[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ukochany wzniósł śmiertelne żelazo. Męka śmierci lekkąim była wśród zachwytu ducha.Siedmiu starców, co napróżno oczekiwali powrotu jej ukochanego, nazwaliją szyderczem imieniem: kobieta.Pomimo oburzenia poety na tę żelazną kon-sekwencyą życiową, musimy w części przywtórzyć słowom starców, choć serce1) Por.zdjęcie korony i obrączki przez Maryą Stuart (u Słowackiego).nasze rwie się do tej białej, czystej postaci, której zawadzały skrzydła , choćjej aureoli męczeństwa nie odmawiamy.Cóż bowiem straszne jej poświęceniezdziałało? Czy ukochanego do nowego życia, pełnego chwały popchnęło? Czywybawiło jej ojca od zgryzot, od śmierci przedwczesnej? Czy jej samej ubło-gosławienie szczęścia przyniosło? Z żalem odpowiedzieć musimy na te pytania przecząco.Są powikłania losowe, w których dla szlachetnego człowieka wybórsposobu ich rozwiązania jest trudny.W walce życia wielu poledz musi, ażebyustąpić miejsca dla szczęścia innych.W przedstawionym dopiero co dramaciemogły się rozwinąć dwa życia silne, błyszczące nadzieją przyszłości, gdyby nazawadzie nie stanęło życie trzecie starca o spróchniałych arystokratycznychpojęciach.Córka, ulegając łzom ojca, zrobiła poświęcenie ze szczęścia własnego;ale, ażeby poświęcenie przyniosło dobroczynne owoce, potrzeba było, iżby żyłaz nikczemnikiem, iżby się zhańbiła.Pozostawał wybór pomiędzy hańbą a śmiercią.Córka wybrała śmierć i tym sposobem poświęcenie swoje w niwecz obróciła zabiła ojca.Gdyby wybrała hańbę, ojciecby żył; ale jej własna dusza byłabyzbezczeszczona.W obu wypadkach poświęcenie przedstawiłoby się jako rzeczbezpłodna.Córka była kobietą; jedynym kierownikiem jej czynów było serce zbłądziła.VI.CZARNA PANI.odobna do losu tej bezimiennej była dola innej również bezimiennej, którąpoznajemy w drugiej części Niedokończonego poematu , jako czarnąpanią.Dzieje swego bolesnego żywota opowiada ona na zaklęcie Aligiera-Danta: Urodziłam się w ziemi mlekiem i miodem płynącej, którą zwą dziś ziemiąmogił i krzyżów, zwą też i ziemią niedoli.Zrazu zwali mnie rodzice niewinną,śliczną, szczęśliwą; pózniej nazwano mnie inaczej: niewolnicą! Bo obyczajemświata, mnie dzieckiem jeszcze, mnie bezmiłosną wydano czy sprzedano zamaż.O! zapłaczcie nade mną i nad temi wszystkiemi siostry mojemi, które nicjeszcze nie wiedząc, ni czując, idą bezwolnie ciało i ducha oddać tym, cowszystko wiedzą i wszystko już czuli ale którym wiedza nie przyniosłaanielskiej jasności, jedno dała chytrość zgrzybiałą szatanów! Wszystko zniosłam, bo wszystko znieść można na tej smutnej ziemi,prócz jednego uczucia: pogardy! Kiedy ten sztylet wpadnie pomiędzy duszdwoje, rękojeścią w sercu jednej, ostrzem w sercu drugiej utopion, jakżeż imdalej iść razem po drodze życia? jakżeż codzień ten sam chleb łamać, czekając,aż śmierć wreszcie pobłogosławi, rozdzieli ?.Musiałam pogardzać. Jakby dziś, widzę ten pałac, tę ulicę lip rozwonionych i za gałężmisłońce zachodzące.Czuję się pod temi drzewami, przechadzam się jakbyw letargu.Wszak mówili tych dni wszystkich, że się coś gotuje na ziemi naszej?W powietrzu śród zapachu sianożęci pływało jakieś przeczucie, jak kiedy zarazama uderzyć, jak kiedy wielu ludzi ma.walczyć i zginąć.A mąż mój wy-smukły i biały jak niewiasta, przechadza się także i czeka na coś, na kogoś.Ach! czeka z uśmiechem nigdy niezapomnialnym!.Z różnych stron do ogroduwsuwają się ludzie; znam i tego i owego i wszystkich to krewni, przyjaciele,sąsiedzi! On im ściska dłonie, coś obiecuje, przysięga.Gdy słońce zaszło, prosi,by odpasali broń i siedli raz ostatni się naradzić.Każden broń odpasał, usiadłna murawie.On klasnął, znak dał; do syku węża podobny był gwizd jego.%7łołnierze zewsząd, żołnierze, żołnierze.Nie pytajcie mnie; jam imię tego czło-wieka nosiła; jam mu była przysięgła na wierność do grobu ja go wam niewydam, jak on wrogom braci swoich. A teraz oto trzecie imię moje na ziemi: zhańbiona! Wiecież wy za co,o ludzie? Za to, że rozpacz rozerwała mi serce, a przyszedł dzień, w którymukochaną zostałam; za to, że w tym dniu uwierzyłam w piękność i dobroći rozum na ziemi; za to, żem umarłą podniosła głowę, żem krzyknęła: o, jakżez trumny dobrze w niebo róść; za to, żem święcie kochała.Krótkie były chwile upojenia.Ten, którego ukochała i który ją kochał,także odszedł tam, gdzie go jego męskie losy zagnały.Wyrwawszy ją z sa-motności serca , pozostawił w ducha samotności.Odtąd żyła już tylko ciałem,gdy dusza jej, w własne skrzydła obwinięta , spoczęła w grobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]