[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zwieża kawa?- Zgadza się.- Wolf wstał, by przynieść dzbanek z kawą ikubek.- Dzięki, miałem nadzieję, że was tu zastanę - westchnął.- Jest coś nowego? - zapytał Wolf.- Nie, nic poza paroma protestami.- Jakimi znowu protestami? - uniosła się Mary.- W związku z Wolfem.- A co ja znowu takiego zrobiłem? To , że wszedłem doszkoły i trochę się rozejrzałem? Gdybyś był mądry,skorzystałbyś z mojej pomocy.Byłem najlepszym tropicielemspośród wszystkich.- A gdybyś ty był mądry - wpadł mu w słowo Clay - toskorzystałbyś z mojej rady i zająłbyś się swoimi sprawami.Niewiem, czy już wiesz o pomyśle Mary? Chce być przynętą, żebywyciągnąć tego zboczeńca z ukrycia.Wolf spojrzał na nią gniewnym wzrokiem, tak, że bała sięnawet poruszyć.- Po moim trupie syknął.- Też jej tak powiedziałem.Wiem, że ty i twój syneskortujecie ją do szkoły i do domu, ale niedługo będą wakacjei co wtedy?- Przestańcie rozmawiać tak, jakby mnie tu wcale nie było- odezwała się Mary - W końcu jesteście w moim domu i pozatym chciałam zauważyć, że jestem już dorosła i będę robić, cozechcę.Nie muszę nikogo pytać o zdanie.- Zrobisz to, co powiem.- Wolf przeszył ją władczymwzrokiem.127 - Na twoim miejscu - powiedział Clay - wziąłbym ją nawzgórze i miałbym ją cały czas na oku.Ten jej dom, tutaj, stoicałkiem na odludziu, a za kilka tygodni kończy się szkoła i niktnie będzie wiedział, co tu się dzieje.Tak byłoby w każdymrazie bezpieczniej dla niej, no i dla ciebie też.Mary zerwała się z miejsca i wyjęła Clayowi z ręki kubek zkawą.Najpierw ostentacyjnie wylała ją do zlewozmywaka, apotem z hukiem wstawiła kubek do środka.- Nie będziesz pił mojej kawy, ty, ty.zdrajco! syknęłaoburzona.- Przecież ja tylko próbuję ustrzec cię przed tym szaleńcem- bronił się zaskoczony Clay.- A ja chcę chronić jego, rozumiesz'! - krzyknęła zwściekłością.- A ty wchodzisz mi w paradę!- Kogo? - zapytał Wolf.- Ciebie!- A niby dlaczego miałbym potrzebować twojej ochrony?- Nie rozumiesz? To wszystko skierowane jest przeciwkotobie! Ktoś chce ciebie znowu wrobić, dokładnie tak, jakkiedyś, tylko że tym razem atakuje kobiety, które cię lubią iprzez to są dla ciebie ważne.Wolf zamarł na moment.Jego oczy stały się chłodne i puste.- Ja to kupuję, to jedyne, co ma sens - powiedział Clay.-Komuś się nie podoba, że Mary zaprzyjazniła się z tobą i ztwoim synem, a do tego jeszcze ta rekomendacja do elitarnejszkoły.Wiesz, spora część mieszkańców Ruth zaczęła patrzećna was inaczej i ktoś nie mógł tego ścierpieć.- No właśnie i ponieważ to ja jestem przyczyną całegozamieszania, mogłabym.- Nie! - ryknął Wolf.- Idz na górę i spakuj się.Pojedziesz z nami.- Najwyższy czas - mruknął z zadowoleniem Joe i zacząłsprzątać ze stołu.128Mary nie powiedziała już ani słowa, tylko wydęła usta, jakczyni to małe dziecko, kiedy jest niezadowolone.Nie lubiła,kiedy ktoś krzyżował jej plany, lecz z drugiej strony wizjazamieszkania z Wolfem pod jednym dachem wydała jej sięnadzwyczaj kusząca.Ale to z pewnością nie byłoby wporządku i ludzie w Ruth już wkrótce dadzą jej to odczuć.Jakim będzie przykładem dla swoich uczniów? Lecz przecieżkochała go i to było najważniejsze, a nie jakieś tamformalności.Poza tym była absolutnie pewna, że jeśli nieprzeniesie się na wzgórze, Wolf zostanie u niej, a to jużkompletnie nie miało sensu.Wolf, widząc jej wahanie, podszedł do niej i położył jej rękęna ramieniu.- Idz już - szepnął.Kiedy zniknęła -w drzwiach sypialni, Clay odwrócił się doWolfa i dodał zniżonym głosem:- A tak na marginesie, Mary jest przekonana, że ty i Joejesteście w niebezpieczeństwie i muszę przyznać, że i w tejkwestii się z nią zgadzam.Ten drań może chcieć zakraść się natwoje wzgórze i próbować was zastrzelić.- Niech no tylko spróbuje.- wyszeptał Wolf.- Jestem przekonany, że spróbuje, zrobi to z całąpewnością.To chory człowiek.Może uderzyć w każdejchwili, nie sposób bezustannie wszystko i wszystkich mieć naoku.- Będę go nadal szukał.- Masz jakieś spostrzeżenia? - - zapytał Clay wbrewsobie.- Eliminowałem parę osób z mojej czarnej listy.- Niektórych niezle wystraszyłeś.Wolf wzruszył ramionami.- Powoli muszą się przyzwyczaić, że tu mieszkam i że będąmnie częściej widywać.129 - Słyszałem, że byłeś w szkole i poprosiłeś chłopców, żebyodprowadzili swoje koleżanki do domów.Wiem, że ich rodziceodetchnęli z ulgą.- Sami powinni byli o tym pomyśleć.- Wez pod uwagę, że to jest małe, spokojne miasteczko iludzie nie są przyzwyczajeni do takich rzeczy jak napady,gwałty.- I to ma być wytłumaczenie? To zwykła głupota iniedbalstwo.Człowiek musi umieć pewne rzeczy przewidzieć.- Zgadza się, ale nawet ty nie jesteś szybszy od pocisku.Uważaj na siebie i na syna.Wydaje mi się, że byłoby dobrze,gdyby udało ci się przekonać Mary, żeby na razie nie wracałado pracy.Powinniście pozostać we trójkę na wzgórzu, aż doczasu, kiedy złapiemy tego szaleńca.Spojrzenie, którym Wolf go obrzucił, dało mu jasno dozrozumienia, że nie miał w zwyczaju przed nikim się ukrywać.Był prawdziwym tropicielem i to nie tylko dlatego, że zostałświetnie wyszkolony, ale przede wszystkim dlatego, że miał towe krwi.Taka już była jego indiańska natura.- Bądz spokojny, zapewnię Mary bezpieczeństwo.Joe stał oparty o szafkę i przysłuchiwał się rozmowie.- W miasteczku zawrze, kiedy ludzie dowiedzą się, że Maryzamieszkała u nas - powiedział.- To prawda - mruknął Clay.- Niech sobie gadają - rzucił lekceważąco Wolf - kiedyśsię przyzwyczają.- Jeśli ktokolwiek zapyta mnie o Mary - dodał nazakończenie Clay, wkładając na głowę kapelusz - powiem, żezałatwiłem jej bezpieczną kryjówkę, dopóki nie wyjaśni się tahistoria.Zresztą, w niczyim interesie nie leży, by zdradzić jejmiejsce pobytu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]