[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Nie, nie chcę mieć z nią nic wspólnego.Powóz wojewody czeka gotowy do drogi.Wyślijcieją do niego, on lepiej się na tym zna.Tak też postanowiono.Wyznaczono człowieka do pilnowania Sol i wyprowadzono ją tylnymwyjściem.Przeszła przez dziedziniec, zmierzając do powozu.Nareszcie zaczęła sobie zdawaćsprawę, co się stało, i ogarnął ją strach.Nie o siebie, ale o rodzinę.Postanowiła, że niezdradzi swego imienia.Woznica, który przygotowywał powóz, odwrócił się, chcąc zobaczyć, kogo przyjdzie muwiezć tym razem.Był silnie zbudowanym, jasnowłosym mężczyzną, dość przystojnym, ale zwyrazem bezdennej pustki w oczach.Sol usłyszała jego westchnienie.Spojrzała na niego raz jeszcze.W ostatniej chwili opanowała się, by głośno nie krzyknąć.157Klaus! Jej pierwsza zdobycz!Upłynęło siedem lat, ale w jego wejrzeniu mogła wyczytać, że nigdy jej nie zapomniał.Notak, zgadza się, miał przecież pracować w stajniach wojewody.Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie i wsiadła do prostego powozu.%7łołnierz, który miał jejpilnować, szedł za nią.Miał ze sobą pismo, w którym na pewno znajdowało się wszystko natemat Sol.Planowała przerwać podróż, nim dojadą do siedziby wojewody.Klaus jej w tym pomoże.%7łołnierz nie stanowił większego problemu.Trzeba tylko znalezć odpowiednie miejsce.Klaus wspiął się na kozioł.Powóz potoczył się przez podwórze i dalej boczną ulicą, na którejnie czaił się żądny sensacji motłoch.%7łołnierz pochylił się ku woznicy.- Tym razem nam się powiodło - powiedział podniecony.- To podobno najgrozniejszaczarownica w całej Skandynawii.- Ona? - Klaus rzucił Sol przerażone spojrzenie.- Tak.Pójdzie prosto na męki, będą ją łamać kołem.A potem stos.Sądzę, że sam biskupbędzie się przyglądał tej zabawie.- Ależ oni nie mogą jej spalić! - Sol słyszała rozpacz w głosie Klausa.- Rzeczywiście jest śliczna, z tym się zgadzam.Ale takie są najgorsze.Klaus jęknął i jakby skurczył się w sobie.Wjechali w las.%7łołnierz, zanosząc się zwycięskim chichotem, przeszedł obok Sol i stanął ztyłu wozu na szeroko rozstawionych nogach.To chyba niezłe miejsce, pomyślała Sol, przez cały czas zachowując zimną krew, jak gdybyto nie o nią chodziło.Nieoczekiwanie wydała z siebie rozdzierający krzyk.Zabrzmiał jak głos atakującegozdobycz drapieżnego ptaka.Jednocześnie z podłogi powozu podniosła zgrzebło i cisnęła wgrzbiet konia tak mocno, że wbiło się ostrymi kolcami.Koń zarżał spłoszony i mocno szarpnął do przodu.%7łołnierz stracił równowagę i wypadł zodkrytego powozu.Zwierzę, dziko wierzgając, pędziło naprzód przez las.Klaus zostałwyrzucony ze swego siedzenia i Sol musiała mu pomóc odzyskać kontrolę nad pojazdem.158- Jesteście szalona - wysapał, kiedy już wrócił na miejsce.- Jak myślicie, co powie na towojewoda?- A jak sądzisz, co on powie, jeżeli pozwolę się tam zawiezć? - odparła Sol szyderczo,przejmując od niego lejce.- Spali mnie żywcem, gdy tylko skończy torturować.- Nie! Nie, tego nie wolno mu zrobić! Widziałem, co robią z czarownicami! To okropne!- Więc dobrze, wypuść mnie tutaj.Sam możesz wracać do swojej stajni - powiedziała Sol,podnosząc pismo do wojewody, które zostało w powozie.- Nie mogę tam wrócić bez więznia, zrozumcie! Pojadę z wami!- A więc pospiesz się, zanim ktoś nadejdzie!- A koń i powóz?- Powozu zabrać nie możemy, a konia wyprząc nie zdążymy.Nie wiem, co stało się zżołnierzem, może nadbiec w każdej chwili.- O nie, z pewnością nie - powiedział Klaus ze smutkiem, zeskakując z kozła.- On już nigdynie będzie biegał.Klaus poklepał konia po grzbiecie.- Do domu! Wracaj do domu! - zawołał do niego przyjaznie.Zwierzę znikło za drzewami, z łomotem ciągnąc za sobą powóz.Długo jeszcze mieli wuszach ten dzwięk.Sami zboczyli z drogi w głąb lasu.Z początku biegli co sił w nogach po głębokich mchachwśród nagich skał, w końcu zwolnili.- Gdzie my jesteśmy? - zapytała Sol, z trudem chwytając oddech.Zatrzymała się naszczycie wzgórza, wokół nich rozciągały się lasy, wszędzie lasy.Gdzieś daleko na południulśniła woda Oslofjordu.- Nie wiem - odparł Klaus, któremu aż świszczało w płucach.- W każdym razie na północ odtwierdzy Akershus.No tak, tyle to i ona wiedziała.Przyglądała mu się ukradkiem.Był naiwny i bezradny.Mogła jednak zrozumieć siebie jakoczternastolatkę.Pociągał ją swoją toporną budową, prostą mimiką i promieniującą wprostmęskością.Uśmiechnęła się.159Wyglądał na bardzo zakłopotanego.- Ciągniecie za sobą nieszczęście, panienko.Powiedzcie, chyba nie jesteście czarownicą?- Kim chciałbyś, żebym była?Klaus wpatrywał się w mech pod nogami.- Moją dziewczyną - powiedział cicho.- A więc nią jestem - odparła Sol niespodziewanie miękko.- Ale co my teraz poczniemy?Nie tak łatwo przychodziło Klausowi układanie zawiłych planów.Czubkiem buta dłubał wmchu i nie odpowiadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]