[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łądamprzeprosin - oznajmił, zaciskając szczęki.- Możesz żądać, czego ci się podoba.To zdaje się wychodzić ci najlepiej,zarzucać innych żądaniami. - No, młoda kobieto, jeśli natychmiast nie przestanie się pani zachowywaćw tak niegrzeczny sposób, każę panią siłą usunąć z mojego domu!Młoda kobieto? Czy on właśnie nazwał mnie młodą kobietą? Cóż za grę terazprowadził? Gwendolyn otworzyła usta, ale gniewna odpowiedz zamarła jej nawargach.Lord Fairhurst był naprawdę rozgniewany.Choć jego głos pozostałspokojny i nie podniósł się do krzyku ani na chwilę, złość przebijała z całej jegopostawy.Pochyliła się, przyglądając badawczo stojącemu przed nią mężczyznie.Jegotwarz i ciało wyryły się w jej pamięci, jednak widziała drobną, subtelną różnicę,której nie potrafiła określić.Miał przystojną twarz, zielone oczy, włosy w tymsamym odcieniu blond.Ubrany był raczej zbyt formalnie jak na popołudnie w domu.Ubranie, jakzwykle, odznaczało się najwyższą jakością i świetnym krojem, ale teżstonowanymi barwami.Nie mogła nie zwrócić uwagi, że brakuje mu zwykłegopolotu i śmiałości, jakie przypisywała wicehrabiemu.Wreszcie, zauważyłaciężki złoty sygnet na jego lewej ręce.Zciągnęła brwi ze zdumienia.Jason nienosił pierścieni.Przejął ją strach.- Kim pan jest? - szepnęła.- Lord Fairhurst, do usług.- Mrużąc oczy, znowu podniósł śmieszny monokl.- Ciekawi mnie bardziej, kim pani, u diabła, jest?Pytanie brzmiało niedorzecznie, ale tylko potwierdziło jej podejrzenia.To niebył Jason.Gwendolyn potarła skronie opuszkami palców.- Ale to niemożliwe.Pan nie może być Fairhurstem.Znam dobrzewicehrabiego.I choć jest pan zdumiewająco podobny.Gwendolyn urwała.To nie był wicehrabia, a jednak wyglądał dokładnie taksamo.To, co wydawało się niedorzeczne, nagle stało się krystalicznie jasne.Tendżentelmen był bratem Jasona, identycznym bratem blizniakiem.Ale dlaczegoprzedstawiał się jako Fairhurst? - Ach, widzę że światło prawdy oślepiło panią i pozbawiło mowy.- Strzepnąłniewidzialny pyłek z granatowego rękawa i uśmiechnął się lekko.- Przyznaję,że podoba mi się cisza.- Pan jest bratem Jasona - powiedziała powoli Gwendolyn.- Owszem.- Ale twierdził pan, że jest lordem Fairhurst?- Oczywiście. W jego głosie brzmiała lekka uraza.- To szczególnasytuacja, zapewniam panią.Los dał mi tytuł i w końcu odziedziczę hrabstwo poojcu.Jestem starszym blizniakiem, starszym synem, choć w rzeczywistościurodziłem się ledwie siedem minut przed bratem.Przez chwilę Gwendolyn nie mogła złapać tchu.Czuła ucisk w gardle.Ogarnęły ją sprzeczne uczucia.Jason nie był lordem Fairhurst.Ale dlaczego jąoszukał?- Czy przyjechał pan niedawno? - wychrypiała.- Przed chwilą.- Ruszył w jej stronę, po czym się zatrzymał, jakby naglezdając sobie sprawę z jej oszołomienia.- Wydaje się, że żywiła pani błędneprzekonanie, jakoby mój brat był wicehrabią.Zapewniam panią, że istniejelogiczne wyjaśnienie.Oczy Gwendolyn zalśniły, kiedy podniosła na niego wzrok.Jason ją oszukał.Oszukał ich wszystkich.Ale dlaczego?- Logiczne, być może, ale czy wybaczalne? Nie sądzę.Drzwi się otworzyły i oboje zwrócili się w tamtą stronę.Jason wszedł dopokoju, po czym zatrzymał się gwałtownie.Oczy zaokrągliły mu się zezdumienia, zaklął paskudnie.Gwendolyn, zmieszana i zagubiona, poczuła się boleśnie zdradzona.Wodziławzrokiem od Jasona do jego brata, raz jeszcze zauważając subtelne różnicemiędzy nimi.Lord Fairhurst był bardziej oficjalny i niedostępny.Jason -łagodniejszy, bardziej pogodny, modnie ubrany, swobodniejszy w obejściu, alewyrafinowany.Usta jej zadrżały.Z gniewu, złości, emocji.Jason ujął ją za łokieć,a Gwendolyn niemal podskoczyła.- Widzę, że jesteś zmieszana - powiedział. - Ponieważ mnie okłamałeś? Okłamałeś nas wszystkich, lordzie Fairhurst! -Przełknęła ślinę.- Nigdy dotąd nie spotkałam blizniaków.Podobieństwo jestniezwykłe.- Zmniejszyło się trochę z wiekiem - zauważył.- Niewiele.- Zagryzła mocno wargi, żeby powstrzymać łzy.- Skoro już wiem, że nie jesteś tym, za kogo się podawałeś, czy mogępozwolić sobie na śmiałość i zapytać o twoje prawdziwe nazwisko?- Jason Barrington.- A twój brat?- Jasper Barrington, wicehrabia Fairhurst.- Ach! Zdecydowałeś się wyjawić mi swoje prawdziwe imię.Jakie toniezwykłe.Sądzę, że powinnam czuć się zaszczycona z tego powodu.-Zacisnęła dłonie w pięści, zwracając się do wicehrabiego.- Muszę panupowiedzieć, że pański brat czuł się z tytułem wicehrabiego jak ryba w wodzie.Podejrzewam, że w skrytości ducha zazdrości panu tytułu.Jason podszedł bliżej, wyciągając rękę.- Gwendolyn, proszę, pozwól mi wyjaśnić.- Po co? %7łebyś mógł mnie otumanić jeszcze bardziej?Spojrzała na drzwi, ale Jason odciął jej drogę.Bojąc się, że straci niepewnepanowanie nad emocjami, jeśli Jason znowu jej dotknie, Gwendolyn zwróciłasię do jego brata.- %7łałuję, że nie mogę powiedzieć, iż cieszę się z poznania pana.- Uniosłabrodę, przełykając ślinę, aby pozbyć się bolesnego ucisku w gardle.- Ale ja,w przeciwieństwie do niektórych członków pańskiej rodziny, nie lubięzasłaniać się kłamstwami.Odwróciwszy w ten sposób uwagę Jasona, Gwendolyn pobiegła do drzwi.Nie zwracając uwagi na jego prośby, wybiegła na zewnątrz.Obojętna na to, żejej policzki zrobią się nieprzystojnie czerwone, nie przestała biec.Cisza, jaką zostawiła za sobą, była kompletna.Jason napotkał wzrok bratai obaj patrzyli na siebie w pełnym zdumienia milczeniu przez dłuższą chwilę.Jason usiłował rzucić się w pogoń za Gwendolyn, ale silna ręka brata osadziłago w miejscu. - Jak rozumiem, nie posłuchałeś mojej rady i przybrałeś moją tożsamość,mieszkając tutaj? - zapytał Jasper.- Mój Boże, Jasper, nie straciłeś nic ze swego talentu zauważania rzeczyoczywistych.- Jason pochylił głowę i zamknął oczy, starając się uspokoićmyśli.Niedawno wypita brandy nadal szumiała mu w głowie, wraz z obrazemurażonej i przerażonej Gwendolyn.- Czy nie mogłeś ciągnąć tej maskaradychoćby przez parę godzin? Poczekać do rozmowy ze mną, zanim wyjawiłeś,kim jesteś?- Nie - odparł Jasper, rozluzniając uchwyt.- Ostrzegałem cię, że to niedobrypomysł.Nic dobrego nie wyniknie z oszustwa, bracie.Jason powoli otworzył oczy.- Oszczędz mi tej niewiele wartej filozofii.Co mam robić? Jak mam tonaprawić?- Po co miałbyś to robić? Przypuszczam, że to jedna z miejscowych panien?Sądząc po stroju, z dobrej rodziny, choć niezamożna.To, co myśli, nie maznaczenia.- Zapomniałem, jakim potrafisz być niekiedy nadętym bufonem.Jasper poprawił kubrak, po czym spojrzał na brata z zainteresowaniem- Obraziła mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl