[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstałem i przeczesałem ręką włosy.Nie powinienem panikować.Ale jakmam nie panikować, do jasnej cholery, skoro wszystko mógł zaraz szlag trafić?!– Dobra, to kto mógłby pasować? – Wysiliłem umysł w poszukiwaniu imion.– Cassiel, Jehudiel, Gabriel… – Jak piekło kocham, jeśli to Gabriel, to ja nie chcęmieć z tym nic wspólnego.Nikt o zdrowych zmysłach z nim nie zadzierał.– Jehudiel nie żyje, a Gabriel nie pofatygowałby się na Ziemię, no chyba, żekierowałaby nim chęć zemsty, ale w każdym razie na pewno byśmy się o tymdowiedzieli.Odetchnąłem z ulgą.– A więc zostaje Cassiel?– Na to wygląda, choć oczywiście nie możemy wykluczyć któregoś zserafinów – mruknął siadając przy stole, ale jego odpowiedź miała w sobie coś, comnie zaniepokoiło.– Co się dzieje? – spytałem nie czekając, aż sam mnie oświeci.193– Tak się zastanawiam, a co, jeśli wysłali nie anioła tylko… – urwał speszony– …anielicę?Spojrzałem na niego jak na szaleńca.On chyba zwariował.Nie wysłalibykobiety do stróżowania.To przecież chore.W Niebie nie było ich za wiele, ryzykostraty byłoby zbyt wysokie.Prychnąłem na tę myśl.– Wiesz, że by tego nie zrobili – odparłem uśmiechając się cynicznie.– Czasy się zmieniły, Nathanielu.Brakuje im Stróżów, będą wykorzystywaćwszystkie dostępne środki.Postanowiłem się z nim nie spierać, ale mimo wszystko wiedziałem, że toabsurdalny pomysł.– W porządku, od jutra zaczynam poszukiwania.– Zobaczysz, załatwisz to szybko, a potem będziesz mógł opuścić tobeznadziejne miejsce – rozejrzał się po mieszkaniu, a we mnie coś się skręciło.Opuścić Polson.Opuścić Emily.Przełknąłem głośno ślinę.Już ja się postaram, żeby to były najdłuższe poszukiwania w moim życiu.Sarfael zostaje na jakiś czas.Znałem go na tyle dobrze, by domyślać się, żenie odejdzie.Przez niego mało się nie spóźniłem do szkoły.Wyłączył mój budzik,tłumacząc, że jest zbyt głośny.Miałem ochotę go zabić gołymi rękoma.Jeszczeniedawno nic by to dla mnie nie znaczyło.Wręcz przeciwnie.Oznaczałoby to jedendzień tortur mniej.Ale teraz… Na samą myśl, że miałbym nie zobaczyć dziś Emily ito z jego winy, ręce same zaciskały mi się w pięści.Klnąc pod nosem wyleciałem z domu i mało się nie przewróciłem.Jaskraweświatło zalewało okolicę swoim ciepłym blaskiem.Nareszcie, po raz pierwszyodkąd zjawiłem się w Polson, świeciło słońce.A już myślałem, że więcej go niezobaczę, a już na pewno nie tu.Wyobraziłem sobie, jak bardzo spodoba się toEmily, co tylko zwiększyło moją euforię.Błyskawicznie wskoczyłem do auta.194Dojechałem na pięć minut przed ósmą.Musiałem się powstrzymać, żeby nierzucić się biegiem do drzwi.Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałem, ale miałemto gdzieś.Liczyło się tylko to, że ją zobaczę.Muszę zdobyć jej plan lekcji – pomyślałem, błądząc wśród korytarzy.Ta stararopucha w sekretariacie na pewno mi go nie da.Co innego jej pomocnica.Tak, jedenuśmiech powinien wszystko załatwić.Rozejrzałem się.Lawina ludzi powoli posuwała się w kierunku swoich klas.Co jakiś czas zatrzymywałem się wytężając wzrok.Parę razy zaczepiłemdziewczynę w za szerokiej bluzie, na co reagowała promiennym uśmiechem, któryzaraz znikał, gdy tłumaczyłem swoją pomyłkę.Już miałem się poddać i iść nalekcję, kiedy usłyszałem czysty, krystaliczny śmiech.Niczym pęk dzwoneczków.Jej śmiech.Odwróciłem się automatycznie.Stała opierając się o ścianę pod jedną z klas iuśmiechała do płomiennorudej dziewczyny.Przystanąłem.Lśniła niczym gwiazdapośród bezbarwnego tłumu.Starałem się zapamiętać każdy detal jej twarzy.Niewiedziałem, czy powinienem podejść.W końcu dopiero wczoraj wszystko sobiewyjaśniliśmy, może jeszcze za wcześnie…Nagle nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja poczułem przyjemną falę gorącai to zdecydowanie nie taką, jakiej bym oczekiwał.Miałem ochotę podbiec do niej,dotknąć, być po prostu bliżej…Wpatrywałem się w nią nieprzytomnie, w oczekiwaniu na jej reakcję.Woczach miała tyle niepewności i zdezorientowania… Wreszcie posłała mi jeden zeswoich najpiękniejszych uśmiechów.Uznając ten gest jako zaproszenie, ruszyłem w jej stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]