[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała ją na końcu języka.Ale zgubiła jągdzieś między jego pytaniem i silnymi, przyśpieszonymi uderzeniamiwłasnego serca.- Powiem panu, kiedy będę miała pewność.- Pochyliła się do przodu,wspięła na palce i przeciągnęła wargami po jego ustach.- A na razie jestdobrze jak jest.Nora Roberts 98Wzięła od niego obraz i zaczęła zbierać pozostałe.- Margaret Mary - odezwał się, gdy ruszyła ku drzwiom.- Na panimiejscu zmyłbym tę farbę z mojej twarzy.Zmarszczyła nos, spojrzała zezem na czerwoną plamę.- Do jasnej cholery - mruknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi.Choć pożegnalna scena mogła schlebić jego próżności, nie poczuł sięjednak głęboko i gorzko dotknięty, gdy mu się tak łatwo wywinęła i wywiodłago w pole.To nie był odpowiedni czas, by komplikować jej osobiste życie.Winnej sytuacji zaciągnąłby ją po prostu do jakiegoś zacisznego pokoju i przelałw nią tę całą frustrację, tę żądzę i przyprawiające o utratę zmysłównienasycenie.Oczyściłby się z tego wszystkiego.Wystarczy oczywiście zapanować nad nią, a przynajmniej nad sytuacją,by znowu odzyskać równowagę.Ale teraz są ważniejsze sprawy, z których pierwszą, zarówno z uwagi naprawomocny kontrakt jak i na moralne zobowiązanie, jest jej sztuka.Popatrzył na jeden z jej obrazów, którego nie zabrała.Był doskonały,choć wykonany w pośpiechu, szybkimi pociągnięciami, śmiałymi koloramiprzyciągającymi uwagę.Budzi silne emocje, zadumał się.Podobnie jak ona sama.Odwrócił się od niego i ruszył ku drzwiom.Ale obraz tkwił w nim,drażnił mózg, jak pozostawiony przez nią smak, drażniący jego zmysły.- Proszę pana.Dzień dobry, panie Sweeney.Rogan zatrzymał się w głównej sali, stłumił westchnienie.Chudy,wyniszczony mężczyzna stojący przed nim z wystrzępioną teczką z rysunkamipod pachą wydał mu się znajomy.- Aiman - pozdrowił biednie ubranego mężczyznę tak uprzejmie, jakgdyby miał do czynienia z przystrojonym w jedwabie klientem.- Niewidziałem pana już od jakiegoś czasu.- Pracowałem.- W lewym oku Aimana pojawił się nerwowy tik.- Mamdużo nowych prac, panie Sweeney.Nie wykluczone, że pracował, zasępił się Rogan.Natomiast z całąpewnością pił.To było widać gołym okiem: zaczerwienione policzki,podkrążone oczy, drżące ręce.Aiman miał zaledwie trzydzieści lat, ale alkoholsprawiał, że wyglądał znacznie starzej, był słabowitego zdrowia i wątłejkondycji psychicznej.Zatrzymał się w drzwiach, z boku, tak aby nie rzucać się w oczy i niekrępować swoim widokiem zwiedzających galerię.Patrzył błagalnie naRogana.Zaciskał i wyprostowywał palce na tekturowej teczce.- Pragnąłbym, aby rzucił pan na to okiem, panie Sweeney.- Otwieramy dzisiaj wystawę, Aiman.Jedną z większych.- Wiem.Czytałem w gazecie.- Nerwowo oblizał wargi.OstatnieZrodzona z ognia 99pieniądze, jakie zarobił rysując na ulicy, wydał wczorajszej nocy w pubie.Wiedział, że to szaleństwo.Gorzej, wiedział, że to głupota.A terazrozpaczliwie rozgląda się za stoma funtami na opłacenie czynszu.Jeśli ich niezdobędzie, wyląduje w ciągu tygodnia na bruku.- Mogę je u pana zostawić,panie Sweeney.Wrócę po nie w poniedziałek.Zrobiłem.zrobiłem parędobrych rzeczy.Chciałbym, żeby pan pierwszy je obejrzał.Rogan nie zapytał Aimana, czy jest spłukany.Znał dokładnieodpowiedz, a pytanie poniżyłoby tylko człowieka.Dobrze się zapowiadał,dopóki lęki i whisky go nie zniszczyły.- Moje biuro chwilowo nie nadaje się do użytku - powiedział uprzejmieRogan.- Chodzmy więc na górę.Obejrzymy, co pan zrobił.- Dziękuję panu.- Przekrwione oczy Aimana rozjaśniły się w uśmiechu,w nadziei równie wzruszającej jak łzy.- Dziękuję, panie Sweeney.Nie zajmępanu dużo czasu.Obiecuję.- Zamierzałem właśnie zrobić małą przerwę na herbatę - powiedziałRogan i dyskretnie ujął Aimana pod ramię, podtrzymując go na schodach.-Może dotrzyma mi pan towarzystwa i wspólnie obejrzymy pańskie prace?- Z przyjemnością, panie Sweeney.Maggie cofnęła się szybko.Nie chciała, by Rogan ją zauważył.Byłapewna, absolutnie pewna, że wykopie obszarpanego artystę za drzwi.Albokaże któremuś ze swoich podwładnych zrobić to za siebie.A tymczasem onzaprosił go na herbatę i poprowadził na górę jak mile widzianego gościa.Kto by pomyślał, że Rogan Sweeney ma dobre serce?Kupi na pewno kilka obrazów, pomyślała.Tyle, żeby nie urazić dumyartysty, a także zapewnić mu kilka posiłków.Ten gest wywarł na niej większewrażenie, był ważniejszy niż dziesiątki stypendystów i darowizn, które, jaksądziła, Worldwide przydziela co roku.Jest troskliwy.Zawstydziła ją ta świadomość i uradowała.Troszczył sięzarówno o człowieka, który tworzy sztukę, jak i o samą sztukę.Wróciła do jego gabinetu, aby posprzątać i spróbować oswoić się znową postacią Rogana, a także dopasować ją do wszystkich innych jego cech.Dwadzieścia cztery godziny pózniej Maggie siedziała na brzegu łóżka wgościnnym pokoju Rogana.Włożyła głowę między kolana i przeklinała samąsiebie za ohydną słabość.Z pogardą i obrzydzeniem do siebie musiała przyjąćdo wiadomości, że nerwy ją zawiodły.Fakt pozostawał faktem: w ustach czułaciągle ohydny smak wymiotów, nie mogła także opanować wstrząsających jejciałem lodowatych dreszczy.To nie ma znaczenia, powtarzała sobie w kółko.Najmniejszegoznaczenia! Co ją obchodzą inni i to, co sobie o niej pomyślą! Najważniejsze,co ona sama myśli!Nora Roberts 100O Boże, o Boże, dlaczego dałam się w to wszystko wciągnąć?Po głębokim, uważnym oddechu, podniosła głowę.Poczuła, jak wzbieraw niej nowa fala mdłości.Musiała aż zacisnąć zęby.W dużym lustrze poprzeciwnej stronie pokoju ujrzała swoje odbicie.Była w samej bieliznie, a jej skóra wyglądała obrzydliwie biało na tleczarnych koronek.Miała ziemistą cerę i zaczerwienione oczy.Gdy opuszczałaponownie głowę, z jej piersi wydobył się żałosny jęk.Wyglądała strasznie.Zrobi z siebie nieliche widowisko! Jakżeszczęśliwa była w Clare! Należała do tamtej ziemi.%7łyła tam sama, niczym nieskrępowana.Tylko ona i jej szkło.A dookoła pola, łąki i poranne mgły.Ibyłaby tam teraz, gdyby nie Rogan Sweeney i te jego wszystkie szalonepomysły, na które dała się nabrać.To diabeł, pomyślała, błyskawicznie zapominając, iż właśnie niedawnozaczęła zmieniać o nim zdanie.To potwór, który poluje na Bogu duchawinnych artystów, by zaspokoić własną chciwość.Wyciśnie z niej wszystkiesoki, a potem wyrzuci jak zużytą tubę farby.Zamordowałaby go, gdyby tylko była w stanie utrzymać się na nogach.Kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi, przycisnęła pięści do oczu.Wynoś się, krzyknęła w duchu.Wynoś się i zostaw mnie w spokoju.Pukanie powtórzyło się, tym razem usłyszała także ciche pytanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]