[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dziedziniec wjeżdżał w otoczeniu licznych pachołków mąż zbudo-wany potężnie, strojny w olbrzymi złoty łańcuch zwisający do pasa, siwywprawdzie jak gołąb, lecz trzymający się krzepko i tak pogodny, jak to po-morskie słońce toczące się w tej chwili po zupełnie bezchmurnym niebie.Jakgdyby na przekór swemu sędziwemu wiekowi, bardzo lekko zeskoczył z sio-dła, zagadał wesoło do służby, mocnym krokiem wszedł do sieni i wkrótceukazał się w drzwiach. Wszelki duch Pana Boga chwali! Kagen na jego widok zapomniał owszystkim. Witaj, Niekraku, z nieba mi spadłeś.Nikt tu nie był tak potrzeb-ny w tej chwili, jak ty!Bonow chmurzył się coraz bardziej.Drażnił go najwyrazniej ten rycerz do-stojny, pewny siebie, czujący się tutaj jak w domu.Ongiś przybył z dalekichAużyc, dzięki życzliwości książąt osiadł na sąsiedniej wyspie Uznam, w Mie-lęcinie; czując mocne poparcie, nabrał szybko zuchwałości i daje się odtąd weznaki nawet potężnym, podgławskim opatom.A i teraz podkreśla hardo swąsiłę, wciąż gada tylko z Kagenem, na niego nie spojrzy.Jak gdyby chciałświadomie podkreślić, że dla niego nie ma znaczenia żaden dostojnik!.A Niekrak, jak się zdawało, rzeczywiście poza chorym nie widział nikogo.Nic zresztą dziwnego.Od najmłodszych lat łączyły go z Kagenem serdecznestosunki, razem chodzili na wojenne wyprawy, jeden za drugiego nieraz nad-stawiał karku.Kiedy jednak zaspokoił pierwszą ciekawość, spojrzał wreszciena archidiakona i skłonił się przed nim z wielkim szacunkiem. Sądziłem w pierwszej chwili przemówił zdziwiony że jakiś prze-jezdny rycerz, a to przecież wasza wielebność! W takim stroju trudno poznaćosobę duchowną.Do Kamienia czy w stronę domu? Do domu.Chory, jak widzę, dostał dobrego opiekuna, mogę więc ru-szyć w drogę.A wy chyba zanocujecie? Wracam z daleka i tutaj właśnie postanowiłem urządzić popas.O ilewięc gospodarz mnie nie przepędzi, zostanę.Niekrak roześmiał się.Kagen mocno uścisnął mu rękę. Oby Bóg zawsze zsyłał mi takich gości przemówił wzruszony. Wa-sza wielebność naprawdę odjeżdża? spojrzał ze zdziwieniem na archidiako-na. Testamentowi przecież daleko do końca, a taki czcigodny świadek bar-dzo się przyda.28Na czole Bonowa pojawiła się chmura, lecz zaraz zanikła. Na co wam testament? roześmiał się. Wyglądacie w tej chwili, jak-byście zamierzali wstać z łoża, toteż nie warto zatruwać myśli żałobnymisprawami.Będę przejeżdżał tędy za miesiąc.W razie potrzeby zakończymypisanie.Skinął na mnicha i wyszli.Niekrak ujął przyjaciela za rękę. Czego chciał tutaj ten kruk? odezwał się niespokojnie. Gdzie się ru-szy, tam spada na ludzi nieszczęście.Czyżby i tu się stało coś złego?.Twarz Kagena jakby z warzył naraz siarczysty mróz.Zaczął opowiadać,świszczący oddech coraz częściej urywał słowa.Aż wreszcie tak się zadyszał,że Krysta musiała podbiec z pomocą. Bardzo zle ze mną westchnął, gdy mu trochę ulżyło. Pobiegnij pobabkę.Może ona coś na to poradzi.Patrzyła na niego spłoszona, nie bardzo pewna, czy może opuścić go w ta-kiej chwili. Idz uśmiechnął się nikle. Dopóki pan na Mielęcinie jest przy mnie,nic się nie stanie.Przyślij babkę, a z powrotem się nie śpiesz.Umęczyłaś siędzisiaj, wiem dobrze.Musisz więc wreszcie odpocząć. Troszczysz się, jakby to ona była złożona niemocą wtrącił żartobliwieNiekrak. A dziewczyna przecież jak łania! Zasłużyła na troskę.Sczezłbym marnie, gdyby nie ona. W takim razie i ode mnie należy się jej jakaś nagroda Niekrak stawałsię coraz weselszy. Przyjmij ten złoty łańcuch.Dać ci na własność nie mogę,bo go noszę za karę, lecz wypożyczę na drogę.Twoja babka, o ile mnie pa-mięć nie myli, mieszka pod lasem? Pod lasem. Pilnuj go zatem dobrze roześmiał się. Zbójców podobno tu dużo.Zarzucił jej na szyję, przekręcił, zarzucił raz jeszcze. Zlicznie wyglądasz! wpadł w zachwyt. Gdy będziesz jechała do ślu-bu, wypożyczę ci go po raz drugi.Daję na to rycerskie słowo.Zerknij wzwierciadło!Znała go dobrze, bo nieraz zaglądał do Kodrąbia i zawsze okazywał jejwielką życzliwość, dała się więc także ponieść wesołości, a gdy się przejrzała,29spłonęła nagle jak róża.Rzeczywiście było jej z tym łańcuchem bardzo dotwarzy.I gdyby. Nie żartujecie, rycerzu?. szepnęła. Naprawdę mam zabrać go z so-bą? Przecież to wielki majątek! Na pewno go zwrócisz.W Kryście zrodził się niespodziewanie niepokój. Nie mogę wziąć stanowczym ruchem sięgnęła do szyi. Ze zbójcaminigdy nic nie wiadomo. Idz i nie przejmuj się Niekrak przytrzymał jej rękę i pociągnął dodrzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]