[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszukała mego wzroku izobaczyłem, że budzi się w niej nadzieja.Znów działaliśmy jak je-den zespół.Znów byliśmy razem.Policjant zapukał w szybę, pokazując, żeby ją opuścić.Billie posłusznie wykonała polecenie.Facet był typowym kowbojem, typem Jeffa Bridgesa: opalonatwarz, awiatory, owłosiona pierś, na której prześwitywał ciężki po-złacany łańcuch.Zadowolony, że złapał w sidła młodą, ładną kobietę, na mnie niezwracał żadnej uwagi. Proszę pani! Panie oficerze. A więc jak szybko pani jechała? Chyba jakieś sto siedemdziesiąt, jeśli się nie mylę. Czy miała pani jakiś powód, dla którego jechała pani z tąszybkością? Bardzo się spieszę. Aadną pani ma maszynę. Aadną, nie takie gówno jak pan powiedziała Billie, wskazu-jąc na radiowóz. Założę się, że może pan wyciągnąć najwyżej stodwadzieścia, no, sto trzydzieści.Twarz policjanta pobladła.Zrozumiał, że z flirtu nici. Prawo jazdy i papiery wozu! Bardzo panu współczuję. zaczęła Billie spokojnie, włącza-jąc stacyjkę.Policjant sięgnął ręką do pasa. Proszę natychmiast zgasić sil..bo tym gratem to pan nas raczej nie dogoni.17.Billie & ClydeNiedługo na pewno nas złapią.Mnie wszystko jedno, ja o Bonnie drżę.Nieważne, że mnie trafią.Ja, Bonnie, ratować Clyde'a chcę.SERGE GAINSBOURG Musimy się pozbyć samochodu!Bugatti waliło do przodu małą wąską drogą wysadzaną eukaliptu-sami.Wyglądało na to, że szeryf zrezygnował z pościgu, ale z pew-nością zawiadomił inne posterunki.Na dodatek niedaleko znajdowa-ła się baza szkoleniowa marines, przez co okolica była wyjątkowodobrze strzeżona.Nie wyglądało to dla nas najlepiej.Do tego usłyszeliśmy nagle głuchy warkot gdzieś nad nami. To po nas? zaniepokoiła się Billie.Opuściłem szybę i wychylając się przez okno, zauważyłem poli-cyjny helikopter, który krążył nad lasem. Obawiam się, że tak.Brawurowa jazda, obraza funkcjonariusza policji, ucieczka z137miejsca wykroczenia: jeśli biuro szeryfa zdecydowało się zadziałaćna całego, ryzykowaliśmy bardzo wiele.Billie wjechała w pierwszą leśną dróżkę i wbiła się w krzaki, że-by ukryć samochód. Do granicy niecałe czterdzieści kilometrów rzekłem. Po-staramy się znalezć jakiś wóz w San Diego.Billie otworzyła wypełniony po brzegi bagażnik. To dla pana, spakowałam trochę potrzebnych rzeczy powie-działa, rzucając w moim kierunku starą sztywną walizkę samsonite,która o mało co mnie nie przygniotła.Potem zaczęła przeglądać za-wartość góry walizek wypełnionych ciuchami i butami, które zabrałaz szafy Aurore.Nie mogła się zdecydować. Nie będziemy co wieczór chodzili na bal! warknąłem, żebyją popędzić.Chwyciła wielką płócienną torbę z monogramem i srebrny kufe-rek na kosmetyki.Poszedłem w kierunku drogi, ale złapała mnie zaramię. Proszę zaczekać, na tylnym siedzeniu jest dla pana prezent.Uniosłem brwi, bojąc się kolejnej wpadki, ale sprawdziłem tylnesiedzenie, podnosząc ręcznik, pod którym ujrzałem płótno Chagalla! Pomyślałam, że pewnie panu na tym zależy.Spojrzałem na Billie z wdzięcznością.Jeszcze trochę, a byłbym jąpocałował.Błękitni kochankowie obejmowali się namiętnie jak dwoje studen-tów na pierwszej randce w przydrożnym motelu.Nagle ogarnął mnie spokój, choć ścisnęło mi się serce.Siła, z ja-ką wieczni kochankowie przywarli do siebie, działała na mnie ni-czym balsam.138 Pierwszy raz widzę uśmiech na pana twarzy!Wziąłem obraz pod pachę i pobiegliśmy ścieżką wśród drzew.*Obładowani jak muły, spoceni i bez tchu no, przynajmniej ja zbiegaliśmy po leśnych dróżkach w nadziei, że policyjny helikopternas nie zauważy.Najwyrazniej osiągnęliśmy cel, ale wciąż dobiegałdo nas grozny warkot silnika. Już nie mogę! jęknąłem. Co jest w tej walizce?Mam wrażenie, że dzwigam ołowiany sejf. Sport to też nie pana silna strona stwierdziła, obracając się wmoim kierunku. To prawda, że ostatnio raczej się nie ruszałem! przytakną-łem. Ale gdyby pani skoczyła z drugiego piętra, nie byłaby panitaka ważna.Billie, boso, z pantoflami w ręku, wdzięcznie omijała drzewa ipaprocie.Zbiegliśmy z ostatniej pochyłości, która sprowadziła nas do asfal-towej drogi, niezbyt szerokiej, ale jednak dwukierunkowej. W którą stronę idziemy? spytała Billie.Z ulgą puściłem walizkę i oparłem ręce na kolanach, żeby złapaćoddech. Nie wiem.Nie mam chyba na czole wypisane Google Maps. Moglibyśmy pojechać stopem. zaproponowała, nie reagu-jąc na moją zaczepkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]