[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mijaliśmy kolejnenumery i plakaty poprzyklejane do ścian, aż w końcu syczący głos mamyoznajmił nam, że jesteśmy na miejscu.Zamarłam w korytarzu, Jamestakże się zawahał.- To nie jest normalne.- Musiałam się wysilić, żeby usłyszeć jej głos.- Upadła.Co w tym nienormalnego? - Za to Delia była świetniesłyszalna.- Nie.To wszystko jest nie tak.To jest jak.jak.-Jak co, Terry? Jak twoje sny sprzed lat? Z czasów, kiedy moczyłaś siędo łóżka? - Głos Delii brzmiał zaczepnie.- Nie moczyłam się do łóżka! - syknęła wściekle mama.- One tamtrzymały nogi.One zawsze miały mokre nogi.-Jasne.Myślałam, że mówiłaś już wtedy, że to sny.- Ty mówiłaś, że to sny.Mama mówiła, że to sny.Ja nigdy tak niemówiłam.Delia się zaśmiała.Nie był to przyj emny dzwięk.- Nie mówiłam ci, że to sny, Terry.Ja umierałam, pamiętasz?- Pamiętam.Do cholery! Przestań się tak uśmiechać! Jesteś z nimi wzmowie, co? - Mama zawahała się.Po czym dodała głośniej: - Niewygłupiaj się.Możesz wejść, Deirdre.Spojrzeliśmy z Jamesem na siebie.Weszłam za nim do środka.Mamaz Delią stały po przeciwległych stronach prostego szpitalnego łóżka.Zasprawą zamontowanego w pokoju zielonobiałego światła z ich twarzyzniknął cały kolor.Mama wyglądała jak zaszczuta.Jej wzrok przeskoczył na mnie.- Deirdre, nie wiedziałam, że teraz przyjedziesz.- James mnie przywiózł - powiedziałam, niepotrzebnie na niegopokazując.- Idę coś zjeść - stwierdziła melodyjnym tonem Delia.Błysnęła wstronę mamy pełnym garniturem zębów.- Chyba, że jestem tu potrzebna.Mama zmierzyła ją wzrokiem z miną, która wyraznie mówiła: padnijtrupem" w trzech różnych językach i Delia zniknęła.Kiedy poszła,zerknęłam na łóżko, gdzie leżała Babi i zobaczyłam jedynie plątaninęrurek i urządzeń.- Wydawało mi się, że powiedziałaś, że upadła.- Mój głos zabrzmiałbardziej oskarżycielsko, niż planowałam.Wepchnęłam się na środekpokoju i stanęłam koło mamy przy łóżku.Odsunęła się ode mnie jakkropelka oleju w zetknięciu z wodą.Babi leżała zupełnie bez ruchu, owinięta ciasno kocem, z rękamiułożonymi sztywno po bokach.Nie widać było żadnych obrażeń, ni-czego, co świadczyłoby o tym, co zrobili jej feje albo na czym miałopolegać owo zauroczenie".Była także nieprzytomna i odnosiło sięwrażenie, że ciężki sen, czy też omdlenie, spływa z jej posłania.Odwróciłam się twarzą do mamy.Stojący za nią James ze zwieszonągłową zdawał się analizować stan Babi szybciej, niż potrafiłam to zrobić.- Co jej się stało?Głos mamy brzmiał poprawnie, emocje wciąż dokładnie zamykała nakluczyk.-Jest w śpiączce.Nikt nie wie dlaczego.Nie upadła.Nie była chora.Jest w śpiączce i nie wiedzą, kiedy się obudzi.Zrobili mnóstwo badań,rezonans magnetyczny i inne takie, i jak do tej pory wszystko jest wnormie.Ale czekamy jeszcze na pozostałe wyniki.Mówią, że ona możepo prostu w każdej chwili wstać.Albo leżeć tak jeszcze sto lat.Spojrzałam na Babi, niemą jak trup.Niemogłam pokazać zdenerwowania.To było jak oglądanie programu wtelewizji ze mną i moją rodziną w rolach głównych, gdy prawdziwa jasiedziałam na zewnątrz, przed telewizorem.Zastanawiałam się, czy iteraz będzie tak jak tego dnia, gdy zaatakował mnie kot: emocje dopadnąmnie pózniej, kiedy stracę czujność.Pokój się rozpłynął.Zmierzch.Byłam na zewnątrz i spoglądałam naubłoconą odzież leżącą w rowie, powykręcaną pod takimi kątami, że odpatrzenia robiło się słabo.Woda w rowie do połowy ją zakrywała.Minęładłuższa chwila, zanim w słabym świetle dojrzałam, że jest to stos ciał zkończynami powykręcanymi w makabryczną układankę.Mocna, białadłoń pociągnęła mnie za ramię, chwytając je pewnie tuż poniżejbłyszczącego od nowości torąuesu.Jej właściciel: wysoki, młodymężczyzna, w którego prostych, brązowych włosach widać byłowyraziste złote pasmo, powiedział: Chodz, Luke.Chodz.Oni nie żyją".Gapiłam się tylko na ciała, czując zimno i litościwą pustkę.Wpewnym sensie czułam ulgę, że nie mam dla moich braci łez.Gdybymzapłakała, oślepłabym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]