[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyłapałam się na tym, że pracując w studiu, nasłuchuję, i że drzwi dogłównego budynku zostawiam otwarte, żeby słyszeć telefon.Za dnia podświadomiekontrolowałam czas.Za pózno, żebyś zadzwonił.Albo za wcześnie.Ale sama nawet niepróbowałam do ciebie zadzwonić.Nie, przynajmniej to.Wysłałam obrazy na wystawę i nie czekała mnie żadna pilna praca, więc ponowniewyjęłam portret.Umieściłam go na sztaludze i godzinami mu się przyglądałam.- Nie, zatrzymam cię - szeptałam.I pamiętam, jak siedziałam na przedprożu ze złączonymi stopami.Było lato, alewieczór był wilgotny i chłodny.W rękach zwijałam niewielką szmatkę, którą zawsze miałamprzy sobie, a wzrok zatrzymałam na stopach.Włosy opadały mi na twarz, a zęby szczękały. Chodz, przysuń się trochę, obejmę cię - szepnęłam.Szepnęła Angela.I czułam, jak siępowolutku przysuwa, a jej ciepłe ciało dotyka mojego przez flanelową piżamę.I kołysząc sięłagodnie, zaczęła kolejną opowieść.Teraz w studiu miałam ją przed sobą tak, jak jeszcze nigdy.Szeroko otwarte ciemneoczy, pewne siebie i zarazem ufne.Godzinami starałam się idealnie ustawić kolor, aleekspresja była jej i tylko jej.Uniosłam rękę i wskazującym palcem przesunęłam na płótnie polinii jej górnej wargi.Namalowałam usta ledwie otwarte, tylko zapowiadające możliwośćuśmiechu.Cofnęłam się lekko i przyłożyłam palec do własnych warg.Chciałam jąnamalować, jak się uśmiecha.Pewną siebie.Zmiałą.I szczęśliwą.Oprócz samej twarzy niebyło nic, tylko stopniowo pogłębiająca się ciemność, narastająca od linii włosów, uszu idolnej części gardła.Ale sama twarz promieniała światłem.Po chwili wyjęłam czysty blejtram.Umieściłam go na pustej sztaludze obok portretu,chwyciłam kawałek węgla i zaczęłam szkicować.W wyobrazni, w rękach miałam wyrazny obraz i linie szybko spływały na płótno, bezwahania.Tak długo czekałam, żeby namalować ten portret.Całe życie.36Nie wiedziałam, jak ci powiedzieć.Gdybym znalazła słowa, może wszystko potoczyłoby się inaczej.Ale teraz, gdynieoczekiwanie i tak niezasłużenie dostałam taką szansę, spróbuję wyjaśnić.Nie, to nie jestwłaściwe słowo.Nie ma wyjaśnień.Ale spróbuję powiedzieć.Spróbuję przerwać milczenie.Gdy wejdziesz, spróbuję znalezć słowa.Byłeś pierwszą osobą, jaką tutaj na wyspę kiedykolwiek sprowadziłam.Czywiedziałeś o tym? Nie, skąd miałeś wiedzieć? Jak miałeś zrozumieć znaczenie tegozaproszenia?Widzisz, wyspa zawsze należała do mojego ojca.Oczywiście nie cała, ale dla mnietak.Odziedziczyłam ją po nim i właśnie z nim wiążą się wszystkie moje pierwszewspomnienia.Nawet teraz czasami, gdy stoję na pomoście wyładunkowym, rozplątując sieci,wyobrażam sobie zapach tytoniu zmieszany z odorem zgnilizny schnących łusek iwodorostów.W kąciku ust zawsze miał fajkę, zapaloną lub nie.I zawsze nucił.Grał w saloniena starych organach albo słuchał radia.Wtedy zawsze coś grało.Teraz kocham tę wyspę zajej ciszę.Taki krótki był ten czas, i tak dawno temu.Ale te pierwsze lata rozbłyskują wwiecznym świetle.Pomimo ciemności, która potem zapadła.Dla mnie była to wyspa mojego ojca i nie mogłam zaakceptować pózniejszychwtargnięć.Uważałam, że wstęp na nią powinien być dozwolony tylko na zaproszenia, atakowych nie było.%7łe powinno się ją zamknąć i porzucić, gdy ojciec umarł.Pozwolić, żebyzostał dozorcą pięknych wspomnień w niezmąconej ciszy.Chciałam, żeby była wyłączniejego wyspą.W mojej wyobrazni wspomnienia o ojcu i samo to miejsce zlewały się i stawałyjednym.Pierwsze lato bez niego.Pamiętam, że nie chciałam wyjść z łodzi, gdy dobiliśmy dobrzegu.Słyszałam, jak matka woła mnie niecierpliwie, a ja siedzę i ponad relingiem wpatrujęsię w ciemną wodę, w której powoli kołyszą się wodorosty.Wtedy po raz pierwszy Angelaprzejęła inicjatywę.Po raz pierwszy uświadomiłam sobie jej istnienie.Czułam to tak, jakbymobserwowała, jak jakaś cząstka odrywa się ode mnie i działa niezależnie.Tak, jakby jakaśdruga ja wyskoczyła na brzeg, odwróciła się i patrzyła na mnie, rozpościerając ramiona izachęcając, żebym to załapała i ruszyła za nią.To ona przywróciła mnie wszystkim niezwykłym miejscom, sprawiła, że ponownie jeodwiedziłam.Umożliwiła to.I moja wyspa powoli nabierała innego życia.%7łycia w cieniu, wktórym musiałam stąpać ostrożnie, ażeby nie zakłócić jej kruchej egzystencji.Już nigdy niemiała być taka jak wtedy, gdy był tam mój ojciec.Już nigdy nasza, moja i ojca.Teraz byłamoja własna.Moja i Angeli.I wyspa ponownie żyła, lato za latem, jakimś ostrożnym innym życiem, pośródprzygaszonych barw i niebezpieczeństw majaczących w cieniach.Aż do tego lata.Miałam prawie dziesięć lat.Gdy pierwszego dnia poszłam popływać,urwisko wydało mi się mniejsze, a występ tak wąski, że ledwie mogłam w nim wygodnieusiąść.Tego lata woda była zimna, ale pływałam codziennie.Skakałam do wody, robiłamkilka szybkich ruchów, a potem dysząc, pięłam się z powrotem do góry.Wtedy Angela znówwślizgiwała się w wodę.Płynęła coraz dalej i dalej.Umiała nurkować, jej smukłe białe ciałoledwie marszczyło powierzchnię wody, a potem ciągnąć miarowymi ruchami, by zniknąćkoło wierzchołka.Serce waliło mi, gdy siadałam na występie, wciąż nie mogąc złapać tchu powstrząsie spowodowanym przez zimną wodę.Przepełniona dziwną mieszaniną podniecenia istrachu, rozcapierzałam palce na nagrzanej przez słońce powierzchni skały.Było to jeszcze,zanim mogłam spokojnie złapać dech.Oblizywałam wargi, były słone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]