[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciła się szybko, wsuwając listy do kieszeni żakietu.Jem stałprzy sekretarzyku i trzymał w dłoni srebrny nóż. Na Anioła, ależ tu bałagan.Nie jestem pewny czybędę w stanie cokolwiek tu znalezć. Obrócił broń w dłoniach. Will nie zabrał ze sobą zbyt wieluprzedmiotów z domu, gdy się tu zjawił, ale przyniósł to.Ten sztylet podarował mu jego ojciec.Naostrzu wygrawerowano oznaczenia rodu Herondale'ów w kształcie ptaków.Powinien wyryć się znim wystarczająco silny ślad Willa.Na tyle silny byśmy mogli go dzięki niemu namierzyć.Mimo budzących nadzieję słów, minę miał niepewną. Coś się stało? spytała Tessa, podchodząc do niego. Znalazłem coś jeszcze powiedział. To Will zawsze kupował mi moje.kupował mojelekarstwo.Wiedział jak bardzo nienawidziłem całej tej transakcji, znajdywania Podziemnych,skłonnych je sprzedać, dokonywania zapłaty. Jego klatka piersiowa uniosła się i opadłagwałtownie, jakby samo mówienie o tym przyprawiał go o mdłości. Zatem dawałem mu pieniądze,a on chodził i kupował.Znalazłem jednak rachunek za ostatnią transakcję.Wygląda na to, że te środkiodurzające.to znaczy lekarstwo.nie kosztowało tyle ile sądziłem. Chcesz przez to powiedzieć, że Will oszukiwał cię w sprawie pieniędzy? spytała Tessazaskoczonym głosem.Will potrafił być opryskliwy i okrutny, ale ona uważała jego okrucieństwo zabardziej wyrafinowane.Will nie zniżyłby się do czegoś takiego.A mimo wszystko zrobienie czegośtakiego Jemowi. Wręcz odwrotnie.Lekarstwo kosztowało znacznie więcej niż mówił.W takim razie musiałjakoś wyrównywać sumy. Marszcząc brwi, wsunął sztylet za pasek. Znam go najlepiej na świecie powiedział rzeczowym tonem. A mimo to ciągle odkrywam na własnej skórze, że Will posiadatajemnice, które zaskakują nawet mnie.Tessa pomyślała o listach upchniętych w książce Dickensa i o tym co zamierzała mu powiedziećgdy znów się spotkają. W rzeczy samej zgodziła się. Choć to pewnie żadna tajemnica, prawda? Will zrobiłby dlaciebie wszystko. Nie posuwałbym się, aż tak daleko w podobnych przypuszczeniach stwierdził ironicznymtonem Jem. Ależ oczywiście, że tak stwierdziła Tessa. Każdy by tak postąpił.Jesteś taki miły i dobry.Urwała szybko, ale oczy Jema zdążyły już rozszerzyć się ze zdumienia.Wyglądał nazaskoczonego, jak gdyby nie był przyzwyczajony do takich słów pochwały.Ale z pewnością musiałbyć chwalony, pomyślała zmieszana Tessa.Bez wątpienia każdy kto go znał wiedział jakim jestszczęściarzem.Znów poczuła jak jej policzki zaczynają płonąć i skarciła się w duchu.Co się, u licha,działo?Cichy odgłos kół terkoczących po bruku dobiegł ich od strony okna.Jem odwrócił się w tamtąstronę po krótkiej chwili milczenia. To pewnie Cyril powiedział, a w jego głosie rozległa się szorstka nuta. Ja.Kazałem musprowadzić powóz.Nie traćmy czasu.Oniemiała Tessa skinęła głową, zgadzając się i wyszła za nim z pokoju.***Gdy Jem i Tessa wyszli z Instytutu, wiatr nadal hulał po dziedzińcu, podrywając z ziemi sucheliście, które wirowały w powietrzu jak chochliki.Niebo było ciężkie od żółtych chmur, zza którychprzeświecał złoty księżyc.Aacińskie słowa nad wrotami zdawały się promieniować blaskiem,podkreślone światłem księżyca.Cyril, czekający z powozem i dwoma końmi, Baliosem i Xanthosem, odetchnął z ulgą na ichwidok.Pomógł Tessie wziąć do środka.Jem wsiadł za nią.Cyril wspiął się na ławkę woznicy.Siedząca naprzeciwko Jema Tessa przyglądała się zafascynowana, jak wyciąga zza pasa sztylet istelę.Trzymając dłoń w prawej ręce, czubkiem steli narysował runę na jej grzbiecie.W jej oczachwyglądała jak każdy Znak, przypominając plątaninę niemożliwych do odczytania zachodzących nasiebie linii łączących się ze sobą.Przyglądał się swojej ręce przez długą chwilę, a potem zamknął oczy.Jego twarzznieruchomiała, pełna intensywnego skupienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]