[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwykle ubierał się jak paw, szczególnym upodobaniem darząc koronkowe, rozcięte z przodu koszule bez kołnierzyka i saczki na genitalia, ciągle modne wśród niższych klas jego rodzinnego świata.W dniu, w którym odnalazł Karoly d’Branina w jego ciasnej, prywatnej kabinie, ubrany byłjednak w skromny, szary kombinezon.– Czuję to – powiedział, chwytając d’Branina za ramię i boleśnie wbijając mu palce.–Coś tu jest nie w porządku, Karoly, wyjątkowo nie w porządku.Zaczynam naprawdę się bać.Paznokcie telepaty raniły skórę i d’Branin wyszarpnął gwałtownie rękę.– To boli – zaprotestował.– O co chodzi, przyjacielu? Boisz się? Czego, kogo? Nic z tego nie rozumiem.Czego tu można się bać?Lasamer uniósł blade dłonie ku twarzy.– Nie wiem – powiedział płaczliwie – nie wiem.Ale to jest tutaj, czuję to.Karoly, ja coś zacząłem odbierać.Wiesz, że jestem dobry.Jestem, i dlatego mnie wybrałeś.Właśnie przed chwilą, gdy wbiłem ci paznokcie w skórę, czułem to.Mogę cię teraz odczytać, wyrywkowo.Myślisz, że zbyt łatwo się ekscytuję, że wpływa na mnie ta zamknięta przestrzeń, że powinno się mnie uspokoić.– Młody człowiek roześmiał się krótkim, histerycznym chichotem, który urwał się równie nagle, jak się pojawił.– Widzisz, nie.Ja jestem dobry.Klasa jeden, potwierdzona testami i teraz ci mówię, że się boję.Wychwytuję to.Wyczuwam.Śnię o tym.Czułem to już podczas wchodzenia na statek i to staje się coraz gorsze.Coś niebezpiecznego.Coś gwałtownego.I obcego, Karoly, obcego!– Wolkryni? – spytał d’Branin.– Nie, to niemożliwe.Lecimy hipernapędem, a oni są odlegli jeszcze o lata świetlne.–Znowu zabrzmiał ten chichot.– Nie jestem aż tak dobry.Słyszałem twoją historię o Kreyach, ale ja jestem tylko człowiekiem.Nie, to jest blisko.Na statku.– Jedno z nas?– Być może – odpowiedział Lasamer.Zamyślił się na chwilę pocierając policzek.– Nie potrafię tego umiejscowić.D’Branin po ojcowsku położył mu dłoń na ramieniu.– Thale, to twoje wrażenie.czy nie może rodzić się z tego, że jesteś po prostu zmęczony? Wszyscy żyjemy tu w ciągłym napięciu.Bezczynność potrafi być naprawdę wyczerpująca.– Zabierz ze mnie tę rękę – warknął Lasamer.D’Branin szybko cofnął dłoń.– To jest rzeczywiste – upierał się telepata – i nie chciałbym, żebyś zaczął myśleć, że może niepotrzebnie mnie zabierałeś, i tak dalej.Jestem równie zrównoważony jak wszyscy inni na tym.na tym.jak śmiesz myśleć, że jestem niezrównoważony! Powinieneś zajrzeć do wnętrza niektórych z naszych współtowarzyszy.Chrostopherisa z jego butelką i małymi, brudnymi fantazjami, Dannela niemal chorego ze strachu, Lommie z jej maszynami, u niej wszystko jest metalem, światełkami i zimnymi obwodami, to chore, mówię ci, a Jhirl jest arogancka, Agatha nawet w myślach łka nad sobą bez przerwy, a Alys jest pusta jak krowa.Ty, ty ich nie dotykasz, nie patrzysz w nich, co ty możesz wiedzieć o zrównoważeniu?Przegrani ludzie, d’Branin, dano ci bandę ludzi przegranych, ja jestem wśród nich jednym znajlepszych, nie waż się więc myśleć, że jestem niezrównoważony, chory, słyszysz? – Jego niebieskie oczy błyszczały jak w gorączce.– Słyszysz?– Spokojnie – powiedział d’Branin.– Spokojnie, Thale, jesteś zbyt podekscytowany.Telepata zamrugał i nagle jego podniecenie uleciało.– Podekscytowany? – powiedział.– Tak.– Rozejrzał się wokół ze zmieszaniem.–Karoly, wiem, że to trudne, ale uwierz mi.Musisz.Ja cię ostrzegam.Jesteśmy w niebezpieczeństwie.– Uwierzę, ale nie mogę podjąć żadnych działań bez bardziej precyzyjnych informacji.Musisz użyć swego talentu, żeby je dla mnie zdobyć, dobrze? Przecież możesz to zrobić.Ten skinął głową i powiedział:– Dobrze.dobrze.Rozmawiali spokojnie jeszcze przez ponad godzinę, w końcu telepata wyszedł zupełnie spokojny.Bezpośrednio potem d’Branin poszedł do psipsych, która leżała w swoim hamaku, otoczona lekarstwami, skarżąc się na nieustanne bóle.– Interesujące – zauważyła, gdy d’Branin opowiedział jej o wizycie Lasamera.– Ja również coś czułam, miałam jakieś poczucie zagrożenia, bardzo niewyraźne, rozmyte.Myślałam, że to bierze się ze mnie samej.Zamknięcie, nuda, sposób, w jaki to przyjmuję.Moje nastroje czasami zwracają się przeciwko mnie.Czy powiedział coś bardziej konkretnego?– Nie.– Postaram się przemóc ból i pochodzić trochę, odczytam go, odczytam innych, zobaczę, co będę w stanie wychwycić.Chociaż, jeśli to jest realne, on powinien odczuć to pierwszy.On ma klasę jeden, a ja tylko trzy.D’Branin skinął głową.– Wydaje się bardzo czuły.Powiedział mi różne rzeczy o innych.– To nic nie znaczy.Czasami gdy telepata upiera się, że wychwytuje wszystko, znaczy to tylko, iż nic nie wychwytuje.Wyobraża sobie odczyty, uczucia, żeby zastąpić te, które nie chcą do niego przyjść.Będę go uważnie obserwowała.Niekiedy talent może się załamać, ześliznąć w rodzaj histerii.Może zacząć nadawać, zamiast odbierać.To bardzo niebezpieczne, szczególnie w zamkniętych środowiskach.– Oczywiście, oczywiście – zgodził się.W innej części statku Royd Eris zmarszczył brwi.* * *– Zwróciłeś uwagę na ubranie hologramu, który on nam wysyła? – powiedział Rojan Christopheris do Alys Northwind.Byli sami w jednym z luków towarowych.Leżeli na macie, starając się unikać wilgotnej plamy na jej środku.Ksenobiolog zapalił skręta.Zaproponowałjej, ale odmówiła machnięciem ręki.– Niemodne od co najmniej dziesięciu lat, może dłużej.Mój ojciec nosił takie koszule, gdy był chłopcem, na Starym Posejdonie.– Ma staroświecki gust – odpowiedziała.– I co z tego? Nie obchodzi mnie, w co on się ubiera.Ja, na przykład, lubię moje kombinezony.Są bardzo wygodne.Nie zależy mi, co o tym myślą inni.– Rzeczywiście ci nie zależy, prawda? – powiedział Christopheris, marszcząc swój ogromny nos.Nie zauważyła tego.– Ale tu nie o to chodzi.A jeżeli to wcale nie jest Eris?Projekcja może być czymkolwiek, może być zestawiona z dowolnych elementów.Nie wydaje mi się, żeby on rzeczywiście tak wyglądał.– Nie? – Teraz w jej głosie zabrzmiała ciekawość.Przetoczyła się i skuliła mu pod ramieniem, opierając ciężkie, białe piersi o jego żebra.– A jeżeli jest chory, zdeformowany i wstydzi się pokazywać tak, jak naprawdę wygląda?Być może jest czymś zarażony.Powolna Zaraza może straszliwie spustoszyć organizm człowieka, ale trwa to dziesięciolecia, zanim w końcu zabije.A przecież są również inne choroby zakaźne: manthrax, nowy trąd, topnica, choroba Langamena, cała masa.Możliwe, że narzucona sobie przez Royda kwarantanna jest właśnie i dokładnie tym.Kwarantanną.Zastanów się trochę.Alys zmarszczyła brwi.– Wszystko to, co się mówi o Erisie – powiedziała – zaczyna budzić we mnie dreszcze.Ksenobiolog zaciągnął się skrętem i roześmiał.– A więc witaj na pokładzie ŻEGLARZA NOCY.Reszta z nas już tam jest.* * *W piątym tygodniu podróży Melantha Jhirl doprowadziła swego pionka do szóstej linii.Royd zrozumiał, że zatrzymanie go jest już niemożliwe i poddał partię.Była to ósma kolejna porażka zadana mu przez Melanthę w ciągu takiej samej liczby dni.Dziewczyna siedziała ze skrzyżowanymi nogami na podłodze mesy, mając przed sobą szachownicę z rozstawionymi figurami, a dalej ciemną płaszczyznę ekranu.Roześmiała się i zgarnęła figury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]