[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby hołdował jakimś tajemniczymobyczajom?- Dobrze więc - odezwał się jeszcze, gdy znów założył kapelusz izakasał mankiety swojego surdutu.- Najwyższy czas poszukaćschronienia na noc.Cmoknął.Jego siwek potrząsnął grzywą i prychając,ruszył.Rumaka i jezdzca łączyło głębokie porozumienie.Adelaide znówwspomniała, jak wielka radość ogarnęła konia i jezdzca, gdynieoczekiwanie trafili na siebie w Toruniu.Nawet fakt, że Magdalena takhaniebnie sprzedała ukochanego konia Helmbrechta i włożyła pieniądzedo własnej kieszeni, nie mógł zmącić tej radości.Aby dotrzeć do serca Frauenburga, nadjeżdżając z zachodu, musieliokrążyć prawie cały teren wokół katedry.Droga prowadziła tuż przymurze miejskim i o tej porze dnia była pogrążona w cieniu.Dziękistromej górze tylko wokół dolnej części miasta ciągnęła się fosa.Powschodniej stronie muru przekroczyli bramę miejską i chwilę pózniejznalezli schronisko niedaleko rynku.- Od razu zadbam o to, by przygotowali dla was kąpiel - obiecałHelmbrecht i zajął się negocjacjami.Twarze karczmarzy z początku byłyniechętne.Ale gdy tylko Helmbrecht potrząsnął sakiewką, rozjaśniły się.Musiał być hojny, Adelaide wywnioskowała to wkrótce z usłużnościgospodarzy, z jaką ją obsługiwali.Już wkrótce cieszyła siędobrodziejstwami kąpieli w przestronnym pokoju gościnnym.Pomiesz-czenie wypełniał zapach róż i lawendy.Z rozkoszą mydliła sobie długieramiona i nogi i niedługo zapomniała o wszelkich mękach jazdy konnej.Im gorliwiej się szorowała, tym silniejsze miała wrażenie, że opróczkurzu i brudu dróg zmywa z pięknie uformowanego ciała równieżdotychczasowe życie.Coraz bardziej też rozmywało się wspomnienieMagdaleny i Carlotty.O znamieniu na plecach podczas wycieraniapomyślała już z czułym smętkiem.Czy ktoś jeszcze przestraszyłby się gotak, jak wtedy w Erfurcie mała Carlotta? Zapewne w swoim przyszłymżyciu w szpitalu nie będzie już miała okazji pokazywać się innym nago.Zadumana Adelaide zdmuchnęła czarne pasemko z twarzy.Gdy poubraniu się upięła wysoko włosy, ku swemu przerażeniu zauważyła, jakposiwiały u nasady na prawej skroni.- Wyglądacie jak nowo narodzona - schlebiał jej Helmbrecht, gdyzeszła na kolację na dół do szynku.Jak zwykle w gospodach, również wtym szynku dominowały grube, poczerniałe od sadzy belki sufitowe.Trzydługie stoły oferowały miejsce dla kilku tuzinów gości.W obliczuciasnoty w izbie i paskudnych wyziewów innych gości przybyłych nanocleg Adelaide doceniła fakt, że była jedyną kobietą wśród nich.Tochroniło ją przed koniecznością dzielenia pokoju z obcą kobietą.Dostatecznie często musiała to znosić podczas poprzednich nocy.Gospodyni przyniosła gęstą zupę.Ani zapach, ani kolor niewskazywały na to, co mogło w niej pływać.- Smakuje znacznie lepiej, niż wygląda - rzekł ucieszony Helmbrecht,gdy tylko spróbował pierwszej łyżki.Głodny, szybko zjadł całą miskę.Adelaide z wahaniem odważyła się skosztować.Ale po pierwszychłykach z lubością poszła w jego ślady- Również to piwo jest pierwszorzędne! - zawołała chwilę pózniej iprzepiła do niego.- Cieszę się, że widzę was w tak dobrym nastroju, szanowna pani-odpowiedział takim samym gestem i odsunął od siebie talerz.- Czyżbyście się tego po mnie nie spodziewali? - uśmiechnęła się iwyciągnęła brodę.- Cóż, jeśli mam być szczery, to nie całkiem.Ale to nie jest jedyne, comnie w was zaskakuje.Wydaje mi się - przy tych słowach spoważniał iściszył głos - że od naszego pobytu u mądrej kobiety w lesie, dwa dnimarszu od Torunia, bardzo się zmieniliście.Coś się tam z wami musiałostać.Można by niemalże sądzić, że dobra Ludwina dodała wam czegoś donapoju.- A ja dotychczas myślałam, że nie wierzycie w czary i czarodziejskiemoce.Zmusiła się, by spojrzeć wprost na niego.Nie była jeszcze pewna, czyjego stwierdzenie ma traktować jak pochlebstwo.Im dłużej patrzyła wjego bursztynowe oczy, tym bardziej była skłonna tak właśnie tozinterpretować.Raczej brakowało mu właściwej miary, by w stosunku dodamy zachowywać się elegancko.- Jakkolwiek by było - dodała poprzerwie - nie zaskoczy was przynajmniej to, że te wydarzeniapozostawiły na mnie ślad.- Och, wybaczcie - pospieszył zapewnić i naglesprawiał wrażenie onieśmielonego.- Daleki byłem od tego, byprzypominać wam o tym straszliwym napadzie i przeżytym cierpieniu.- Dobrze już - powiedziała celowo głośno, by nie pozwolić mu napoczucie, że wciąż jeszcze tak bardzo ciążą na niej tamte przeżycia.Oczywiście, że ciążyły i chyba zawsze będą ciążyć.Ale mężczyzna nigdyby nie pojął, jaką hańbę przeżywa kobieta, gdy się ją gwałci.-Wizyta uwaszej Ludwiny, jak nazywacie tę mądrą kobietę, przypomniała miprzynajmniej o moim wcześniejszym powołaniu.Od czasu wyjazdu zFrankfurtu było dla mnie jasne, że moja noga nigdy więcej nie postanie wżadnym kupieckim kantorze.I Ludwina mi uświadomiła, co w zamian wprzyszłości powinnam zrobić: przypomnieć sobie o swoich korzeniach.Dowiedzieliście się w międzyczasie, że pochodzę ze starej bamberskiejrodziny aptekarskiej.Moi rodzice i rodzeństwo padli przed wielu latyofiarami nieszczęsnego polowania na czarownice w rodzinnym mieście.Los poddał mnie od tamtej pory wielu próbom, które mi uświadomiły, jakważne jest, by iść, nie błądząc, wyznaczoną drogą życiową.Działaniewbrew temu nie ma sensu i przynosi tylko nowe cierpienie.To chyba byłoto, czego nauczyły mnie te wydarzenia.Będę więc od jutra pracować jakoaptekarka, tak jak wszyscy moi przodkowie.- Jesteście silną kobietą.- Dziękuję wam - odpowiedziała z mocą na jego spojrzenie.Po długim milczeniu Helmbrecht zapytał z lekka ochrypłym głosem:- Pozwólcie mi jeszcze na ostatnie pytanie: naprawdę jesteście pewna,że nie chcecie wysłać swojemu synowi żadnej wieści? Byłoby dla mniezaszczytem dostarczyć mu od was ten list.- Wiem - odpowiedziała, złoszcząc się z powodu niepewności, którąłatwo było odczytać z jej pospiesznej reakcji.- Ale lepiej będzie, jeślizachowam w stosunku do niego milczenie.Matka, która go wychowała iprzez wszystkie te lata towarzyszyła mu na co dzień, nie żyje.Jestdostatecznie dorosły, by samodzielnie iść swoją drogą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]