[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nie odpowiedziałem, tylko uruchomiłem śrubę umieszczoną z tyłu wehikułu.Nina, kiedyzorientowała się, \e nasz samochód jest tak\e amfibią, nic nie powiedziała, tylko ze strachem w oczachzwinęła się w kłębek i dopiero, kiedy odpłynęliśmy trochę od brzegu rozluzniła się i usiadła normalnie.Ruszyliśmy przez fosę w kierunku wyspy.Kiedy powoli zbli\aliśmy się do majestatycznych ruin,opowiedziałem moim towarzyszom o historii zamku:- Pierwsze wzmianki o zamku pochodzą z 1388 roku.Gniewosz z Dalewic kupił go wtedy za 10tysięcy grzywien od braci Marcina i Mikołaja z Baruchowa.Na początku XVI wieku KrzysztofSzydłowiecki, pózniejszy kanclerz wielki koronny, przebudował warownię i uczynił z niej swoją rezydencję.W 1606 roku zamek stał się własnością księcia Janusza Ostrogskiego, który uczynił z ćmielowskiej warowniswoją stolicę.Dobudował cztery bastiony.Umieścił na zamku tak\e oddział wojska.W 1621 roku ksią\ęzmarł bezpotomnie i zamek przeszedł w ręce księcia, nomen omen, Franciszka Zasławskiego.W czasiepotopu szwedzkiego zamek został zniszczony.Z jego zdobyciem wią\e się ciekawa legenda.Szwedzi niemogli zdobyć fortecy.Otaczające go bagna skutecznie hamowały ich wysiłki.Wówczas posłu\yli siępodstępem.Przebrali się za orszak ślubny i podeszli pod zamek.Wiedzieli doskonale, \e polska gościnnośćka\e przyjąć młodą parę.Nie pomylili się w rachubach.Obrońcy otworzyli bramę i Szwedzi zdobyli zamek.Potem czekali tu na księcia siedmiogrodzkiego, Jerzego Rakoczego.Kiedy ten przybył, zniszczyliniepotrzebną im ju\ warownię.Zamek próbowali odbudować w drugiej połowie XVIII wieku Małachowscy,twórcy fabryki porcelany.Nic z tego jednak nie wyszło i w 1800 roku w pozostałościach zamku powstałbrowar.Zamek, jak państwo widzą, nigdy ju\ nie odzyskał dawnej świetności.- Nie on pierwszy i nie ostatni - podsumował ze smutkiem pan Tomasz.Kopaliśmy we wskazanym przez Feliksa Pawłowskiego miejscu od dwóch godzin.To znaczy kopałemja i Andrzej, bo pana Tomasza zwolniliśmy z tego wysiłku, a Nina zwolniła się sama.Wyciągnęła z torbyjabłko i siadła na ziemi kilka metrów od nas.- No i nasza emancypantka pokazała, na czym polega feminizm - powiedział w pewnej chwili Andrzejwyrzucając kolejną łopatę ziemi na spory kopczyk.- Na wymigiwaniu się od roboty!Ogryzek jabłka trafił go w głowę, kiedy się pochylił, \eby wbić łopatę w ziemię.- To przemoc! - krzyknął.- Nie, to tylko niewystarczająca zapłata za te wszystkie lata uciskania kobiet przez patriarchów -32ripostowała Nina.- Nie kopię więcej! - Andrzej rzucił łopatę ze złością.- Niech ona wezmie się do roboty i poka\eprzewagę nie tylko na froncie ideologicznym.- Cicho! - krzyknąłem, bo poczułem pod swoim szpadlem coś twardego.Wszyscy zamilkli, a ja jeszczeraz ostro\nie uderzyłem w to samo miejsce, w którym poczułem opór.W porannej ciszy odezwało siębrzęknięcie metalu o jakiś szklany przedmiot.Padłem na kolana i zacząłem odgarniać ziemię rękami.Pochwili ukazało się naszym oczom, bo ju\ wszyscy moi towarzysze zgromadzili się zaciekawieni na brzegudołu, ubrudzone naczynie podobne do chińskiej, wydłu\onej ku górze wazy, zamknięte pokrywką.Podwudziestu minutach naczynie zostało oczyszczone.Patrzyliśmy na znakomity przykład ćmielowskiejporcelany z końca XIX wieku.- Dziękuję państwu za wysiłek - odezwał się głos za naszymi plecami.Odwróciliśmy się jak nakomendę.Na zrujnowanym budynku pałacowym, trochę ponad naszymi głowami stał wysoki mę\czyzna.Czarna peleryna powiewała na lekkim wietrze.Na głowie człowiek miał czarny cylinder.Na twarzy maskę,która przypominała mi tę zakładaną przez sławnego Zorro.W ręku, zamiast szpady, trzymał długą laskę zesrebrną główką.- Czarny Cylinder! - wyrwało się Andrzejowi.- Do państwa usług! - złoczyńca zaśmiał się szyderczo.Andrzej podszedł do wazy wydobytej z ziemi i pochylił się, \eby ją zabrać.- Odradzam! - odezwał się ostry głos z góry.- Ta laska, nie jest zwyczajnym drobiazgiem dlad\entelmena.To równie\ doskonała strzelba.A ja, mili państwo strzelam wybornie - powiedział, po czymnacisnął srebrną główkę.Odezwał się strzał i kula uderzyła w ziemię kilka centymetrów od nóg Andrzeja.- Teraz proszę mnie słuchać, bo mam tu jeszcze parę kulek.Najpierw Samochodzik - warknął, a panTomasz wystąpił krok do przodu - kładz kluczyki od gruchota na wazie!Pan Tomasz wykonał polecenie.- Dobrze - odezwał się znowu władczy głos - a teraz przejdzcie w prawo, daleko od tej parodiisamochodu.Tak, w porządku, kładzcie się na ziemię.Posłuchaliśmy go.Poczułem zapach ziemi i trawy.Mokra poranna rosa wierciła w nosie.Czułem wpłucach zbli\ające się przeziębienie.- Samochodzik, do mnie! - rozkazał głos nad nami.Pan Tomasz wstał i podszedł do szanta\ysty.Słyszałem jego kroki, potem szczęk stali, w końcu trzask zamykanych drzwiczek i odgłos uruchamianegosilnika wehikułu.Nie minęło pięć minut, kiedy do moich uszu doszedł plusk wody, rozgarnianej śrubąnaszego ministerialnego pojazdu.Pierwszy podniósł się Andrzej.Kula śmignęła mu tu\ nad głową.- Le\! - krzyknęliśmy zgodnie z Niną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]