[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sam, zabierz stąd to dziecko.To powinno się odbyć bezświadków.- Ja nie wyjdę! - zaprotestowała Claire.Tak, niezły plan.Sam wziął ją na ręce i zaniósł na górę.Claire próbowała chwycić się barierki, alejej się nie udało.- Michael! Michael, nie! Nie rób tego!Sam zaniósł ją do jej pokoju i rzucił na łó\ko.Zanim zdołała usiąść, ju\ zamykał drzwi.Potem, kiedy się nad tym zastanawiała, Claire nie umiała powiedzieć, czy krzyk usłyszała, czyodczuła; wydawało się, \e wibrował przez jej kości i przez ściany Domu Glassów, i w jej głowie, a\jęknęła i dłońmi zasłoniła uszy.Ciągle słyszała krzyk.Przypominał gwizd pary, a Claire poczuła, \e.Coś na nią napiera, rozciąga ją, jakby była zrobiona z materiału i jakby jakiś wielki, wredny dzieciakwyszarpywał z niej wiszące nitki.A potem zapadła cisza.Ześliznęła się z łó\ka, podbiegła do drzwi i je otworzyła.Sama nigdzie nie widziała.Eve wypadłaz łazienki, owijając się szlafrokiem, z mokrymi włosami przylepionymi do twarzy.- Co się dzieje? - wrzasnęła.-- Michael? Gdzie jest Michael?Dziewczyny wymieniły zrozpaczone spojrzenia, a potem zbiegły na dół.Amelie siedziała w fotelu, tym, w którym zwykle siadał Michael.Wydawała się wyczerpana i znu\ona.Sam klęczał koło niej i trzymał ją za rękę.Wstał, gdy zobaczył Eve i Claire, które przystanęły bez tchu przyschodach.- Amelie odpoczywa - wyjaśnił.- To, co zrobiła, bardzo osłabia.Pochłania mnóstwo siły i mnóstwowoli.Dajcie jej spokój.Pozwólcie dojść do siebie.- Gdzie Michael? - spytała ostro Eve.Głos jej dr\ał.- Coś ty zrobił Michaelowi, bydlaku jeden?- Spokojnie, dziecko.Sam nie miał z tym nic wspólnego.Wyzwoliłam Michaela - powiedziałaAmelie.Uniosła głowę i oparła ją o oparcie fotela, przymykając oczy.- Tyle z nim bólu.Myślałam, \e będzie mógł tu \yć szczęśliwie, ale widzę, \e się myliłam.Ktoś taki jak Michael niewytrzyma długo w klatce.- Jak to, wyzwoliłaś go? - Eve zaczęła się jąkać.A jej twarz pobielała.- Ty go zabiłaś?- Tak - przyznała Amelie.- Zabiłam go.Sam!Claire nie rozumiała, czemu rzuciła imię tego drugiego wampira, dopóki Sam nie obrócił siębłyskawicznie i nie starł z inną błyskawicą, która wystrzeliła w jego stronę z przeciwległego kątapokoju.Rozegrała się walka tak szybka, \e Claire nie mogła zrozumieć, co się dzieje.Ktoś upadł napodłogę.To był Michael, le\ał na plecach.Ale nie Michael, którego znała.Nie ten, który jeszcze pięćminut przedtem rozmawiał z Amelie i dokonywał wyboru.Ten Michael przera\ał.Sam z trudem goprzytrzymywał; Michael wyrywał się, próbował zrzucić Sama i warczał, o Bo\e, a jego skóra.Jegoskóra była biała jak marmur.- Pomó\cie mi wstać - poprosiła cicho Amelie.Claire popatrzyła na nią osłupiała.Ameliekrólewskim gestem wyciągała dłoń, najwyrazniej oczekując posłuchu.Claire pomogła jej podnieśćsię z fotela, bo zawsze uczoną ją, \e ma być uprzejma, a potem objęła wampirzycę, bo miała wra\e-nie, \e ona za moment upadnie.Amelie odzyskała równowagę i uśmiechnęła się do niej nieznacznie,ze znu\eniem.Puściła ramię Claire i podeszła powoli, obolała, do Sama szamoczącego się zMichaelem.Claire popatrzyła na Eve.Zasłaniała usta rękami.Oczy miała szeroko otwarte ze strachu.Claire objęła ją.Amelie poło\yła dłoń na czole Michaela, a on natychmiast przestał się szarpać.Przestał się ruszaći wpatrzył się prosto w sufit dzikim wzrokiem.- Spokojnie - szepnęła Amelie.- Spokojnie, moje biedne dziecko.Ból minie, głód minie.To cipomo\e.- Sięgnęła do kieszeni sukienki i wyjęła mały, bardzo cienki srebrny sztylecik nie dłu\szy ni\paznokieć, a potem nacięła nim swoją dłoń.Nie krwawiła jak zwyczajny człowiek, jej krew sączyła się,gęstsza i ciemniejsza ni\ krew ludzka.Amelie podsunęła dłoń do ust Michaela i zamknęła oczy.Eve krzyknęła rozpaczliwie, a potem ukryła twarz na ramieniu Claire.Claire objęła ją, choć samadygotała.Kiedy Amelie cofnęła dłoń, ranka ju\ się zamknęła, a na wargach Michaela nie było widać śladówkrwi.Zamknął oczy i przełykał, z trudem chwytając oddech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]