[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ilejednak we wspomnieniach Amelii dominowały piękne momenty, topiękne wspomnienia Katriny przesiąknięte były goryczą.Ale czychciałaby się z nią zamienić? Chciałaby, aby to śmierć odebrała jejStephena? Wzdrygnęła się przerażona.Nie, krzyknęła w duchu, nie!Amelia ściągnęła cugle.- Możemy zatrzymać się na trochę? Tak tu pięknie!Przed nimi rozciągały się łagodne wzniesienia, pokryte jakbyzielonym dywanem, między nimi doliny, a nieco dalej poprzecinanerozpadlinami góry, wokół których unosiły się leniwie welony mgieł obarwie lawendy.Nieopodal widać było wąwóz porośnięty paprociami ikrzewami.Amelia zsiadła z konia, wiodąc go za cugle, podeszła naskraj przepaści i spojrzała w dół.Katrina ruszyła za nią.- łan był admirałem - szepnęła Amelia.- Zawsze powtarzał, że jegopierwszą wielką miłością jest morze.- Na moment zabrakło jej tchu.-Nie miałam nic przeciwko temu, aby dzielić się nim z morzem,wiedziałam, że to do mnie zawsze wraca.Ale nie miałam racji.Wkońcu łan pozostał już na zawsze w objęciach morza.- Jak urzeczonawpatrywała się w głębię wąwozu.Katrina pogłaskała chrapy swojej klaczy, skonsternowana nie tylkotak nagłą zmianą nastroju towarzyszki, ale również intymnymcharakterem, jaki przybrała ich rozmowa, mimo że nie znały sięjeszcze zbyt dobrze.Zawahała się, po czym odparła:- Z pewnością pragnął wrócić do pani.Amelia przeniosła na niąwzrok.- Właśnie, też tak sądzę.Kiedy morze uwięziło go w swoichobjęciach, zapragnął wrócić do mnie.- Potrząsnęła głową.- WielkiBoże, co ja wygaduję?! Stokrotnie przepraszam.- Nie ma za co - bąknęła Katrina.Amelia gwałtownie odwróciła się w drugą stronę, uwiązała konia dodrzewa i nie bacząc na swój jasny strój jezdziecki, usiadła w trawie.Katrina owinęła cugle klaczy na jakiejś grubszej gałęzi, jej myślikrążyły wokół Aidana.Ale góry to nie morze, powtarzała sobie wduchu.Opuściła głowę i nagle przyszło jej do głowy pytanie: co czujędo Aidana? Nie było to uczucie jednakie z tym, jakim darzyłaStephena, uznając je za miłość.Tamto było niczym rzeka, o spokojnymnurcie i głęboka, to natomiast, co czuła do Aidana, było jak trawiącagorączka i jeśli przypominało rzekę, to raczej jej odcinek za kataraktą,gdzie tworzy się burzliwy wir.- Pani mąż wciąż jest oficerem? - zagadnęła Amelia, kiedy Katrinausiadła obok niej.- Tak, zatrzymał swój patent.- Zatem w razie wybuchu wojny może wyruszyć na front?Katrina wydęła wargi.Jakoś nie przyszło jej to dotąd do głowy.- Tak odpowiedziała powoli.- To możliwe.- Ale czy rzeczywiścieby to zrobił? Machinalnie zaczęła skubać zdzbła trawy, wpatrując się wnie intensywnie, jakby liczyła, że znajdzie w nich odpowiedz natrapiące ją pytanie.- Zawsze lękałam się bitew morskich, bo nie chciałam stracić lana.-Amelia roześmiała się krótko.- Czy nie zakrawa to na ironię losu?Czasem myślę, że byłoby mi łatwiej, gdyby istniał gdzieś jego grób,żebym mogła go odwiedzić.- Umilkła na moment.- Wyobrażam sobie,że pewnego dnia do mnie wróci - dodała cicho.Któż w takiej sytuacji czułby się inaczej? - pomyślała Katrina, alezachowała milczenie.Co mogła powiedzieć, mając przed sobą młodąkobietę złamaną bólem?- Na szczęście mam Daniela.- Twarz Amelii, kiedy wymawiała imięsyna, rozjaśnił ciepły uśmiech.Katrina przypomniała sobie to, co słyszała o walce młodej wdowy zteściami, którzy za wszelką cenę chcieli jej odebrać dziecko i wziąć dosiebie na wychowanie.Były rzeczywiście podobne.Stąd zapewnewziął się ten poufały ton, z jakim Amelia zwracała się teraz do niej.Katrina wstała, strzepnęła ze spódnicy grudki ziemi.- Czas w drogę.Odwiązały konie i ruszyły łagodnie wznoszącą się drogą wysadzanącyprysami i drzewami eukaliptusowymi.Kiedy dotarły do pierwszychchat wioski Todów, słońce stało już w zenicie.Mimo że przyjęto je taksamo życzliwie jak podczas ostatniej wizyty Katriny, Ameliazachowała widoczną rezerwę.Tak serdeczna zażyłość w kontaktach ztubylcami musiała się jej wydawać szokująca.Zsiadła z konia ipoprawiła włosy, odgarniając je za uszy.Katrina przedstawiła ją wjęzyku tamilskim, częściowo i jej znanym.Większość Brytyjczykówrozmawiała ze służbą hinduską po angielsku, oczekując, że tamciwinni nauczyć się języka swoich panów.Katrina uważała tę postawę zapełną arogancji.Usiadły na macie rozłożonej obok pieca, z którego roznosił się zapachświeżo pieczonego chleba z przyprawami.Amelia z waha-niem kosztowała oferowanych potraw, z zainteresowaniem roz-glądając się dokoła.Todowie, siedzący blisko niej, rozmawiali wpodobnym do tamilskiego języku pełnym gardłowych głosek.Przypisywano mu arabskie pochodzenie, mimo że jego reguły gra-matyczne zgodne były z hinduskimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]