[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wywczasy, mo\na by rzec.- Wywczasy! Bo\e drogi! Wiedziałem - nie znamy się zbyt długo - ale wiedziałem, \e jesteś jakiś takiinny.To.To jednak przerasta moją wyobraznię.I on, ktoś taki jak on, jest tylko zastępcą szefa!Chciałbym spotkać faceta, do którego mówisz "szefie".- Tak się do niego nie zwracam.Nazywam go bardzo ró\nie, ale nie tak.Chciałbyś go spotkać,mówisz? śaden kłopot.Ju\ go spotkałeś.Nawet udało ci się go scharakteryzować.Du\y, grubypajac, naiwny i nierozgarnięty, trawiący czas na bujaniu w obłokach.A mo\e na przechadzkach wgaiku Akademosa? Nie pamiętam.Harrison rozlał na stole zawartość kieliszka.Był zupełnie oszołomiony.- Nie wierzę - wysapał.- Nikt w to nie wierzy.Ja jestem tylko jego prawą ręką w sekcji działań polowych.Jak wiesz, Georgerzadko mi towarzyszy.Tym razem rzecz miała się inaczej, bo te\ i zadanie było niezwykłej wagi.Aspraw niezwykłej wagi nie powierza się takim fuszerom jak ja.Michael zbli\ył się do George'a z zalęknionym niedowierzaniem na twarzy.- Ale w Mostarze mówił mi pan, \e jest pan.starszym sier\antem.- Małe kłamstewko.- George zrobił gest ręką, jakby opędzał się od natrętnej muchy.- Nieuchronne wnaszym fachu.Mam na myśli małe kłamstewka.Zaznaczyłem jednak, \e starszym sier\antem jestemtylko czasowo.To się zgadza.Tak naprawdę mam stopień generała brygady.- O Bo\e! - Ta wiadomość kompletnie zmia\d\yła Michaela.- Chciałem powiedzieć: "sir".- Nie, tego ju\ za wiele! - Harrison nie zauwa\ył nawet, \e George znów napełnił elegancko kieliszek.- Naprawdę za wiele.Skołowany umysł nie jest w stanie tego objąć.Mo\e w gruncie rzeczy nie mamznów takiego umysłu? Jeśli mi zaraz powiecie, \e Adolf Hitler to ja, gotów jestem powa\nierozwa\yć taką ewentualność.- Spojrzał na George'a, potrząsnął głową i do połowy opró\niłkieliszek.- Macie przed sobą człowieka usiłującego wrócić do rzeczywistości.No dobrze.O czym toja.Aha, ju\ wiem.Pytałem, kiedy uznałeś, \e mo\esz zacząć mówić.- Kiedy mi powiedziałeś - ty albo Lorraine - o Jenny.- Aha.No tak.O Jenny.Rozumiem.- Było oczywiste, \e nic nie rozumiał.Nagle otrząsnął się.Dosłownie się otrząsnął.- Có\, do licha, ma z tym wspólnego Jenny?- Bezpośrednio? Nic.- Jenny.Lorraine, wcią\ mi chodzi po głowie pytanie, które zadał kapitan Crni.- Jakie pytanie, James? - spytała cicho Lorraine.- Zapytał, czy znam Giancarla Tremino.No wiesz, Carlosa.Oczywiście, znam go bardzo dobrze -odpowiedziałem.- Spuścił wzrok i spojrzał na swój kieliszek.- Mo\e nie powinienem był nicmówić.W końcu nie torturowali mnie, ani nic.Mo\e nie mam znów takiego umysłu w gruncierzeczy.- To nie twoja wina, James - rzekła Lorraine.- Skąd miałeś wiedzieć? Poza tym, nic złego się nie stało.- Skąd wiesz, \e nic się nie stało, Lorraine? - w głosie Sariny zabrzmiała gorycz.- Wiem, \e to nie byławina kapitana Harrisona.I wiem, \e tak naprawdę to nie kapitan Crni zadawał mu pytania.Czy\byśnie wiedziała, \e major Petersen zawsze dowie się tego, na czym mu zale\y? Czy mamy się nadaluwa\ać za więzniów, kapitanie Crni, i tkwić w tym pokoju?- Wielki Bo\e! Skąd\e znowu! Jeśli o mnie chodzi, macie cały dom do dyspozycji.Zresztą proszęmnie ju\ nie pytać.Major Petersen tu rządzi.- A mo\e ty, George? - Uśmiechnęła się blado.- Przepraszam.Nie zdą\yłam się jeszcze przyzwyczaićdo "panie generale".- Szczerze mówiąc ja te\ nie.Niechaj zostanie "George".Odpowiedział uśmiechem na jej uśmiechi pogroził palcem.- Nie próbuj mi tu siać fermentu w szeregach! Poza moją kwaterą główną, którąjest aktualnie opuszczony szałas pasterski niedaleko Bihacia, jedynym dowódcą jest Peter.Ja tylkopodaję ogólne wytyczne i pózniej ju\ się nie wtrącam.Jeśli ktoś wie, \e mu do pięt nie dorasta - a jamam na tyle rozumu, by wiedzieć - to nie powinien wtrącać się w to, co robi najlepszy w bran\yspecjalista od zadań polowych.- Czy mogłabym zamienić z panem słówko, majorze? W hallu? - zapytała Sarina.- yle mi to wró\y - mruknął i wziął do ręki kieliszek - bardzo zle.- Wyszedł za nią do pokojui zamknął za sobą drzwi.- Co znowu?- Nie bardzo wiem, jak to powiedzieć.Myślę, \e.- zawahała się.- Jeśli nie wiesz, co chcesz powiedzieć i dopiero się nad tym zastanawiasz, to po co marnujesz mójczas i to w tak melodramatyczny sposób? - To nie jest ani głupie, ani dramatyczne! I nie dam sięwyprowadzić z równowagi.To, co przed chwilą od ciebie usłyszałam, dokładnie cię podsumowuje.Wywy\szający się nad innych, cięty, pogardliwy, nie tolerujący niczyich błędów ani słabości, a zdrugiej strony umiesz przecie\ być troskliwy i dobry jak nikt.To nie tylko to, \e jesteś nieznośny.Jesteś jedną wielką niewiadomą.Taki Jekyll i Hyde.Lubię i podziwiam tę część, która jest doktoremJekyllem.Jesteś odwa\ny, George mówi, \e błyskotliwy, podejmujesz się nieprawdopodobnieryzykownych misji, które wykończyłyby kogoś takiego jak ja, no a najwa\niejsze, \e doskonaleumiesz opiekować się ludzmi.Tak czy siak, ju\ wczoraj wieczorem wiedziałam, \e nie jesteś jednymz nich.Uśmiechnął się.- Nie chcę, \ebyś mi znów naopowiadała jaki to ja jestem okropny i dlatego nie powiem, \e taka mądrastałaś się po fakcie.- Mylisz się - odparła spokojnie.- Przyszło mi to go głowy, kiedy major Metrović mówił wczorajwieczorem o pięcie Achillesowej Tity, o braku mobilności jego oddziałów, o trzech tysiącachrannych \ołnierzy.W ka\dej cywilizowanej wojnie - jeśli coś takiego w ogóle istnieje - tych ludzizostawiono by wojskom nieprzyjacielskim, a te udzieliłyby im pomocy lekarskiej.Ale to nie jestcywilizowana wojna.Zmasakrowano by ich.Ty nie mógłbyś mieć nic wspólnego z takimi ludzmi.- Dobra, mam swoje plusy, ale nie po to mnie stamtąd wyciągnęłaś, \eby je wyliczać.- Nie.To ten cały Hyde, który w tobie siedzi.Och, nie chcę wygłaszać kazań, ale to mi się w tobie niepodoba.Boli mnie i zdumiewa, \e ktoś, kto umie być taki dobry, potrafi być pod innymi względamizimny, nieprzystępny i tak obojętny, \e a\ nieludzki.- O masz! Albo jakby to ujął Jamie: proszę, proszę.- Kiedy to prawda.śeby osiągnąć cel, gotów jesteś być - ba! po prostu jesteś! - tak obojętny wobecludzkich uczuć, \e a\ okrutny.- Chodzi ci o Lorraine?- Tak, o Lorraine.- No, no, no.Wziąłem za pewnik, \e dwie śliczne dziewczyny automatycznie nabierają do siebieniechęci.Chwyciła go za ramiona.- Nie zmieniaj tematu!- Muszę opowiedzieć o tym Alexowi.- Co opowiedzieć? - spytała ostro\nie.- On uwa\a, \e nie znosicie się z Lorraine.- Powiedz mu, \e jest głupi.Ona jest wspaniała.A ty jej rozdzierasz serce.Petersen pokiwał głową.- Fakt.Ktoś rozdziera jej serce, ale nie ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]