[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie oczekiwał, że zbije na nich fortunę przedmioty, na które mógłpod tym względem liczyć, leżały bezpiecznie w sejfie i czekały nazmianę klimatu politycznego ale miał nadzieję, że ich sprzedażpomoże mu nieco podreperować stan konta bankowego.Niewspominając o tym, że chciał powiadomić Jaafara al-Naasriego, iżjednak udało mu się coś sprzedać.O tym, że towar wracał niemal dopunktu wyjścia a w każdym razie niepokojąco blisko nie miałzamiaru informować ani jego, ani nikogo innego.Tak bardzoprzypominało to wożenie piachu na Saharę, że czułby sięzażenowany.Problemem było jednak to, jak je przemycić.Nie staje się przecieżdo odprawy celnej z walizką pełną cennych antyków.Jaafar wykazałtak ogromną pomysłowość, żeby je stamtąd wysłać, że Henry niemógł ich wwozić ot, tak sobie.Tak się złożyło, że pomysł podsunęła mu niezawodna Lucinda.Oczywiście nie zrobiła tego świadomie.Aż tak bystra nie jest.Poprostu wspomniała o tym przypadkiem.Rozgadała się o jakichśznajomych, którzy postanowili wynieść się z Anglii i osiedlić naBarbadosie czy gdzieś tam.Opowiedziała mu, jak nie tęsknią zaangielską pogodą ani za nie uwierzysz! angielską telewizją.Jedyną rzeczą, jakiej im tam brakuje, jest angielska czekolada.Aściślej czekula", bo tak ją wymówiła, kończąc właśnie trzeci gin ztonikiem. Podobno ichnia czekula jest do niczego oświadczyła głosembliskim bełkotu. Nawet nie smakuje jak prawdziwa.Robiąją zjakiegoś roślinnego świństwa. Henry prawie jej nie słuchał. No iteraz, jak ich ktoś odwiedza, to ma uroczyście przykazane, żebyprzywiózł ze sobą skrzynię mlecznej fruit& nut i tyle green & black, na ile starczy mu kasy.Sophie mówi,że oboje przytyli po co najmniej sześć kilo.Nim Lucinda dotarła do końca zdania, Henry już wiedział, żewłaśnie znalazł to, czego szukał.Wracając do domu, zatrzymał sięna stacji benzynowej i kupił więcej czekolad niż przez całe swojedotychczasowe życie po jednej tabliczce prawie wszystkiego,co jest na rynku.Następnego dnia zasiadł na zapleczu sklepu izaczął eksperymentować z glinianą tabliczką w jednej ręce ikolejną czekoladą w drugiej.Dobierał właściwą długość,szerokość, grubość, ale przede wszystkim wagę.Strzałem w dzie-siątkę okazała się w końcu średnia tabliczka czekolady z orze-chami Whole Nut.Ostrożnie ściągnął papierową obwolutę, uważając, by jej niepodrzeć, potem odwinął złocistą folię z taką pieczołowitością,jakby miał do czynienia ze szczerym złotem.Wyjął z foliiczekoladę i zastąpił ją glinianą tabliczką.Potem do obu jej końcówdokleił po dwa rządki czekolady, każdy o szerokości trzechkwadracików, na koniec owinął całość w folię i wsunąłgliniano-czekoladową hybrydę w papierową obwolutę.Rozry-wająca się w palcach folia i drący się papier spowodowały, żezużył niemal sto opakowań czekolady, zanim udało mu sięspreparować dwadzieścia idealnych tabliczek nadających się dozawiezienia stęsknionym angielskich wyrobów krewnym.Tabliczki ułożył równo na dnie podręcznego neseseru.Przezchwilę rozważał, czy nie schować ich do kasetki, ale uznał, żemogłoby to wzbudzić podejrzenia.Wyroby Cadbury'ego są dobre,ale bez przesady.Będzie musiał zaryzykować i zostawić je luzemna widoku, jakby istotnie nie były niczym więcej jak tylkowysokokalorycznym przysmakiem dla stęsknionego za domemsiostrzeńca czy siostrzenicy.Pierwszym sprawdzianem jego nerwów okazała się kontrolabezpieczeństwa na lotnisku Heathrow.Doniesienia o materiałachwybuchowych w płynie spowodowały, że strach ogarnął nie tylkoprzeczulonych pasażerów w rodzaju Henry'ego, ale także personellotniska, który zaczął się czepiać wnoszenia na pokładwszelkich artykułów żywnościowych, na co wcześniej w ogóle niezwracano uwagi.Henry obiecał sobie w duchu, że jeśli nawet gozatrzymają, zachowa spokój i będzie się upierać przy swoim.Położyłneseser na pasie transmisyjnym i ze swobodą, jaką potrafił z siebiewykrzesać, przeszedł przez bramkę wykrywacza metali. Przepraszam, sir powiedział pracownik ochrony i rozłożył szeroko ręce, zachęcając w ten sposób Henry'ego, byzrobił to samo.Zapomniana garstka bilonu w kieszeni spowodowała, że wykrywacz zapiszczał.Pracownik dał znak, że Henrymoże przejść.Oddychając z ulgą, sięgnął po neseser wyjeżdżający z maszynyprześwietlającej.Powstrzymała go czyjaś ręka. Momencik, sir.Zechce pan otworzyć walizkę. Tak, oczywiście. Henry uśmiechnął się i odsunął suwak. Laptop? Tak. Tam jest napisane, sir, że komputery przechodzą kontrolęoddzielnie.Proszę to przepuścić jeszcze raz.Henry poczuł, że wilgotnieją mu dłonie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]