[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie byłoby to wtedy moje zwycięstwo.- Nikt inny by się o tym nie dowiedział.- Te słowa wyszły zwąskich ust Macaire'a jako szept, a uśmiech znowu zagościł na jegoobliczu.- Nikt poza tobą - uściśliłam.Niezle to obmyślił.Znalazł sposób napozbycie się nie tylko Naszego Władcy, ale również Jabariego.Najego nieszczęście nie miałam zamiaru dać się tak wykorzystać.- Nie będę marionetką w twoich rękach.- Jakże to? Z pewnością już odgadłaś, że nie mogę wykorzystywaćcię tak, jak czyni to Jabari - rzekł Macaire ze sporą doząrozgoryczenia.- Nie zrobię tego.- Lojalna do końca - zadrwił, wykrzywiając usta tak, żedostrzegłam błysk kłów.- Nawet po tym wszystkim, co dla ciebiezrobiłem.I nawet jeśli miałoby to dla ciebie oznaczać kres życia.- Gdybym miała pokonać Jabariego, dokonałabym tego sama.Pozatym nie chcę stanowiska w Sabacie.- Nie chciałam mieć nicwspólnego z Sabatem.Pragnęłam tylko wrócić do domu i zapomniećo nich wszystkich.Oczywiście, gdyby udało mi się zabić Jabariego popokonaniu naturi, oznaczałoby to już dwa wakaty w Sabacie iwystawienie Naszego Władcy na niebezpieczeństwo.Wtedy łatwobyłoby Macaire'owi zająć tron i utworzyć własny Sabat.- Skoro taka twoja woła - powiedział cicho.Wstał z krzesła izeskoczył z podium.Odwróciłam się do niego plecami i odstąpiłamod Danausa, omiatając spojrzeniem plac.Zwiatła z okien wystawsklepowych i domów tworzyły na placu kalejdoskop złotawychprostokątów.Wyczuwałam, jak za murami domostw ludzie zajmująsię swoimi sprawami, szykują kolację albo rozmawiają z bliskimi.Zaledwie o metry od miejsca, w którym się znajdowałam, wiedlispokojny żywot, nie wiedząc, że balansują na krawędzi życia iśmierci, a utrzymanie równowagi zależy od stworzeń, którychistnienia ci ludzie nawet nie przeczuwali.- Szykujesz się do wyjazdu? - zapytał Macaire, kierując moje myśliku najbardziej pilnemu problemowi.- Odrzutowiec będzie gotowy do odlotu o północy.Dokąd mamysię udać? - spytałam, tłumiąc przerażenie i złość, które wciąż mnieprzepełniały.Oto dlaczego zostałam ściągnięta do Wenecji.Nie dlazapewnienia mi bezpieczeństwa, tylko żeby się przekonać, o jakąstawkę toczy się gra.Według Macaire'a zawezwano mnie, bymwypełniła ostatnie zadanie w imieniu Sabatu.Spodziewał się, że gdynadejdzie czas, zabiję Aurorę, jakbym była niesforną wampirzycą,wszczynającą zamęt w jakimś miasteczku, na poły zapomnianymprzez świat.A jednak wyglądało na to, że Jabari chciał ode mnieczegoś innego.Sprowadził mnie tutaj tylko po to, żebym odkryła tekonszachty, i żeby naturi napędzili mi strachu.Ale nie miałam poję-cia, jaki jest jego ostateczny cel.Usłyszawszy od Macaire^ o całej tejokropnej sprawie, zastanawiałam się, czy Jabari naprawdę chciał, bymrozbiła prowadzone układy, skoro mogły one zapobiec dwómwojnom.- Na Kretę - odparł Macaire na moje pytanie.Wybuchłam śmiechem i pokręciłam przecząco głową.No tak, mogłobyć gorzej.Nie byłam na Krecie, odkąd uciekłam z owej przeklętejwyspy jako młoda kobieta, aby umknąć przed motłochem, który domagałsię mojej głowy.Upłynęło ponad sześćset lat, odkąd opuściłam tamtąziemię, i nie miałam ochoty ponownie odwiedzać ani jej, ani widm, któretam na mnie czekały.Danaus przystąpił o krok.Nie dotknął mnie, ale poczułam powiewjego ciepłych mocy na odsłoniętych ramionach.Były niczym kojąceobjęcie.- I czego właściwie mam tam dokonać? - rzuciłam, gdy wreszcieznów opanowałam emocje.- Umożliwić naturi złożenie ofiary - odrzekł Macaire.- Pieczęć musizostać złamana, jeżeli oni mają otworzyć wrota.- Więc po co posyłać tam mnie? - zapytałam, robiąc krok w jegokierunku.Jego logika zaczynała doprowadzać mnie do szału.- Po coposyłać kogokolwiek? Jeżeli zaatakujemy naturi ponownie, to sporaszansa, że zginiemy.Jego usta ułożyły się w ponury uśmiech.Podszedł bliżej, nieobawiając się ani mnie, ani mojej reputacji.- Bo chcę, żebyś zabiła Rowe'a.To ich przywódca.Może najbardziejnam przeszkodzić, kiedy zaatakujemy Aurorę.I również jemu najlepiejudaje się utrzymywanie naturi w ryzach.Pozostali naturi najpewniejpójdą w rozsypkę albo wyginą bez silnych przywódców, takich jak Au-rora czy Rowe.- A czy wasi nowi partnerzy wiedzą o tym elemencie planu? -zapytałam słodko.- Nie, ale uzmysłowiliśmy im, że bardzo prawdopodobne, iż wieluzginie w trakcie tej kampanii.Kiwnęłam głową i cofnęłam się o krok, plecami niechcący opierającsię o pierś stojącego tuż za mną Danausa.Bardzo sprytnie pomyślane.Trudno mi było uwierzyć, że Sabat może przystać na cokolwiek, copozwoli naturi odejść i żyć w spokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]