[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej słowa osiągnęły to, czego nie udało się dokonać wódce cytrynowej i pączkomz czekoladą: obudziły w żołądku Micky mdlące drżenie. Ja.ale.przepraszam, ale pani nie ma prawa mnie o to pytać. Ja nie pytam odparła F., nie odrywając wzroku od ekranu. Sprawdziłam panitożsamość.Tutaj jest napisane, że została pani skazana na półtora roku. To nie ma nic wspólnego z Leilani.F.nie odpowiedziała.Jej smukłe palce gładziły klawisze, już w nie nie stukały, leczcyzelowały ostatnie szczegóły. Ja nic nie zrobiłam powiedziała Micky, ze wstrętem słysząc pokorną, błagalną nutkę wewłasnym głosie. Facet, z którym wtedy byłam, zajmował się tymi rzeczami, ale ja nie miałamo nich pojęcia.F.nadal była bardziej zainteresowana tym, co o Micky miał do powiedzenia komputer niżsama Micky.Im dłużej F.milczała, tym bardziej Micky czuła się zobligowana do wyjaśnień. Ja tylko siedziałam w samochodzie, kiedy go aresztowali.Nie wiedziałam, co jestw bagażniku, nie wiedziałam o tych fałszywych dokumentach, skradzionej kolekcji monet,o niczym. Odbywała pani karę w zakładzie penitencjarnym dla kobiet w północnej Kalifornii.To napołudnie od Stockton, prawda? odezwała się F., jakby nie usłyszała ani słowa z przemowyMicky. Byłam kiedyś w Stockton na festiwalu szparagów.Między innymi proponowano tamdania przyrządzone w ramach programu kulinarnego przez pensjonariuszki więzienia dla kobiet.O ile pamiętam, nic mi nie smakowało.Według tego, co tu widzę, nadal pani odbywa karę. No tak, bardzo mi przykro.Nigdy nie byłam na festiwalu szparagów. Widząc, że twarz F.się zmienia, Micky czym prędzej usunęła ze swojego głosu zgryzliwy ton i spróbowałaprzemówić ze skruchą: Wyszłam w zeszłym tygodniu.Przyjechałam tutaj, żeby zamieszkaćz ciotką, dopóki się jakoś nie urządzę. Tutaj jest napisane, że jest pani w zakładzie penitencjarnym dla kobiet.I będzie jeszczeprzez dwa miesiące. Wypuścili mnie wcześniej. Nie mam tu ani słowa na temat zwolnienia warunkowego. Nie jestem na warunkowym.Odsiedziałam całą karę, wyszłam za dobre zachowanie. Zaraz wracam. F.zerwała się z krzesła i unikając kontaktu wzrokowego, ruszyła dodrzwi.36Poprzez wertepy, przez noc, podczas gdy chmury odsuwają się na wschód i niebo sięoczyszcza, chłopiec prowadzi samochód na zachód, kierując się wskazówkami psiny.Pustynia stopniowo zanika.Pod oponami pojawia się trawiasta preria.Nadchodzi świt, różowy i turkusowy, maluje niebo, które teraz jest już czyste jak wodadestylowana.Sokół, szybujący na wysokich prądach powietrznych, wygląda jak odbicie ptaka napowierzchni nieruchomego stawu.Silnik gaśnie z powodu braku paliwa, przez co muszą iść dalej pieszo terenem tak żyznym,jakiego nie widzieli od czasów Kolorado.W chwili gdy dżip wykaszlał z siebie ostatnie oparypaliwa, skończyła się także preria.Teraz są w wąskiej dolinie, gdzie rosną topole i jeszcze innedrzewa, rzucające cień na wartki strumień i jego łagodne zielone brzegi.Przez całą długą jazdę nikt do nich nie strzelał, a z mroku nie wytoczyły się kolejnezwęglone zwłoki.Kilometr za kilometrem jedynym zródłem światła były gwiazdy, a o świciewielkie konstelacje ustąpiły miejsca na scenie jedynej i najbliższej gwiezdzie, dającej ciepło temuświatu.Teraz, gdy Curtis wysiada z dżipa, jedynym dzwiękiem są stłumione klekoty i pikaniastygnącego silnika.Suczka dobra koleżanka i niezmordowany pilot jest wyczerpana, tak jak się można byłospodziewać.Podbiega truchtem do strumienia i hałaśliwie chłepcze wodę z chłodnegoprzejrzystego nurtu.Curtis klęka nieco dalej, w górze rzeki, i także gasi pragnienie.Nie widzi ryb, ale jest pewien, że znajdują się w strumieniu.Gdyby był Huckleberrym Finnem, umiałby złapać śniadanie.Oczywiście gdyby byłniedzwiedziem, złapałby jeszcze więcej ryb niż Huck.Nie może być Huckiem, ponieważ Huckjest postacią fikcyjną, i nie może być także niedzwiedziem, ponieważ jest CurtisemHammondem.Nawet gdyby był tu jakiś niedzwiedz, który służyłby za szczegółowy przykładbudowy i zachowania niedzwiedzia, nie ośmieliłby się rozebrać, spróbować być niedzwiedziemi brodzić w strumieniu w poszukiwaniu ryb, ponieważ pózniej, gdy znowu zostałby Curtisemi włożył jego ubranie, od nowa musiałby przybrać nową tożsamość, z którą łączy największenadzieje na przeżycie, i stałby się bardziej widoczny dla gorszych huncwotów, jeśli się tu znowupojawią i spróbują go namierzyć. Może naprawdę jestem głupi mówi do psiny. Może Gabby miał rację.On na pewno byłmądry.Wiedział wszystko o rządzie i uratował nas z kłopotów.Może miał rację także co domnie.Suczka jest innego zdania.Z typowo psią serdecznością uśmiecha się i macha ogonem. Dobra psinka.Ale obiecałem, że się tobą zaopiekuję, a teraz zostaliśmy bez jedzenia.Dzięki kursowi przetrwania potrafiłby znalezć dzikie rośliny i grzyby, które by podtrzymałyjego siły, ale psina nie chciałaby tego jeść i nie zdołałaby z nich pobrać niezbędnych składnikówodżywczych.Stary Rudzielec podbiega truchcikiem do dżipa i staje przy zamkniętych drzwiach od stronypasażera.Curtis otwiera je przed nią; psina wskakuje na fotel i uderza łapą w schowek narękawiczki.Curtis uchyla klapkę i odkrywa, że Gabby przygotował sobie przekąskę.Trzy paczkimarkiz, paczka z wołowiną, druga z indykiem, dwie paczuszki orzeszków i słodki batonik.W schowku znajduje się także dokument rejestracyjny dżipa, na którym figuruje nazwiskowłaściciela: Cliff Mooney.Widać stróż, jeśli jest spokrewniony z nieśmiertelnym GabbymHayesem, to przez matkę.Curtis uczy się na pamięć adresu Cliffa, który będzie mu potrzebny,żeby odpowiednio zrekompensować stróżowi stratę.Chłopiec i psina siadają ze zdobyczą przy srebrzystym strumieniu, pod rozłożystymigałęziami dwudziestometrowego okazu Populus candican, znanego bardziej jako topolaz Ontario.Curtis wie więcej, niż można się dowiedzieć z filmów; zna się na lokalnej botanice równiedobrze, jak na lokalnej biologii.Zna się też na lokalnej fizyce, jak również fizyce w pełnymzakresie, chemii, wyższej matematyce, zna dwadzieścia pięć miejscowych języków i wie, jak sięrobi pyszną szarlotkę, a także wiele innych rzeczy.Ale choćby się umiało nie wiadomo jak wiele rzeczy, i tak nie wie się wszystkiego.Curtiszdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń i bezdennej ignorancji.Siedząc oparty o pień drzewa,rozrywa pieczeń wołową na strzępki i karmi nią psa, kawałek po kawałku.Wiedza to nie mądrość, niestety, i nie jesteśmy tu po to, by się faszerować faktami i liczbami.Dano nam to życie, żebyśmy mogli zasłużyć na następne; ten dar to szansa doskonalenia duszy,a wiedza jest jednym z wielu składników odżywczych, które sprzyjają jej wzrostowi.Mądrośćmamy.Słońce wspina się wyżej, wygotowuje nocną rosę, płożąca się nisko mgła migocze tuż nadtrawą, jakby ziemia wyparowywała sny pochowanych w jej głębinie zmarłych pokoleń.Psina przygląda się mgle z takim zainteresowaniem, że nawet się nie niecierpliwi, gdy Curtisprzez chwilę siłuje się z drugim opakowaniem.Z postawionymi uszami i przekrzywioną głowąskupia uwagę nie na niebezpieczeństwie, lecz na aurze tajemnicy, która zaległa nad doliną.Jej gatunek został obdarzony ograniczonym, lecz znacznym intelektem, uczuciami i nadzieją.Ale tym, co najbardziej odróżniają od ludzi i innych wyżej rozwiniętych form życia, nie jestwydolność umysłowa, lecz niewinność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]