[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podałem mu kubek, nalałem również sobie, a następnie usiadłem wfotelu po drugiej stronie kominka.Co prawda ułożyłem w paleniskukilka brzozowych polan, ale zamierzałem rozpalić ogień dopiero w piąt-kowy wieczór.Przywołałem na twarz wyraz uprzejmego oczekiwania.- Pewnie zastanawia się pan, po co przyszliśmy zagaił z uśmie-chem Donald Malloy.Bauer wziął sobie ciasteczko.Agnes poinformowała mnie o ich działalności w szeregach PrzyjaciółSharon Malloy, co siłą rzeczy skierowało rozmowę na temat zaginionychdziewczynek.Starałem się nie powiedzieć niczego niewłaściwego i rów-nocześnie usiłowałem nie okazać zdenerwowania.Bauer wziął jeszczejedno ciastko.Należał do tych żylastych chudzielców, którzy mogą jeśćcałymi dniami, a i tak nie przybędzie im ani kilogram.Latem udzielał sięw Małej Lidze, zimą zaś trenował drużynę koszykówki.Zależało mi natym, by nie odkrył mego całkowitego braku zainteresowania sportem.Jednocześnie byłem zdumiony, że tak łatwo dałem się zastraszyć.- Mogę wiedzieć, co to ma wspólnego ze mną? - zapytałem.- Zdaje się, że widział pan Meg Shiller na krótko przed jej zaginię-ciem - powiedział Donald.Było mu chyba wygodnie w moim fotelu.Jegokubek z nietkniętą herbatą stał na stoliku.Nie poczęstował się też cia-steczkiem.- Owszem, była u mnie z Hillary i Sadie.Pochwaliły się swoimi ko-stiumami, a potem sobie poszły.- A więc zna pan Meg? - spytała Agnes.Nie uszło mojej uwagi, że użyła czasu terazniejszego.- Znam Sadie, a Meg jest jej przyjaciółką.Naturalnie znam jewszystkie również ze szkoły.W ubiegłym roku uczyłem Meg fizyki.328- O której godzinie przyszły do pana? - zapytał Donald.- Około szóstej.- A potem już jej pan nie widział?Przez chwilę milczałem, po czym odparłem:- Czy wolno mi spytać o powód zainteresowania moją osobą? Złoży-łem zeznania przed policją i wydaje mi się, że sprawy, o które państwopytają, powinny interesować wyłącznie właściwe władze.W każdymrazie nie ulega dla mnie wątpliwości, że nie muszę odpowiadać na pań-stwa pytania.Popatrzyli po sobie z takimi minami, jakby spodziewali się takiej re-akcji.Ciężar wyjaśnień wziął na siebie Bauer.- Rozmawialiśmy z wieloma osobami.Oczywiście wiemy, że zarów-no pan, jak i wszyscy składali już zeznania policji, pomyśleliśmy jednak,że nie zaszkodzi jeszcze raz dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć.Niedlatego, żebyśmy podejrzewali, że coś pan ukrywa.Po prostu na wypa-dek, gdyby coś umknęło uwagi policji.Miałem już na czubku języka pytanie, gdzie i w jaki sposób zdobywalikwalifikacje niezbędne do prowadzenia śledztwa, ale doszedłem downiosku, że nie warto stawiać sprawy na ostrzu noża.- Potem już jej nie widziałem - powiedziałem po prostu.Wypytywalimnie dość długo.Opowiedziałem ze szczegółami, jak Sadie przyszłapózniej do mnie, jak razem wyruszyliśmy na poszukiwanie Meg i jakSadie znalazła jej parasol.- Czy to pan zawiadomił policję?Przyznałem, że tak.Starałem się mówić spokojnie, nie okazując iry-tacji.Wspomniałem, że do północy przesiedziałem u Franklina, a potemwróciłem do domu.- Mamy jeszcze jedno pytanie - oznajmił Donald Malloy.- Pragnęjednak najpierw podkreślić, że w żadnym razie nie chcę pana urazić.Czekałem, oczekując najgorszego.Donald zerknął na panią Hilton, a ta ledwo dostrzegalnie skinęłagłową.329- Otóż chcielibyśmy wiedzieć, czy jest pan homoseksualistą.Spodziewałem się czegoś szokującego, ale nie do tego stopnia.- Nie wydaje mi się, aby moje najbardziej osobiste sprawy powinnyinteresować kogokolwiek poza mną.- Oczywiście ma pan całkowitą rację.- Ponownie spojrzał na pozo-stałych, jakby szukając u nich wsparcia, po czym uśmiechnął się przy-jaznie.- Rozumie pan chyba jednak, że nie pytamy dla zaspokojenianaszej ciekawości, lecz w interesie zaginionych dziewcząt.A wie panmoże o jakichś homoseksualistach mieszkających w Aurelius?Zawahałem się.- Być może.- Na przykład o Jaimem Rose? - wtrąciła się Agnes Hilton.- Czyżby był homoseksualistą? - odpowiedziałem pytaniem na pyta-nie.- A Aaron McNeal?- Wątpię.Spotyka się z wieloma dziewczętami.Byłem ciekaw, czy ich zainteresowanie Aaronem wynikało z faktu, żeprzyjaznił się z Barrym.Donald pochylił się do przodu, oparł łokcie nakolanach, jego spory brzuch rozlał mu się na udach.- To oczywiście pańska sprawa, czy jest pan gejem, czy nie, alechcielibyśmy wiedzieć, czy w Aurelius działa jakaś mniej lub bardziejformalna organizacja skupiająca homoseksualistów.Moglibyśmy wów-czas zwrócić się do niej oficjalnie, żeby mieć pewność, że niczego niezaniedbaliśmy.- Rozmawialiśmy już z innymi grupami - dodał Bauer.- Na przykładz kółkiem tanecznym przy kościele episkopalnym.Nie mogłem w to uwierzyć, ale on najwyrazniej nie dostrzegał różnicymiędzy przykościelnym kółkiem zainteresowań a klubem homoseksuali-stów.- I z masonami - dorzuciła Agnes.Mieli zatroskane miny.Przyglądali mi się, jakby coś było ze mną niew porządku.Starałem się zachować kamienną twarz, aby nie dać im330odczuć, że moim zdaniem to z nimi jest coś nie tak.I to bardzo.- Nic nie wiem o tym, by w Aurelius istniała jakaś organizacja sku-piająca homoseksualistów - stwierdziłem rzeczowym tonem.Była to prawda.Podejrzewałem, że wiedzieli o wszystkim już wcze-śniej, co oznaczało, że przyszli nie po informacje, lecz wyłącznie po to,by przyjrzeć mi się z bliska.- Zdajemy sobie sprawę, że zaginięcie dziewcząt bardzo pana poru-szyło, szczególnie, że tak blisko przyjazni się pan z Sadie - powiedziałDonald, odchylając się do tyłu w fotelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]