[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz tym razem czuła sięwinna, przewidywała przecież, iż Adam może poczuć się urażony, a jednak dopuściła do tego.Usłyszała kroki Roberta na schodach.Przeszedł przez hol i wszedł do salonu. Sama? A gdzie Adam? W piwnicy.Chrząknął. Wiedziałem, że będzie się boczył. Robert, to naprawdę nie było w porządku.Nic dziwnego, że się zdenerwował, skoro niezapytaliśmy nawet, czy nie będzie potrzebował dwukółki. Mówiłem ci już: dwukółka nie jest wyłącznie jego własnością.To prawda, że on zawszenajwięcej z niej korzysta, ale tylko dlatego, że nie jezdzi konno.To właśnie jeden zgenialnych pomysłów mojej matki.Adamowi krótkie nogi pozwalały jedynie na dosiadaniepony, a matka nie mogła znieść myśli, że on będzie jezdził na kucu, a ja z ojcem na koniach.Więc jezdziła z nim dwukółka, gdy wybieraliśmy się na przejażdżki. Przecież to właśnie czyni dwukółkę jego własnością. Ależ nie.Teraz nie mamy już koni, więc wszyscy mogą z niej korzystać. Być może, ale ty jesteś członkiem rodziny, ja to co innego. Już czas, by i ciebie uznano za członka rodziny.Wykorzystują cię i nie dają nic wzamian. Nie mów tak.Wiesz dobrze, że to nieprawda.Byliśmy szczęśliwi..a ja przyjechałem i wszystko zepsułem, zniszczyłem ten wasz drogocenny spokój.Tochciałaś powiedzieć? Odwrócił się zirytowany. Całe to zamieszanie o nic.W tym domu zkażdej najmniejszej rzeczy robi się tragedię.Nie, tu nie da się żyć normalnie. A czyja to wina? Czy musiałeś się kłócić z Adamem? Czy nie mógłbyś spróbować choćraz spojrzeć na wszystko z jego punktu widzenia i przyznać się do winy? Na Boga! A czy Adam nie mógłby w końcu dorosnąć? Dąsa się jak dzieciuch.Jestdorosłym człowiekiem! Ty podobno także.Opadł na fotel. Dobrze.Masz rację.Obaj jesteśmy siebie warci.Zawsze kłóciliśmy się z byle powodu przyznał ze smutkiem. Ale dlaczego? Przecież nie dlatego, że nie możecie się znieść nawzajem. On zawsze trzymał z matką.Teraz też uważa, że to ona ma rację. Ale to wcale nie znaczy, że musicie się kłócić o wszystko inne. Zawsze tak było.Kłóciliśmy się już jako dzieci, na długo przedtem, zanim zacząłemwalczyć z matką, z jej wpływem na Adama.Od samego początku nim kierowała, wewszystkim jej ustępował.Być może jestem pobudliwy z natury, ale mnie to doprowadzało doszału.Dopóki matki nie było w pobliżu, wszystko było w porządku, dobrze nam było razem.Ale gdy ona się pojawiała, to skakaliśmy sobie do gardeł.Można by pomyśleć, żenienawidziliśmy się nawzajem, ale to nieprawda.Byłem pod dużym wpływem ojca, któryciągle miał nadzieję, że zdoła zmienić stosunek matki do Adama.Po jego śmierci japróbowałem robić to samo, więc często kłóciłem się z nią na ten temat.Ona mówi, że przynieprzystosowaniu Adama nie można inaczej postępować, a ja nie chcę tego dostrzec, bojestem po prostu egoistą.I mówi coś jeszcze.Ale to on naprawdę jest egoistą, choć to niejego wina.Ona go takim ukształtowała.Wstał z fotela i zaczął się przechadzać po salonie z rękami w kieszeniach. Właściwie.masz rację co do dzisiejszego popołudnia.Mógł się obrazić, że wzięliśmydwukółkę, nawet go nie powiadomiwszy.Matka nie nauczyła go dzielenia się czymkolwiek,zachęcała, by traktował wszystko jako swoją wyłączną własność.Zwykła mawiać, że chce wten sposób dodać mu pewności siebie, której mu brak. Cóż, żałuję bardzo, iż miałam swój udział w dzisiejszej kłótni.Musiałam być chybaszalona, zgadzając się przyprowadzić dwukółkę pod dom.Robert przyglądał się jej przez chwilę, po czym uśmiechnął się przekornie. Byłaś szalona, Heather.Zachwycająco zwariowana.Oczy płonęły ci dzikim blaskiem,włosy powiewały w pędzie jak grzywa naszego rumaka, a na czubku nosa co i ruszzatrzymywał ci się płatek śniegu.To dobra wróżka Heather pędzi na złamanie karku przezwrzosowiska, a ten obok to zły czarnoksiężnik usiłujący wciągnąć ją w swe mrocznesprawy.Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Chodz powiedział, przysuwając dwa fotele do kominka. Usiądzmy tutaj i nierozmawiajmy więcej o rodzinie.Byłem w nie najlepszym humorze, ale przy tobie nie potrafięsię smucić.I wiesz co? Co prawda nie przeproszę Adama ani matki za to, co powiedziałem,ale następnym razem, gdy tu będę, zrobię wszystko, by utrzymać spokój w tym domu.Obiecuję.Gdy Heather szła potem na górę, przygnębienie, o którym zapomniała w towarzystwieRoberta, wróciło.Wiedziała, że przed zejściem do salonu kłócił się z matką, i teraz, wchodzącdo jej sypialni, wyczytała ze spojrzenia pani Lawrence, że jest rozgniewana także i na nią. Więc Robert zdążył już naopowiadać ci tych swoich historii.Dziwi mnie tylko, że takłatwo mu uległaś.Adam to teraz dla ciebie przewrażliwiony, chimeryczny wyrostek, któregouczuciami nie należy się przejmować, czy tak? Och, nie.Chyba pani nie myśli, że ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]