[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokończył: Być może, że pan odrzuci to rozwiązanie. Dlaczego? Proszę, może pan zechce wyrazić to jaśniej!Sheppard potrząsnął głową. Nie potrafię.Podszedł do biurka, wysunął szufladę i wyjął z niej małą paczkę. Róbmy, co do nas należy powiedział wręczając ją Gregory emu.Były to fotografie trzech mężczyzn i jednej kobiety.Przeciętne, banalne twarze, niezwracające niczym uwagi, patrzały na Gregory ego z błyszczących kartoników. To oni powiedział.Dwie z tych fotografii znał. Tak. Ale fotografii pośmiertnych nie ma? Udało mi się zdobyć dwie Sheppard powtórnie sięgnął do szuflady. Zrobionew szpitalu na życzenie rodziny.Były to fotografie dwu mężczyzn.Osobliwa rzecz: śmierć dodała wagi ich pospoli-tym rysom, obdarzyła je znieruchomiałym namysłem.Stały się wyrazistsze niż za życia,jakby teraz dopiero miały coś do ukrycia.Gregory podniósł oczy na Shepparda i zdziwił się.Zgarbiony, dziwnie naraz posta-rzały, stał z zaciśniętymi ustami, jak gdyby cierpiał.29 Panie inspektorze?. spytał półgłosem z niespodziewaną nieśmiałością. Wolałbym nie dawać panu tej sprawy.ale nie mam nikogo odezwał się cichoSheppard.Położył rękę na ramieniu porucznika. Niech się pan ze mną kontaktuje.Chciałbym panu pomóc, chociaż nie wiadomo, ile będzie tu warte doświadczenie.Gregory cofnął się.Ręka Inspektora opadła.Obaj stali teraz poza kręgiem lampy.Z mroku patrzyły jednocześnie wszystkie twarze ze ścian.Porucznik czuł się bardziejpijany niż w jakiejkolwiek chwili tego wieczoru. Proszę pana. powiedział pan wie więcej, niż pan mi chce powiedzieć.czytak? Był odrobinę zdyszany, jak po wysiłku.Sheppard nie odpowiedział. Pan.nie może czy pan nie chce? pytał Gregory.Do głowy nie przyszło mu na-wet dziwić się, skąd bierze się w nim taka odwaga.Sheppard zaprzeczył ruchem głowy, patrząc na niego z jakimś bezmiernym pobłaża-niem.Czy może z ironią?Gregory spojrzał na swoje ręce i zobaczył, że w lewej trzyma fotografie żywych,a w prawej martwych.Wówczas ten sam niepojęty impuls, który przed chwilą skło-nił go do niezwykłego pytania, natchnął go znowu.Było to prawie jak dotyk niewidzial-nej ręki. Które są.ważniejsze? spytał ledwo dosłyszalnie.Tylko w bezwzględnej ciszypokoju można go było zrozumieć.Sheppard, patrząc nań z zaciśniętymi ustami, zrobił drobny gest zniechęcenia i pod-szedł do kontaktu.Białe światło wypełniło pokój, wszystko stało się zwykłe i naturalne.Gregory schował powoli fotografie do kieszeni.Wizyta miała się ku końcowi.A jednak, choć mówili już tylko o rzeczach konkret-nych: o ilości i rozmieszczeniu posterunków patrolujących kostnice, o nadzorowaniuwymienionych przez Scissa miejscowości, o pełnomocnictwach porucznika, został mię-dzy nimi cień czegoś nie dopowiedzianego.Raz i drugi Inspektor milkł i patrzał na Gregory ego z wyczekiwaniem, jakby nie-pewny, czy ma od tych rzeczowych rozważań wrócić do poprzedniej rozmowy.Już nicjednak nie powiedział.Schody od połowy pogrążone były w zupełnej ciemności.Gregory trafił po omackudo wyjścia.Naraz usłyszał swoje nazwisko. %7łyczą powodzenia! donośnie rzucił w ślad za nim Główny Inspektor.Porucznik zamknął za sobą drzwi, które wiatr zatrzasnął z przerazliwym łoskotem.Panowało przenikliwe zimno.Brał mróz ścinający kałuże, zlodowaciałe błoto chrzę-ściło pod stopami, w pędzącym powietrzu leciały drobne krople, zamieniając się w za-wieję lodowatych igiełek.Kłuły boleśnie twarz i z ostrym papierowym szelestem odska-kiwały od sztywnej tkaniny płaszcza.30Gregory chciał dokonać rachunku wszystkiego, co zaszło, ale równie dobrze mógł-by próbować klasyfikacji niewidzialnych chmur, które wiatr pędził mu nad głową.Wspomnienia tego wieczoru walczyły w nim, rozsypywały się w obrazy nie powiązaneniczym oprócz dojmującego przybicia i zagubienia.Pokój obwieszony pośmiertnymifotografiami, z biurkiem pełnym otwartych książek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]