[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Armata miotająca płomieniami - stwierdził Seth.- Co kazało Chandrze projektować podobną zabawkę dla tego rzeznikaLlewelyna? To tak, jakby podarować Neronowi prochownię.Co takiegomiał do ukrycia nasz inżynier?- Tego właśnie musimy się dowiedzieć - odparł Seth.-1 to szybko.* * *Sheere, Ben i łan w milczeniu śledzili jadący po makiecie pociąg, dopókimaleńka lokomotywa nie zatrzymałasię na tyłach miniaturki domu inżyniera.Zwiatła pociągu wygasły powoli,a trójka stała dalej, nie mogąc zrobić ruchu, wymówić słowa, niezdolnaotrząsnąć się z wrażenia.- J ak, u licha, porusza się ten pociąg? - wykrztusił w końcu Ben.- Skądśmusi przecież czerpać energię.Czy w tym domu jest jakiś generator,Sheere?- Z tego, co wiem, nie - odpowiedziała krótko siostra.- Gdzieś pewnie jest - nalegał łan.- Może go poszukamy?Ben pokręcił głową przecząco.- Nie to mnie martwi - powiedział.- Nawet jeśli jest tu jakiś generator, nieznam żadnego, który byłby zdolny włączać się samoczynnie.W dodatkupo tylu latach nie-używania.- Może makieta ma wbudowany jakiś mechanizm zupełnie innego typu? -zasugerowała Sheere bez przekonania.- A może po prostu w domu jest ktoś jeszcze.- odpowiedział Ben.łan przeklął w myślach własny los.- Wiedziałem.- jęknął przygnębiony.- Poczekaj! - krzyknął Ben.łan spojrzał na przyjaciela.Ben trzymał rękę wyciągniętą w stronęmakiety.Pociąg znów ruszył z miejsca, tym razem jednak jechał do tyłu,z powrotem tą samą trasą.- Wraca na dworzec - szepnęła Sheere.Ben podszedł wolno do makiety, blisko nadjeżdżającego pociągu.Kiedymiał go na wysokości ręki, chwycił lokomotywę i uniósł, odczepiając odwagonów.Reszta składu zaczęła stopniowo tracić pęd, a w końcuzatrzymała się na torach.Ben podszedł do światła rzucanego przezlatarnię,by przyjrzeć się dokładnie małej lokomotywie.Jej kółeczka kręciły sięcoraz wolniej.- Ktoś tu ma specyficzne poczucie humoru - rzucił.- Czemu? - spytała Sheere.- W lokomotywie są trzy ołowiane figurki - wyjaśnił Ben - którychpodobieństwo do nas nie wydaje się bynajmniej przypadkowe.Sheere podeszła do brata i wyjęła z jego rąk miniaturową lokomotywę.Rozedrgane smugi światła zatańczyły tęczą na twarzy dziewczyny.Na jejustach pojawił się spokojny, zrezygnowany uśmiech.- Wie, że tu jesteśmy - powiedziała Sheere.- Nie ma już sensu sięukrywać.- O kim mówisz? - spytał łan.- O Jawahalu - odparł Ben.- Czeka na nas.Nie wiem tylko, czego od naschce.* * *Siraj i Roshan zatrzymali się przed fantasmagoryczną sylwetką żelaznegomostu, która ginęła we mgle znad rzeki Hooghly.Usiedli na ziemi, oparcio mur, zmęczeni szukaniem po całym mieście Isobel.Iglice wież Jheeter'sGate wyłaniały się zza mgły niczym grzbiet smoka drzemiącego woparach własnego oddechu.- Zaraz będzie świtać - powiedział Roshan.- Powinniśmy wracać.Byćmoże Isobel już na nas czeka.- Nie sądzę - odparł Siraj.W głosie chłopca znać było wysiłek całonocnych poszukiwań, ale po razpierwszy od wielu lat Roshan nie usły-szał, by jego przyjaciel choć raz poskarżył się z powodu astmy.- Szukaliśmy już wszędzie - upierał się Roshan.- Więcej zrobić niemożemy.Chyba że pójdziemy po posiłki.- Jest jedno miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy.Roshan przyjrzał sięprześwitującej zza mgły sylwetceJheeter's Gate i ciarki przebiegły mu po plecach.- Isobel w życiu by tu nie weszła - powiedział.- Ja tym bardziej.- W takim razie pójdę sam - odparł Siraj, podnosząc się z ziemi.Roshan usłyszał, jak przyjaciel ciężko dyszy, i zamknął oczyprzygnębiony.- Siadaj! - powiedział stanowczo.W odpowiedzi usłyszał tylkooddalające się kroki Siraja.Kiedy znów otworzył oczy, wątła postać przyjaciela znikała już we mgle.- Niech to szlag - zaklął pod nosem, po czym wstał i ruszył za nim.Siraj przeszedł przez most i zatrzymał się przed wjazdem do Jheeter'sGate.Tam dogonił go Roshan.Teraz razem patrzyli przed siebie.Z tunelidworca szedł powiew zimnego powietrza, a zapach spalonego drewna istęchlizny stawał się coraz bardziej wyczuwalny.Chłopcy starali sięprzebić wzrokiem gęste ciemności czające się za progiem, pod wielkąkopułą dworca.Z oddali dobiegało ich echo deszczu padającego nawalające się po ziemi afisze.- Czuję się, jakbym stanął u wrót piekieł - oświadczył Roshan.-Zmywajmy się stąd, póki jeszcze możemy.- To kwestia nastawienia psychicznego - odrzekł Siraj.- Pomyśl, że totylko opuszczona stacja kolejowa.Nikogo tu nie ma.Jesteśmy sami.- Jeśli nikogo nie ma, to po co mamy tam iść? - zaprotestował Roshan.- Nie musisz wchodzić, jak nie chcesz - odparł Siraj tonem, w którym niebyło nawet cienia wyrzutu.- Jasne - uciął Roshan.- A ty pójdziesz tam sam, tak? Zapomnij o tym.Nojazda, idziemy!Obaj członkowie Chowbar Society zagłębili się w mroki dworca.Trzymali się torów, które za mostem zdążały ku głównemu peronowi.Ciemność wewnątrz dworca była o wiele bardziej nieprzenikniona niż nazewnątrz; ledwo dawało się rozpoznać kształty przedmiotów majaczącew szarawych plamach wodnistej poświaty.Roshan i Siraj szli powoli,blisko siebie, a echo ich kroków powtarzało się litanijnym rytmem wśródpodmuchów wiatru, który hulał gdzieś w głębi tuneli z szumem dalekichfał bijących o brzeg.- Wejdzmy lepiej na peron - zaproponował Roshan.- Pociągi nie jeżdżą tędy od lat.Więc po co?- Dla mnie to ważne, dobra? - powiedział Roshan, który nie mógł uwolnićsię od obrazu pociągu wypadającego z hukiem z tunelu i porywającegoich pod koła.Siraj mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, ale z tonu głosu znać było,że nie ma ochoty spierać się z przyjacielem.Ruszyli w kierunku peronów.Wtedy z tunelu wiatr przywiał coś prosto na chłopców.- Co to jest? - spytał zaalarmowany Siraj.- Wygląda na zwykły kawałek papieru - powiedział Siraj.- Wiatr niesieśmieci, nic poza tym.Biała kartka pofrunęła pod nogi Roshana.Chłopiec schylił się po nią.Siraj zobaczył grymas bólu na twarzy przyjaciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]