[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjedz po nią. Dokąd? Będziesz wiedziała.Ziemia i sól.Pomyślałem, że to dobrze pasuje.Tu dokonałem swychnajlepszych zabójstw.Nie martw się jednak, nie poćwiartuję cię tak jak tamtych.Za bardzo cięszanuję. Czy ona tam będzie? Nie jestem głupcem.Myślisz, że wpadnę w zasadzkę? Nie przyjadę na miejsce, gdzie stał namiot, dopóki nie będę pewna, że Jane żyje.Dopókinie usłyszę jej głosu. Usłyszysz.Przyjedz jutro o dziewiątej wieczorem powiedział i odłożył słuchawkę.Boże!Myślała, że już jest tak blisko, a Don ją zaskoczył.Zadzwonił Joe. Ma ją.Znalazłem obu policjantów martwych w samochodzie.Jane nie było. Wiem.Don do mnie dzwonił. Cholera! To moja wina. Nie odparła tępym głosem Eve. Był w przebraniu.Nawet Jane nie poznała go od razu. Jane żyje? On mówi, że tak.Przynajmniej na razie. Nie ruszaj się z miejsca.Jadę do ciebie powiedział i się rozłączył.Joe przyjedzie i nie będzie się już tak bała.Nie będzie musiała stawić temu czoła sama.Ależ tak.Od samego początku wiedziała, iż będzie musiała sama stanąć twarzą w twarzz Donem.Zaplanował, że wpadnie w zastawioną przez niego zasadzkę i że zabije je obie.Jąi Jane.Zamordowałby Joego, gdyby się pojawił w pobliżu.Trzeba zatem pokrzyżować mu plany.Złapać myśliwego, nim przygotuje zasadzkę. Sarah! Chodz tutaj! Sarah stanęła w drzwiach. Co się stało?Eve podniosła palec w górę. Jedną chwileczkę.Wystukała numer telefonu Spiro.Podniósł po trzecim dzwonku. Don ma Jane i wiem, dokąd się wybiera.Chcę, żebyś się tam ze mną spotkał. Musiałaprzerwać na chwilę, aby powstrzymać drżenie głosu. Chciałeś mnie wykorzystać jako przynętę.Dobrze, wymyślmy teraz, jak to zrobić.Rozdział osiemnastyZwieczniki ze świecami, których płomienie migotały w ciemności.Latarnie.Lampy naftowe.Eve zaparkowała samochód u stóp wzgórza i spojrzała w górę, na miejsce, gdzie stał kiedyśnamiot.Czy to na moje powitanie, Donie? Jesteś tam?Wystukała numer Spiro. Gdzie jesteś? W zatoczce, jakieś dwa kilometry za Jamison.Nie mogliśmy podjechać bliżej, nieryzykując, że nas zobaczy.Ze wzgórza roztacza się widok na całą okolicę. Wiem.Widzisz świece? Tak.Pamiętaj, naciśnij na sygnał radiowy, jak tylko stwierdzisz, że Don tam jest, i zaraz sięzjawimy. Nie ruszajcie się, dopóki się nie przekonam, że Jane żyje i nic jej nie grozi. Zostań w zamkniętym samochodzie, póki nie będziesz pewna.Przynajmniej w ten sposóbjesteś bezpieczna.Masz broń? Rewolwer. Quinn ci dał? Nie, mówiłam ci, że nie chcę, aby o tym wiedział.Sarah pożyczyła mi swój.Mam gow kieszeni żakietu. Quinn by się nam przydał. %7łeby Don go zamordował? Joe już i tak za dużo dla mnie zrobił. Wiedziałem, że twój opiekuńczy instynkt wezmie w końcu górę.Nie zawahaj się przedużyciem broni powiedział Spiro i się wyłączył.Siedziała w samochodzie, wpatrując się w świece na wzgórzu.Pięć minut.Siedem minut.Zadzwonił telefon. Podobają ci się moje świece? spytał Don. Chcę rozmawiać z Jane. Niech ci będzie. Nie rób tego, co on powie, Eve! krzyknęła Jane do słuchawki. To wstrętny zboczenieci ja.Don odebrał jej telefon. Wystarczy? Więcej nie usłyszysz.Byłem bardzo cierpliwy dla Jane, odkąd się obudziła, aleteraz zaczyna mnie denerwować. Wystarczy. A zatem zapraszam.Spotkamy się za dziesięć minut.Eve nacisnęła guzik i szybkowystukała numer Sarah. Dziesięć minut piechotą stąd. To może być wszędzie. Znajdz ją.Jeśli uda mu się mnie zabić, nie możesz pozwolić, aby wrócił po Jane. Zrobimy, co się da.Dziewięć minut.Zostań w samochodzie.Bądz bezpieczna jeszcze przez chwilę.Siedz i przyglądaj sięmigoczącym płomykom na wzgórzu.Sarah włożyła swój pas i Monty spojrzał na nią czujnie Zgadza się, chłopcze.Czas dopracy. Dała psu powąchać koszulkę Jane. Znajdz ją.Ruszyła lekkim truchtem ścieżką.Wcześniej zbadała okolicę i wybrała dwa najbardziejprawdopodobne miejsca.Nie będzie trzymał Jane na otwartej przestrzeni.U podstawy gór na zachodzie rosła kępadrzew.Albo porośnięty krzakami wąwóz na wschodzie.Z każdego miejsca można było dojść na płaskowyż w ciągu dziesięciu minut szybkiegomarszu.W którą stronę iść?Podejmie decyzję, jak będzie trochę bliżej.I będzie się modlić, aby to była właściwa decyzja.Monty ciągnął smycz, prawie biegł.Dziecko.Dziesięć minut.Eve otworzyła drzwi i wysiadła z samochodu.Ostre powietrze przeszyło ją do szpiku kości.Noc była bezksiężycowa, zimna, zapowiadała śnieg.Zaczęła iść pod górę.Zwiece.Płomienie.Jesteś tam, Donie?Weszła na szczyt.Nie było nikogo.Tylko świece, płomienie i drżące cienie na opuszczonej ziemi.Nie było tak jasno, jak sięwydawało z dołu.Na krańcu płaskowyżu leżała plama głębokiego cienia.Weszła bardziej w krąg oświetlony świecami.Obserwował ją czy tylko tak jej się zdawało?Odwróciła się gwałtownie.Nie było nikogo.A może?Coś pośród cieni.Zawahała się, a potem odeszła od światła w stronę cienia. Donie? Chciałeś, abym przyszła.Chodz po mnie.Cisza.Czas na decyzję.Sarah zatrzymała się, aby nabrać tchu.Drzewa czy wąwóz?Monty już się zdecydował.Pędził w kierunku drzew.Przystanął, poniuchał i znów ruszyłbiegiem.Złapał zapach Jane.Eve zdała sobie sprawę, że to, co widziała w cieniu, nie było stojącym człowiekiem.Cośleżało na ziemi.Podeszła bliżej.Nadal nie widziała dokładnie.Jeszcze bliżej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]