[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem wkurzyło go założenie pani Laird, że tak łatwozdoła nim manipulować.Chciał jej o tym powiedzieć, ale postanowiłodłożyć to na pózniej i chwilowo grać dalej.- Nieprzekonujące.Oto słowo, które pasuje do pani historii, paniLaird.Nie mogę przyswoić sobie pomysłu, że pani mąż mógł zawrzećumowę z kimś tak nieudolnym, jak Trotter.- Wiem tylko jedno.Gdybym nie wystrzeliła wtedy, aprzysięgam, że nie strzeliłam pierwsza, nieważne jak wiele159RSprzeciwnych teorii pan wysnuje, teraz bym nie żyła.Catoopowiedziałby swoją historyjkę o włamywaczu przyłapanym nagorącym uczynku i kto by mu nie uwierzył? - Wstała tak gwałtownie,że niemal przewróciła Duncana.- Jest sędzią Sądu Najwyższego.Pochodzi z bogatej, wpływowej rodziny z tradycjami.Nikomu nigdynie przyszłoby do głowy, że mógł wynająć kogokolwiek do zabiciawłasnej żony.- Z pewnością ja bym o tym nie pomyślał.Ton jego głosu spowodował, że spojrzała na niego.Wzruszyłramionami.- Przecież musiałby być szalony, żeby to zrobić, nieprawdaż?- Co pan ma na myśli?- Elise, daj spokój.- Jego głos był tak szyderczy, jak jegouśmiech.- Jaki zdrowy na umyśle mężczyzna chciałby się pozbyćtakiej żony jak ty?Przyglądała mu się uważnie przez kilka chwil.- Nie wierzy mi pan - powiedziała wreszcie zrezygnowana.Duncan przestał się uśmiechać.- Ani trochę - rzucił ostro.- Dlaczego? - spytała cienko.Gdyby nie znał jej lepiej, mógłbyprzysiąc, że jest szczerze skonsternowana.Broniąc się przedwciągnięciem go w tę pułapkę szczerości, parsknął lekceważąco.- Pan sędzia zafundował sobie prywatną kelnerkę topless.Elisenabrała powietrza w płuca.Wyglądała na wstrząśniętą.- Och.160RS- Tak właśnie.Och.- Dlatego że kiedyś pracowałam topless, przyjął panautomatycznie, że kłamię, tak?- Skądże znowu.Jednak nie przysparza to wiarygodności twoimwyznaniom.Pan sędzia może sobie na ciebie patrzeć, dotykać cię,pieprzyć do woli i to bez konieczności wręczania napiwku.Jesteśmokrym snem każdego faceta.Elise wpatrywała się w Duncana przez kilka sekund, a potem jejsmutek i poczucie krzywdy zmieniły się nagle w gniew.- Jest pan okrutny, detektywie.- Często to słyszę, zwłaszcza od ludzi, którzy usiłują kłamać.Odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi.Duncan przemierzyłpokój trzema długimi krokami i chwycił ją, gdy mocowała się zzamkiem.Złapał ją za ramiona i odwrócił.- Po co tu przyszłaś? - spytał.- Powiedziałam już panu!- Sędzia wynajął Trottera, żeby cię zabił.- Tak!- Gówno prawda! Widziałem go z tobą.Nie może utrzymać przysobie rąk.Elise usiłowała się wyswobodzić z jego uścisku, ale nie pozwoliłjej na to.- Jest pani jego trofeum, pani Laird.Tym sześciokaratowymdiamentem na pani lewej dłoni kupił sobie panią - kąpiele z bąbelkamii główne danie w łóżku.Wszystko legalnie, spisane i przyklepane za161RSpomocą kontraktu małżeńskiego.Dlaczego niby miałby chcieć paniśmierci?Elise milczała, wpatrując się w niego żarliwie.- Dlaczego? Jeżeli mam uwierzyć w tę łzawą opowiastkę, muszęznać motyw.Powiedz mi.- Nie mogę!- Dlatego, że motyw nie istnieje.- Istnieje, ale nie mogę ryzykować, by panu powiedzieć.Nie.nie teraz.- Dlaczego?- Bo mi pan nie uwierzy.- A może jednak.- Nie uwierzył pan w nic do tej pory.- To prawda.Nie uwierzyłem.Cato Laird nie ma żadnegopowodu, aby panią zabijać.Pani z kolei ma doskonały motyw, aby siętu pojawić i usiłować mnie do siebie przekonać.- O czym pan mówi?- Nie chce pani, żebym dowiedział się prawdy o zajściach tamtejnocy.- Ja.- Kim był dla pani Trotter?- Nikim.Nigdy wcześniej go nie widziałam.- Och, doprawdy? Myślę, że pani wiedziała, kto czekał na paniąw gabinecie i dlatego zamiast dzwonić na policję, uzbroiła się pani wnaładowaną broń, którą, dodajmy, potrafiła się pani posługiwać ze162RSśmiertelną precyzją.- Przysunął twarz bliżej jej twarzy.- Jestembardzo blisko aresztowania cię za morderstwo - powiedziałscenicznym szeptem.Nie była to prawda, ale chciał zobaczyć, jakElise zareaguje.Zareagowała drastycznie.Zesztywniała i przerazliwie zbladła.Wyglądała na przerażoną.- Widzę, że wreszcie zaczęła mnie pani słuchać uważnie.Zechcepani teraz zmienić swoją historię?Znowu uczyniła wysiłek, aby wyrwać się z jego uścisku.- Popełniłam błąd, przychodząc tutaj.- Jeszcze jaki.- Myliłam się co do pana.Myślałam, że mi pan uwierzy.- Nie.Myślała pani, że jeśli pojawi się pani w moim domu,nęcąca niczym niepościelone łóżko, zapomnę o biednym Garym RayuTrotterze.Jeżeli zaś nasze.stosunki zacieśniłyby się nieco bardziej,mógłbym w ogóle zaniechać dochodzenia w sprawie strzelaniny.Na twarzy Elise pojawiła się prawdziwa furia.Odepchnęła gomocno.- Puść mnie! Potrząsnął nią lekko.- Czy nie był to powód naszego tajemnego spotkania?- Nie!- W takim razie powiedz mi, dlaczego Cato Laird chciałby siępani pozbyć?- Nie uwierzy mi pan.- Wypróbuj mnie.163RS- Już to zrobiłam! - Rzuciła mu te słowa w twarz i odwzajemniłajego rozgniewane spojrzenie z równym gniewem.%7ładne z nich nieuczyniło najmniejszego gestu, tylko jej pierś falowała pod wpływemwzburzenia, ocierając się o jego klatkę piersiową.Duncan był tegoniebezpiecznie świadomy, cholernie świadomy każdego miejsca, wktórym stykały się ich ciała.- Jedynym powodem, dla którego tutaj przyszłam, była nadziejana przekonanie pana, że mój mąż zamierza mnie zabić.- Głos miałaschrypnięty od emocji.Duncan czuł jak wibracje przechodzą na jegociało.- A ponieważ pan mi nie wierzy, on zrealizuje swój zamiar.Cowięcej, ujdzie mu to na sucho.Rozdział 9- Był na drugim polu dziesięć po jedenastej - powiedziałaDeeDee, wrzucając do ust kilka krakersów Goldfish.Siedzieli z Duncanem w barze klubu Sliver Tide, niecozatłoczonym w sobotnie popołudnie.Letnia kolekcja Ralpha Laurenabyła tu aż nader dobrze reprezentowana.Duncan czuł się dziwnie wswojej sportowej kurtce, ale wystawiona na widok publiczny kabura zpistoletem kaliber dziewięć zintensyfikowałaby jedynie to uczucie.164RSPośród raczących się drinkami członków klubu byli politycy,lekarze prowadzący prywatne kliniki, deweloperzy, wzbogacający sięna ludziach z północnych stanów, zimą migrujących tysiącami napołudnie z jego zielonymi polami golfowymi.Siedział tu również StanAdams, obrońca reprezentujący koterię robiących karierękryminalistów, z których najwybitniejszym był Robert Savich.Adamszareagował ze spóznionym refleksem na widok wkraczających doklubu DeeDee i Duncana, a potem z premedytacją udawał, że ich tunie ma.I dobrze, pomyślał Duncan.W obecnym nastroju nie mógł ufaćswojemu opanowaniu, gdyby prawnik zaczął go prowokować wkwestii Savicha.Chociaż kryminalista siedział cicho od czasuunieważnienia procesu, Duncan ani przez chwilę nie pomyślał, iżzaprzestał swojej działalności.Po prostu był na tyle sprytny, żebyzachowywać ogromną ostrożność, dopóki wszystko się nie uspokoi.Duncan domyślał się, że Savich zajmuje się teraz planowaniem,kiedy i jak najlepiej uderzyć wroga.Wiedział, że prędzej czy pózniejmoże się spodziewać jego ataku.W końcuSavich właściwie mu to obiecał w sądzie.Tak więc to tylkokwestia czasu.Niestety, jako przedstawiciel prawa Duncan nie mógłtknąć Savicha bezpodstawnie.Musiał więc siedzieć i czekać.Izastanawiać się.Pewnie świadomość tego bardzo Savicha bawiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]