[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabriel trzy razy uderzyłpięścią w bramę i westchnął głęboko.Tymczasem, po drugiej stronie, ktoś wpopłochu truchtał w naszą stronę.Wbiłam wzrok w kraty.Ukazał się w nich starzeco mądrych oczach.Święty Piotr.Jedyny klucznik bramy jak zawsze na stanowisku.Uśmiechnęłam się lekko na widok znajomej twarzy.Sięgająca do kolan siwabroda kołysała się niespokojnie.Zmarszczył czoło.– Gabriel? Już wracacie? Dopiero co zeszliście na Ziemię! – burknął starzec zwyrzutem.– Po prostu otwórz, Piotrze – odpowiedział bez cienia emocji.Piotr pokręcił głową z dezaprobatą.– Wchodzicie, wychodzicie, znowu wchodzicie, jakbyście nie mogli sięzdecydować, gdzie chcecie być… – mamrotał gniewnie pod nosem, przetrząsająckieszenie swojej długiej szaty w poszukiwaniu kluczy.Gabriel wyraźnie spiął mięśnie, jednak nic nie odpowiedział.Był świadomy,jak wielkim szacunkiem darzony był Piotr w Niebie i chyba tylko topowstrzymywało go przed roztrzaskaniem mu czaszki.Po chwili usłyszeliśmy cichy zgrzyt zamka, by zaraz potem, przyakompaniamencie przeraźliwego skrzypienia, wrota stanęły otworem.Przełknęłamgłośno ślinę.Gabriel dał znak, by ruszać dalej.Niepewnym krokiem przekroczyłambramę.Święty Piotr przyjrzał mi się uważniej, po czym jego utrudzoną twarzrozjaśnił szeroki uśmiech.279– Amitiel? Gdzieś ty się podziewała przez te wszystkie lata? Nawet nie wiesz,jak dobrze cię widzieć!Postarałam się odwzajemnić uśmiech, jednak z miernym skutkiem.– Ciebie także dobrze widzieć – odpowiedziałam z udawaną radością.Chciał podejść bliżej, ale trzej rośli archaniołowie zastąpili mu drogę.Zmierzyłam ich wściekłym wzrokiem.– Co się dzieje? Dlaczego ją trzymacie? – zdezorientowany Piotrprzeskakiwał wzrokiem między mną, a oddziałem.– Jest aresztowana – oznajmił z satysfakcją Gabriel i nie czekając naodpowiedź, ruszył dalej, pozostawiając zszokowanego starca.Pogrążone w mroku nocy uliczki, przyprawiały mnie o ciarki na plecach.Przechodzący aniołowie przyglądali mi się z odrazą.Nie dziwiłam im się.Uriel napewno zadbał, by to, co zrobiłam, zostało mianowicie napiętnowane.Gmach sądu lśnił dumnie, pośród białych budynków.Zadrżałam.Przypomniałam sobie wszystkie procesy Upadłych, na których miałam okazję być.Zakuci w łańcuchy, ze spuszczonymi głowami lub ciskający wyzywającespojrzenia… Wyglądali tak samo.Nie przypominali już aniołów.Wtedy wolałamnawet nie myśleć, jak to jest siedzieć w ławie oskarżonych.A już na pewno niesądziłam, że i ja kiedyś zajmę ich miejsce.Życie potrafi zaskakiwać…Jeden z zebranych gapiów przyglądał mi się z zaciekawieniem swoimiciemnobłękitnymi oczami.Poczułam bolesny ucisk w żołądku.Oczy Nate’a mająten sam odcień.Gdzieś obok wyłapałam anioła o równie orzechowych włosach, tużza nim, inny, miał usta o takim samym kształcie…Nate.Oddałabym wszystko, by móc znów być z nim.Chciałam wiedzieć, czybył bezpieczny, czy już wiedział, co się stało… Przymknęłam oczy, chcącprzywołać obraz ukochanej twarzy.Potrafiłam go odtworzyć w każdym, nawetnajdrobniejszym detalu.Uśmiechał się szelmowsko, jak to robił za każdym razem,gdy mnie widział.Zacisnęłam zęby, powstrzymując łzy.Musiałam być silna.Musiałam dać radę.Dla niego.280Nagle, wśród tłumu, wyłapałam znajomą sylwetkę.Pod jednym z filarówpodtrzymujących budowlę stał Uriel.Zbierając w sobie całą złość, którakumulowała się we mnie od naszej ostatniej rozmowy, spojrzałam mu prosto woczy.Przemknął przez nie błysk zawstydzenia i lęku.Miałam nieodpartą ochotępodejść i porządnie mu przywalić za to wszystko, co zrobił.To przecież jego wina.Miał szczęście, że mnie trzymali.Inaczej nie wyszedł by z tego w jednym kawałku.Nie mogąc dłużej na niego patrzeć, odwróciłam dumnie wzrok.Odprowadzani nienawistnymi spojrzeniami, wkroczyliśmy do sądu.Zapanowała cisza.Grube mury gmachu niosły echem rytm kroków oddziału.Tu z kolei nie było nikogo.Nic dziwnego, aniołowie nie sądzą się zbyt często.Niebiańskie światło oświetlało ponure korytarze, migocząc przy każdym podmuchuwiatru.Zastanawiałam się, czy od razu zaprowadzą mnie do sali sądowej.Poczułamjak serce podchodzi mi do gardła.Jeśli tak, to zapewne jeszcze dziś usłyszę wyrok.Iraczej nie miałam co liczyć na okoliczności łagodzące.Odetchnęłam z ulgą, gdy wybraliśmy węższe przejście, schodząc w dół pokamiennych schodach, prowadzących do lochów.A więc czekała mnie noc wareszcie.Może nie było to wymarzone miejsce, ale mimo wszystko cieszyłam się zkażdej zdobytej sekundy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]