[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Sza, sza.— Uzdrowicielka kołysała ją w swoich ramionach, jakby Taliabyła młodsza od niej z dziesięć lat, a nie starsza o cztery.— Z początku wszystko było jak najlepiej, jednak po bitwie zaczęło to wemnie narastać, za każdym razem, gdy dotknął mnie mężczyzna.Najgorzej jest,kiedy robi to o n! Rynee, ja tego nie mogę znieść, nie mogę!— Talia, drogi przyjacielu, uspokój się.Wyzdrowiejesz, tak jak powiedziałSkif.To jest kwestia uzdrowienia ducha, a nie ciała.A teraz zaśnij już.— Czy jej rany się zabliźnią? — Devan spojrzał ze smutkiem na Rynee, kiedyTalia zapadła w uzdrawiający trans.— O tak — odpowiedziała pogodnie na pytanie Rynee.— I będzie to przedewszystkim jej zasługa.Zobaczysz.— Modlę się, byś miała rację.210— Ja wiem, że mam.DWUNASTYSkif wbiegł na wieżę tak cicho, że nikomu do głowy by nie przyszło, że ktośjest na schodach.Kilka marek na świecy wcześniej wrócił z Pomocy i niecierpli-wił się niepomiernie.„Nie możesz jeszcze odwiedzić Talii — usłyszał po powro-cie.— Każdy poranek spędza z uzdrowicielami, którzy rozkazali, by nikt jej nie niepokoił”.Ha, doskonale, jednak coś takiego nie uspokoiłoby nikogo ani odrobinę, zwłaszcza kogoś, kto bał się o jej zdrowie.Postanowiwszy przedostać siędo jej izby zaraz po drugim śniadaniu, zaczął pośpiesznie przełykać wielkie kęsy jedzenia i skutek tego był taki, że mało się nie udławił.Najwyraźniej nieco się przeliczył, bo kiedy zbliżył się do półotwartych drzwi,usłyszał dobiegające z wnętrza głosy.Skulił się w cieniu i ostrożnie wyjrzał zza węgła.Z miejsca, w którym był, przyszło mu to dość łatwo.W izbie znajdowałosię dwóch uzdrowicieli, można ich było bez trudu rozpoznać po zielonych szatach.Stali każdy po jednej stronie sofy, na której leżała postać w Bieli — Talia, bez wątpienia.Skif odruchowo skrzywił się, bo twarz Talii szpecił grymas cierpienia, a z jejoczu płynęły łzy, choć nawet nie jęknęła z bólu.— Dość — odezwał się uzdrowiciel stojący po prawej stronie.Skif rozpoznałw nim Devana.— To na dzisiaj wszystko, ani krzty więcej, Talio.Talia rozluźniła się nieco.Kobieta z jej lewej strony obdarzyła ją czułym spojrzeniem i podała chusteczkę, by otarła łzy.— Naprawdę nie musisz przeżywać takich cierpień — powiedział z nutą smut-ku w głosie Devan.— O, gdybyś pozwoliła nam uzdrawiać ciebie bez pośpiechu,prawie wcale nie odczuwałabyś bólu.— Drogi Devanie, nie mam czasu, i wiesz o tym doskonale — cicho odpowie-działa Talia.— W takim razie pozwól nam przynajmniej zablokować ból! Wciąż nie rozu-miem dlaczego w kółko powtarzasz, że nie masz czasu!— Gdybyście uśmierzyli mój ból, ani ja nie mogłabym wam pomóc, ani Ro-lan.To, co teraz robimy w ciągu jednego dnia, zajęłoby wam dni sześć.— W gło-sie Talii naprawdę zabrzmiała nutka rozbawienia.— Tu cię ma, Devanie — dorzuciła z wisielczym humorem Myrim, przedsta-212wiciel uzdrowicieli w Radzie Królewskiej.Devan parsknął z rozgoryczenia.— Heroldowie! Nie wiem, jak ja mogę z wami wytrzymać! Albo pakujeciesię tam, gdzie was mogą zabić, albo zmuszacie nas, byśmy jak najszybciej wasuzdrawiali po to, by tym szybciej ktoś mógł zrujnować wam zdrowie!— No cóż, stary przyjacielu, przypomnij sobie łaskawie, że kiedy po razpierwszy mnie ujrzałeś, byłam twoją pacjentką.Już wtedy podejmowano próbypozbycia się mnie, a przecież byłam dopiero uczniem.Chyba nie spodziewasz się, że szara przepiórka nagle zacznie stroić się w cudze piórka, po tak obiecującym początku, prawda?Uzdrowiciel wyciągnął rękę i pogłaskał Talię po policzku, gestem pełnymuczucia.— Po prostu żal mi, że muszę poddawać cię tak okropnym torturom, mojadroga.Złapała jego dłoń i przytrzymała ją, uśmiechając się do niego.Uśmiech zmie-nił ją ze zwyczajnej ładnej kobiety — jeśli nie zwracać uwagi na podpuchniętei czerwone oczy — w piękność.— Odwagi, stary przyjacielu.Niewiele już dni tortur nam pozostało, potembędzie zwyczajne gojenie się kości, a tego nie można przyśpieszyć.— Roześmiała się.— Nie mogę wam powiedzieć, dlaczego narzekam na brak czasu, bo samatego nie wiem.Wiem tylko, że to tak pewne, jak to, że oczy Rolana są błękitne.A zresztą, już ja ciebie znam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]