[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Włosi uwielbiali amerykańskich turystów.Idolary, za które kupowali koszmarnie drogie lody.Inny mężczyzna, ubrany w koszulkę z logiem Fiata i trzymajacystaroświecką berettę, skinął głową.- Nie lubimy obcych.- Tylko przechodziliśmy, nie wiedzieliśmy, że tu nie wolnoobozować - wyjaśniła Schuyler.- Proszę.Puśćcie nas i pójdziemyswoją drogą.Jack spróbował wstać, ale w jego głowę została wycelowanastrzelba.- Nie ruszajcie się.- Bądzcie rozsądni - odparł spokojnie Jack, ale w jego głosiesłychać było napięcie.- Stul pysk.Schuyler spojrzała na Jacka.Gdyby chciał, mógłby w jednejchwili zmieść ich wszystkich z powierzchni ziemi.- Nie rób tego - przekazała mu.Zamknęła oczy i skoncentrowała się.W uroku słyszała ich myśli.To tylko dzieciaki, powinniśmy ich puścić, nie wiem, co Ginosobie myśli.Tracimy czas, nie mogli zabrać MariEleny daleko.52Może oni coś wiedzą.Co mamy z nimi zrobić?To głupie.Powinniśmy ruszać.Zostawmy ich.Zatrzymajmy ich, aż zaczną mówić.Dziwne czasy.Obcy.Dziwne.Nie, nie możemy im ufać.Potrzebują naszej pomocy, uświadomiła sobie Schuyler.Sąprzestraszeni i zdezorientowani, a przyczyną ich lęku jest dziewczyna.Nie, zle.Boją się o tę dziewczynę.Mogła zobaczyć ją wyraznie w ichpodświadomości: młodziutką, rok czy dwa lata młodszą od niej.Schuyler podjęła decyzję.- Proszę, powiedzcie nam, co się stało - powiedziała.- Możebędziemy w stanie wam pomóc.Szukacie kogoś, prawda? Kogoś wambliskiego.Jesteśmy przyjaciółmi ojca Baldessarre.Na dzwięk imienia księdza mężczyzni wyraznie się uspokoili.Domysły Schuyler okazały się słuszne.Zakon petruwiański znaczyłwiele w tych stronach.Ojciec Baldessarre był świętym i poważanymczłowiekiem, którego imię miało ogromną moc.Ogromny kredytzaufania.Z bólem pomyślała, że przypomina jej dziadka.- Pozwólcie, że wam pomożemy - ciągnęła.- Jesteśmy.odpowiednio wyszkoleni.Powiedzcie nam, co się stało.Mężczyzni popatrzyli po sobie, aż wreszcie przemówił najstarszyz nich.- Zabrali moją córkę, MariElenę - powiedział i niezdolny dopowstrzymania emocji, zakrył twarz dłońmi, szlochając.Luca, najmłodszy w grupie, udzielił dalszych wyjaśnień.Jegoojciec, bracia i wujowie szukali MariEleny, która zeszłego wieczorazostała uprowadzona przez handlarzy żywym towarem, stanowiącychpoważne zagrożenie w tej części świata.Pokazał Schuyler fotografięślicznej, ciemnowłosej dziewczyny o gęstych brwiach i nieśmiałymuśmiechu.Miała piętnaście lat.53- Zwykle biorą dziewczęta z małych wsi we wschodniej Europie,ale ostatnio stali się bardziej zuchwali.Przyszli nawet tutaj.Jakwidzicie, życie tu nie jest ciężkie - wskazał gestem zielony pejzażwłoskiej prowincji.- Ale jest nudne, jednostajne, brakuje w nimniezwykłości.Mari spotkała go w kafejce internetowej.ByłRosjaninem, ale powiedział jej, że chodzi do szkoły w Ameryce.Nazywała go swoim chłopakiem. Uciekli razem zeszłego wieczora,ale nie sądzę, żeby mieli zamiar się pobrać.To przyszło kilka godzintemu.- Chłopak wyjął telefon komórkowy i pokazał im wiadomość odMariEleny.Brzmiała ona Aiuto - włoskie słowo oznaczające pomocy.- To straszne, co stało się z twoją siostrą.Ale dlaczego nieposzliście na policję? - chciał wiedzieć Jack.- Ponieważ ona zwykle bierze łapówki od przemytników -wyjaśnił Luca.- Ale uważamy, że nie mogli odejść daleko, skoro niekorzystają z dróg.Muszą być nadal tutaj, w górach.Prawdopodobniekierują się do Levanto, do portu.- Co się stanie, jeśli jej nie odnajdziecie? - zapytała Schuyler,chociaż znała odpowiedz.Luca wzdrygnął się.- To samo, co dzieje się ze wszystkimi dziewczętami.Zostaniesprzedana i wywieziona daleko.Nigdy już jej nie zobaczymy.54ROZDZIAA 10ROZDZIAA 10- UKRYTA- UKRYTASchuyler zaprowadziła grupę do obozowiska, gdzie zastaliGhediego czekającego przy spakowanych plecakach.Wiadomość oporwaniu dziewczyny wyraznie go poruszyła.Podczas gdy Jackdzielił mężczyzn na grupy poszukiwawcze, odprowadził Schuyler nabok.- Wiesz, to kolejne z cyklu porwań.MariElena jest najnowsząofiarą - powiedział, ukrywając ich plecaki w krzakach.- Wiem, mówili nam, że dziewczęta z tej okolicy znikają ostatniodość często.- Schuyler zamaskowała kamieniami poskładanenamioty.Mieli zamiar wrócić po nie.- Nie, chodzi o coś więcej - Ghedi rzucał na boki niespokojnespojrzenia.- Nie jest rozsądnie rozmawiać o tym akurat tutaj.Chciałem zaczekać, aż dotrzemy w bezpieczne miejsce.Ale muszę cicoś powiedzieć.- Tak?Zerknął na zegarek.- Została porwana zeszłego wieczora.Minęło zbyt wiele czasu.Już za pózno.Powinni przyjść do klasztoru, kiedy tylko odkryli jejzniknięcie.Bracia mogliby ją odnalezć, zanim.- potrząsnął głową.-Ale zamiast tego sami wyruszyli na poszukiwania.W ten sposóbprzypieczętowali jej los.- Nie rozumiem? - odparła Schuyler.- Cokolwiek się z nią stało,musimy spróbować odnalezć i uratować tę dziewczynę.55Młody zakonnik potrząsnął głową i nie odezwał się już słowem.Wszelkich dalszych wyjaśnień obiecał udzielić, kiedy dotrą doklasztoru.Odszedł, zostawiając Schuyler zatopioną w myślach.Jack podzielił mężczyzn na dwie grupy.Jedna miała wyruszyćdalej w góry, podczas gdy druga skierowała się w stronę portu.Poszedł z nimi Ghedi: znał się na pracy w dokach i potrafił wytropićprzemycanych nielegalnie ludzi.Schuyler i Jack oddzielili się iskierowali w swoją stronę.Luca pożyczył im walkie-talkie, żebymogli pozostawać w kontakcie.Kiedy grupy rozdzieliły się, Schuyler powtórzyła, co powiedziałjej Ghedi.Jack, tak jak i ona, nie wyobrażał sobie, aby moglipozostawić dziewczynę bez pomocy, niezależnie od tego, czym Ghedimógł się niepokoić.Jako zaprzysiężony venator Jack miał obowiązeknie tylko służyć Zgromadzeniu, ale także chronić niewinnych -wszystko jedno, ludzi czy wampiry.Uznał, że nie warto tracić czasuna piesze poszukiwania.Najszybszym sposobem odnalezienia MariEleny byłozlokalizowanie jej duszy w wymiarze uroku.- Lepiej ty się tym zajmij, przed tobą może się nie chować.- Jackwyjaśnił, że łagodna kobieca obecność będzie lepszym sposobem nawywabienie młodej dziewczyny z kryjówki.Schuyler zamknęła oczy i sięgnęła w ciemność.Skoncentrowałasię na dziewczynie ze zdjęcia.- MariEleno, gdzie jesteś?Kiedy otworzyła oczy, stała już w przyćmionym świetle wymiaruuroku.Mogła wyczuć tu obecność Jacka, a także istnienie duszmężczyzn szukających dziewczyny.Zwiat w wymiarze urokuwydawał się srebrzysty i przyćmiony, jakby zasnuty gęstą, szarą mgłą.- MariEleno, jestem przyjaciółką.Pokaż się.Przy mnie będzieszbezpieczna.Powiedz mi, gdzie jesteś.Twoja rodzina cię szuka.%7ładnej odpowiedzi.Schuyler czekała, ale miała wrażenie, że jej wołanie ginie wbezdennej studni.Sięgała świadomością poza wszechświat, ale nie56odbierała żadnego oporu, nic nie świadczyło o tym, że znalazławłaściwą duszę.Otworzyła oczy.- Nic? - zapytał Jack.- Ani śladu - zmarszczyła brwi Schuyler.- Zupełnie jakby jej tunie było.Nawet w wymiarze uroku.Nie tak, jakby się ukrywała.Bardziej jakby.nigdy nie istniała.- Schuyler przełknęłarozczarowanie.Ostrzeżenie Ghediego wytrąciło ją z równowagi.Czego tak bardzo obawiał się odzwierny?Schuyler ponad wszystko pragnęła sprowadzić MariElenębezpiecznie do domu.Czuła duchowe pokrewieństwo z dziewczyną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]