[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja sprzedałem ko-nia, co miał koler!.%7łebym miał zapłacić od siebie sto rubli, klacz wy-gra.%7łeby miała paść.Przekona się pan baron.Koń miał koler!.Ha! Ha! Ha!. wybuchnął demonicznym śmiechem dyrektor.Po obejrzeniu klaczy panowie udali się do kancelarii, gdzie Wokul-ski uregulował należne rachunki przysięgając sobie nie mówić o żad-nym koniu, że ma koler.Na pożegnanie zaś odezwał się: Czy nie mógłbym, dyrektorze, wprowadzić tę klacz na wyścigibezimiennie? Zrobi się. Ale. O! niech pan będzie spokojny odparł dyrektor ściskając go zarękę. Dla dżentelmena dyskrecja jest pierwszą cnotą.Spodziewamsię, że i pan Maruszewicz. O!. potwierdził Maruszewicz trzęsąc głową i ręką w taki spo-sób, że o tajemnicy pogrzebanej w jego piersiach nic można było wąt-pić.Wracając obok maneżu Wokulski znowu usłyszał trzaśnięcie ba-tem, po którym czwarty pan znowu rozpoczął kłótnię z zastępcą dyrek-tora.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG212 To jest niedelikatność, mój panie!. krzyczał czwarty. Odzie-nie mi popęka. Wytrzyma odparł flegmatycznie pan Szulc trzaskając batem wkierunku drugiego pana.Wokulski opuścił rajtszulę.Gdy, pożegnawszy się z Maruszewiczem, siadał w dorożkę, przy-szła mu szczególna myśl do głowy: Jeżeli ta klacz wygra, to panna Izabela pokocha mnie.I nagle zawrócił się; jeszcze przed chwilą obojętne zwierzę stałomu się sympatycznym i interesującym.Wchodząc powtórnie do stajenki usłyszał znowu charakterystycznyłoskot głowy ludzkiej uderzanej o ścianę.Jakoż istotnie z sąsiedniegoprzedziału wybiegł mocno zarumieniony chłopak stajenny, Szczepan, zwłosami ułożonymi w taki wicherek, jakby mu dopiero co wyjęto znich rękę, a zaraz po nim ukazał się i furman, Wojciech, który ocierał okurtkę nieco zatłuszczone palce.Wokulski dał starszemu trzy ruble,młodszemu rubla i obiecał im na przyszłość gratyfikacje, byle tylkoklaczka nie miała krzywdy. Będę jej, panie, doglądał lepiej niż własnej żony odpowiedziałWojciech z niskim ukłonem. Ale i stary jej nie skrzywdzi, owszem.Na wyścigu, panie, pójdzie kobyłka jak szkło.Wokulski wszedł do stajenki i z kwadrans przypatrywał się klaczy.Niepokoiły go jej delikatne nóżki i sam drżał na widok dreszczówprzebiegających jej aksamitną skórę, myślał bowiem, że może zacho-rować.Potem objął ją za szyję, a gdy oparła mu na ramieniu główkę,całował ją i szeptał: Gdybyś ty wiedziała, co od ciebie zależy!.gdybyś wiedziała.Odtąd po parę razy na dzień jezdził do maneżu, karmił klacz cu-krem i pieścił się z nią.Czuł, że w jego realnym umyśle zaczyna kieł-kować coś jakby przesąd.Uważał to za dobrą wróżbę, gdy klacz witałago wesoło, lecz gdy była smutna, niepokój poruszał mu serce.Już bo-wiem jadąc do maneżu mówił sobie: Jeżeli zastanę ją wesołą, to mniepanna Izabela pokocha.Niekiedy budził się w nim rozsądek; wówczas opanowywał gogniew i pogarda dla samego siebie. Cóż to myślał czy moje życie ma zależeć od kaprysu jednejkobiety?.Czy nie znajdę stu innych?.Alboż pani Meliton nie obie-cywała, że mnie zapozna z trzema, z czterema równie pięknymi?.Raz,do licha, muszę się ocknąć!.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG213Ale zamiast ocknąć się, coraz głębiej zapadał w opętanie.Zdawałomu się w chwilach świadomości, że na ziemi jeszcze chyba istniejączarodzieje i że jeden z nich rzucił na niego klątwę.Wtedy mówił ztrwogą: Ja nie jestem ten sam.Ja robię się jakimś innym człowiekiem.Zdaje mi się, że mi ktoś zamienił duszę!.Chwilami znowu zabierał w nim głos przyrodnik i psycholog: Oto szeptał mu gdzieś w głębi mózgu oto jak mści się naturaza pogwałcenie jej praw.Za młodu lekceważyłeś serce, drwiłeś z miło-ści, sprzedałeś się na męża starej kobiecie, a teraz masz!.Przez długielata oszczędzany kapitał uczuć zwraca ci się dziś z procentem..,Dobrze to myślał ale w takim razie powinienem zostać roz-pustnikiem; dlaczegóż więc myślę o niej jednej? Licho wie odpowiadał oponent. Może właśnie ta kobieta naj-lepiej nadaje się do ciebie.Może naprawdę, jak mówi legenda, duszewasze stanowiły kiedyś, przed wiekami, jedną całość. Więc i ona powinna by mnie kochać. mówił Wokulski.A po-tem dodawał: Jeżeli klacz wygra na wyścigach, będzie to znakiem, żemnie panna Izabela pokocha.Ach! stary głupcze, wariacie, do czegoty dochodzisz?.Na parę dni przed wyścigami złożył mu w mieszkaniu wizytę hra-bia-Anglik, z którym zaznajomił się podczas sesji u księcia.Po zwykłym powitaniu hrabia usiadł sztywnie na krześle i rzekł: Z wizytą i z interesem t e k!.Czy wolno?. Służę hrabiemu. Baron Krzeszowski ciągnął hrabia którego klacz nabył pan,zresztą najzupełniej prawidłowo t e k ośmiela się najuprzejmiejprosić pana o ustąpienie mu jej.Cena nie stanowi nic.Baron porobiłduże zakłady.Proponuje tysiąc dwieście rubli.Wokulskiemu zrobiło się zimno; gdyby sprzedał klacz; panna Iza-bela mogłaby nim pogardzić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]