[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła Michała i Pawła, którzy spotkali się teraz i sta-nęli w miejscu.Dorze zdawało się, że obaj mówią jednocześnie.Nie sądziła, żeby imbyła potrzebna jej pomoc.Rolls Royce wtoczył się na taras z dostojną łaskawością bardzo dużego samochodujadącego bardzo powoli.Zatrzymał się u stóp schodów, całkiem blisko dzwonu.PaniMarkowa, która ostatecznie została sama na placu boju, wybiegła mu na spotkanie.James wypadł w chwilę pózniej na balkon i zaczął zbiegać ze schodów potykając sięo własne nogi.Noel wyszedł leniwym krokiem z refektarza, jadł trzymaną w rękubułkę.Przybiegła zdyszana Dora, ale poczuła nagle takie kłucie w boku, że musiałazgiąć się we dwoje.Biskup, który prowadził sam, wysiadł z samochodu z niespieszną i uprzejmą swo-bodą ważnej osobistości, która wie, że gdziekolwiek i kiedykolwiek przyjedzie, stajesię natychmiast ośrodkiem zainteresowania.Był wysokim, postawnym mężczyzną okręconych włosach, w okularach bez oprawy, ubranym w gładką czarną sutannę zfioletowym plastronem.Jego duża, mięsista twarz obróciła się do nich powoli, pro-mieniejąc życzliwością.Wyjął z samochodu laskę i lekko na niej wsparty wymieniłuścisk dłoni z panią Markową, Jamesem i Noelem, a potem z Dorą, której wyraznienie chciał pominąć, chociaż trzymała się niepewnie z tyłu za tamtymi.Dora przy-puszczała, że wziął ją za jedną ze służących. No więc jestem! powiedział biskup. Mam nadzieję, że się nie spózniłem?Mój czarujący szofer mnie porzucił.młoda dama, śpieszę dodać, pełniąca jednocze-śnie funkcje mojej sekretarki.Obowiązki macierzyńskie wezwały ją do wznioślej-szych zadań.Ma na głowie troje dzieci troje beze mnie! Wobec tego szarpiącnerwy własne i innych automobilistów na drodze przyjechałem sam do Imber! Za co jesteśmy nieskończenie wdzięczni powiedział James. Wiemy, jakbardzo wasza ekscelencja jest zajęty.Twoja, panie, obecność na naszej małej cere-monii tyle dla nas znaczy. Och, to wszystko wydaje mi się ogromnie interesujące oznajmił biskup.Czy to jest eksponat nr 1? Wskazał laską na biały kopiec ustrojony wstążkami. Tak odparła pani Markowa czerwieniąc się z przejęcia. Pomyśleliśmy so-bie, że troszkę go przystroimy. Bardzo ładnie pochwalił biskup. Mam przyjemność z panią Strafford? I zpanem Meade? dodał zwracając się do Jamesa. Bardzo wiele słyszałem o panuod przeoryszy. Ależ nie zawołał James. Nazywam się James Tayper Pace. A, to pan jest człowiekiem, którego brak tak boleśnie daje się zauważyć w Step-ney! powiedział biskup. Byłem tam parę tygodni temu na otwarciu nowegoośrodka młodzieżowego i słyszałem pańskie imię wzywane kilkakrotnie nadaremno.A raczej nie nadaremno.Jakie to niemądre określenie! Wymieniano pańskie nazwi-sko owocnie i z niemal nabożnym entuzjazmem.Teraz z kolei James się zaczerwienił. Powinniśmy się byli przedstawić.Obawiam się, że jesteśmy bardzo nieudolnymkomitetem powitalnym.To jest istotnie pani Strafford.To jest pani Greenfield.Mi-chał Meade idzie właśnie przez trawnik z doktorem Green-fieldem.I przykro mi, alenie znam tego pana. Noel Spens z redakcji Daily Record" pośpieszył Noel z informacją. Nie-stety należę do gatunku ludzi zwanych reporterami. Ależ wspaniale! ucieszył się biskup. Miałem nadzieję, że zjawi się któryśz panów dziennikarzy.Mówił pan.z ,,Daily Record"? Proszę mi wybaczyć, ale takize mnie głuchy mamut, praktycznie nie słyszę na to ucho.Mógłbym spytać, czy na-słał pana na mnie mój stary kumpel Holroyd? Bo to chyba on wydaje teraz tę waszączcigodną szmatę? Tak jest odparł Noel. Pan Holroyd dowiedział się o tej malowniczej ce-remonii i przysłał mnie tutaj.Prosił, żebym przekazał waszej ekscelencji pozdrowie-nia. To wspaniały człowiek, reprezentuje najlepsze tradycje brytyjskiego dziennikar-stwa stwierdził biskup. Zawsze uważałem, że Kościół postępuje niemądrzeunikając rozgłosu.Przeciwnie, potrzeba nam więcej reklamy, naturalnie odpowiedniejreklamy.Pozwolę sobie powiedzieć, właśnie takiej.Słucham? Nie, dziękuję, wolał-bym teraz nic nie jeść.Jeśli można, chętnie wypiję filiżankę dobrej angielskiej herba-ty.Cenię ją szczególnie od czasu mojej podróży do Stanów.Może potem mogliby-śmy rozpocząć nasze nabożeństwo, jeśli już się wszyscy zebrali.A na końcu uczto-wanie.Widzę, że stoły uginają się od przysmaków.Michał i Paweł znowu przystanęli, tuż pod stopniami prowadzącymi na taras, nadalpogrążeni w rozmowie.Zaczęli się oddalać w kierunku grobli.Pani Markowa przy-glądała im się z rozpaczą, Dora z posępnym niepokojem.Biskup otrzymał filiżankęherbaty.Noel gawędził z nim uprzejmie o członkach klubu Ateneum, ich wspólnychznajomych.James stał obok uśmiechnięty i trochę onieśmielony.Ojciec Bob Joyce,niosący z pozbawionym godności pośpiechem coś, co pózniej okazało się kropielni-cą, postawił naczynie na stole i zaaferowany kręcił się koło dzwonu machając dowielkiego człowieka z poufałością jednego z wybrańców, który postanowił mniejważnym ludziom dać szansę uczestnictwa.Pani Markowa znikała co chwila w refek-tarzu, ale jednocześnie zerkała na Michała i podtrzymywała ożywioną rozmowę zojcem Bobem.Nadszedł Piotr Topglass niosąc swój aparat i przyłączył się do roz-mowy z biskupem, którego, jak się okazało, znał już dawniej.Dora stała w ponurejpozie i skubała jedną z wstążeczek na dzwonie.Jej nerwowo szarpiące palce zerwałyfastrygę i wstążka powiewała teraz na wciąż silnym wietrze.Z podwórza przed staj-niami wyłonił się Toby z twarzą nachmurzoną; pani Markowa natychmiast go porwa-ła i przedstawiła biskupowi.James poprosił panią Markową o filiżankę herbaty, alepowiedziała mu szeptem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]