nasrebrny krucyfiks paralizatora przewieszonego przez plecy Dona.Trochę dalej jakiśstarzec wzrusza ramionami na ich widok, wylewa wiadro nieczystości do któregoś zlicznych otworów i z powrotem zasłania dół kloaczny arkuszem blachy.Phreedomzastanawia się, czy smród jest gorszy teraz, czy wtedy, gdy ze skalnych szczelinwydobywały się siarkowe opary, a pole lawy było niestabilną krainą dziur i cienkichmostów, które mogły się zawalić w każdej chwili.Jadą dalej.Don pogwizduje.- Do końca - powiedziała.Trzy stare bezzębne wiedzmy z szyjami wydłużonymi przez obręcze z kościsłoniowej, białe jak łabędzie w księżycowym blasku, siedzą na dywanie przednamiotem, a ich twarze poznaczone bliznami, z tylko jednym okiem na wszystkie trzy,oświetla coś, co wygląda jak kieł dzika i jest jaśniejsze niż księżyc.W jednej z budprzez otwarte drzwi Phreedom widzi trzy kobiety całe wytatuowane w opalizującesmocze łuski, całkiem nagie, tylko z welonami na twarzach.Długie warkoczeozdobione koralikami opadają im na ramiona i plecy.Kiedy ona i Don przejeżdżająobok, jedna z nich rozpościera czarne skrzydła.Ze środka snuje się zapach kadzidła,jednocześnie słodki i zgniły, delikatna trucizna, woń migdałów i zepsutych owoców,drożdży i palonego plastiku.W stosach śmieci grzebią stworzenia większe od kotów, amniejsze od psów, pod ich złotym futrem widać żebra.Dziobami wybierają odpadki iłopoczą skrzydłami, gdy uznają ten czy inny kąsek za swój.Graje, gorgony i gryfony.Phreedom patrzy w lewo i jej oczom ukazuje się inny straszny widok.Z drugiejstrony głębokiego, wezbranego rynsztoka, pełnego żółtej cieczy, która śmierdzi jakmieszanina moczu i piwa, obserwuje ich gromada jezdzców.Wszyscy są jednoocy,znani na tych ziemiach jako Szpiedzy Arymana.Podobno przez ich puste oczodołyspogląda ktoś inny, są one czymś w rodzaju kamer dla.nadzorcy, który siedzi wciemnym pokoju, otoczony tysiącem ekranów.- Mówię ci, Phree - rzekł kiedyś Finnan - w Welinie są niebezpieczeństwa,których, kurwa, nawet nie potrafisz sobie wyobrazić.Ale tutaj.I umilkł, potrząsając głową.Oczywiście nie umiał jej przekonać, żeby nie jechała.Uważała, że jej miejsce jest teraz wśród potworów.Wybierała się do Welinu, żebyuciec jak najdalej od Przymierza, przekonana, że tam będzie bezpieczna.Ona i Jackbędą bezpieczni.- Może - mruknął Seamus.- Jak daleko chcesz dotrzeć?- Do końca - odparła.- Jest tam miasto, na końcu dalekiego kraju, blisko fontann słońca.Nazywa się Dach ijest zamieszkane przez ciemną rasę.Znajdziecie je nad rzeką eteru, na szerokichbrzegach, przy rozległym ujściu Nill, która spływa z gór świętym strumieniem, miłoszemrząc.Skradają się wzdłuż stromego brzegu rzeki, ślizgają na rumowisku pokrywającymzbocze, wbijają w nie paralizatory jak kije, żeby nie zsunąć się w dół.W oddaliPhreedom słyszy grzmot wielkiego wodospadu, który znajduje się za Dachem, wmiejscu gdzie Nill spada z urwiska w.nicość.Nad nimi, na tle ciemnego nieba,wśród minaretów i kopuł lśnią światła miasta usadowionego na krawędziach wąwozu.Przepaść spina wielki żelazny most.Trochę dalej jar się rozszerza, stromiznazmniejsza, budynki spełzają coraz niżej, żeby spotkać się na dole.Nill staje się płytszai dzieli na strumienie, które znikają w zakratowanych ściekach biegnących podulicami miasta zbudowanego na delcie.Nazywają je Dachem i właśnie tym jest,kamiennym sklepieniem nad rozgałęzioną rzeką, zamykającym wylot wąwozu jakogromna tama.W którymś miejscu odnogi łączą się ponownie i na drugim końcuDachu, niczym fontanna di Trevi zbudowana przez Boga, z hukiem tryskają przezogromną śluzę i spadają w wieczną pustkę.Miasto na krańcu świata.Phreedom patrzy za siebie na malowniczy tłumek, który za nimi podąża, jejprogeniturę, kolonię.Jest ich pięćdziesiąt, same dziewczyny, każda w jedwabnejbieliznie, z uperfumowanymi włosami, w butach zupełnie nieodpowiednich do tegoterenu, czymś w rodzaju balerinek albo delikatnych pantofli panny młodej.Niektórepłaczą z powodu otartych stóp.Nie wyglądają na zdolne do tego, co mają zrobić, myśliPhreedom.%7ładnej nie można sobie wyobrazić jako zdobyczy wojennej w małżeńskimłożu; dziewczęce ręce wplątane we włosy męża, zaciśnięte na sztylecie, podrzynającemu gardło, obraz zemsty i brutalności, gołąb spryskany krwią.Jednak Phreedom wielepiej.Kuzynki, myśli.Jaki człowiek sprzedaje córki synom brata?- Ich prawa nas nie wiążą, księżniczko - oświadczył Arkos.Siedział w swoimnamiocie, korpulentny i zadowolony z siebie, podczas gdy jego bratankowie umieraliw ciszy i ciemności.Phreedom stała z wycelowanym w niego paralizatorem, a Dontrzymał straż na zewnątrz.- Wielcy faraonowie dopuszczali się kazirodztwa, żebystworzyć dynastię czystej krwi enkin, tylko pomyśl, bez ludzkiej domieszki plamiącejżyły.Absolutna czystość.Nie obchodzi mnie, że są niechętne.Urodzą synówkrólewskiej rasy.Paralizator w jej rękach rozgrzał się do białości, a Arkos zamienił się w kupkępopiołu.Wcale tego nie planowała, tylko po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu wniewłaściwym czasie.Przyszła do niej młoda dziewczyna i oświadczyła, że ona musiim pomóc, musi.Znam twoje prawdziwe imię, powiedziała.Znam twoje prawdziweimię, Phreedom.Phreedom spogląda na rozciągniętą grupę dziewczyn gramolących się po zboczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]