[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Umberto ma zszarganą opinię, ale jego interes kwitnie. Mężowie dowiedzą się całej prawdy najpózniej wtedy, gdy kobiety. Merlepokryła się rumieńcem .gdy kobiety się rozbiorą. I na to mają one swoje sposoby.Mogą na przykład zgasić światło albo podsunąćmężowi o jeden kieliszek wina za dużo.Są sprytniejsze, niż sądzisz. Też jestem kobietą! Będziesz nią za kilka lat.Merle zatrzymała się, nie kryjąc swojego oburzenia. Serafin, ty mistrzuzłodziejski!.Nie sądzę, byś znał się dostatecznie na kobietach.Możliwe, żewiesz, gdzie ukrywają swoje portmonetki.Ale to wszystko, co o nich wiesz.113Czarny kot, siedzący na ramieniu tkacza, ofuknął Merle, ale ta niewiele sobie ztego robiła.Serafin szepnął mu coś na ucho i kot stał się spokojniejszy. Nie chciałem cię obrazić odrzekł przejęty. Naprawdę nie.Przyjrzała mu się uważnie. No dobrze, tym razem ci wybaczam.Serafin skłonił się tak głęboko, że kot musiał uchwycić się pazurami jegokoszuli, by nie spaść na ziemię. Z największą podzięką, łaskawa pani.Merle odwróciła się, by ukryć uśmiech.Kiedy znowu na niego spojrzała, kota jużnie było.Tam, gdzie pazurami wbił się w ramiona Serafina, spod koszuliprzebijały czerwone punkty. Musi boleć powiedziała z przejęciem. Cóż boli bardziej, zwierzęca czy ludzka szorstkość?Wolała przemilczeć to pytanie.Ruszyła do przodu.Chłopak natychmiast jądogonił. Chciałeś mi opowiedzieć o duszkach lustrzanych zagadnęła po chwili. Naprawdę? To nie trzeba było zaczynać.Serafin przytaknął. Właściwie masz rację.Tyle, że. jego głos zawisł wpróżni, a on sam zatrzymał się i wsłuchiwał w odgłosy nocy. Co się stało?114 Pst powiedział, delikatnie przykładając palec do jej ust.Merle w napięciu wsłuchiwała się w otaczającą ciemność.W wąskich uliczkach ikanalikach często dały się słyszeć niecodzienne odgłosy.Niewielkie prześwitymiędzy domami zniekształcały je, aż stawały się nierozpoznawalne.Labiryntkrętych uliczek przypominał nocą wymarłe miasto, ponieważ większość mieszkańcówo tej porze wolała chodzić głównymi ulicami, przede wszystkim z obawy przedczającymi się w niektórych dzielnicach złodziejami lub skrytobójcami.Tylko odczasu do czasu słychać było krzyki, jęki lub kroki.Odgłosy te odbijały się odstarych murów w pustych uliczkach i dochodziły do odległych miejsc.JeśliSerafin rzeczywiście coś usłyszał, mogło to zdradzać poważne niebezpieczeństwoczające się zaraz za rogiem albo setki metrów stąd. %7łołnierze! wycedził przez zęby, po czym chwycił Merle za ramię i pociągnąłdo wąskiego tunelu przebiegającego pod kamienicami, w którym panowała absolutnaciemność. Jesteś pewny? szepnęła mu do ucha. Dwóch mężczyzn na lwach.Tuż za rogiem.Zaraz potem ujrzeli żołnierzy w mundurach, uzbrojonych w miecz i strzelbę,cwałujących na bazaltowych lwach.Dzikie koty, które przemknęły przed wejściemdo tunelu, poruszały się z nadzwyczajną gracją, dorównując w gibkości domowymkotom.115Zadziwiające, skoro ich ciała były z masywnego kamienia.Ich pazury, ostre jakostrze sztyletu, szurały po bruku, pozostawiając na nim głębokie ślady.Kiedy patrol znikł z horyzontu, Serafin szepnął Merle: Niektórzy z nich znająmoją twarz.Wcale nie mam ochoty się z nimi spotkać. Kto w wieku trzynastu lat doszedł do godności mistrza złodziejskiego, ma sięczego obawiać.Uśmiechnął się zadowolony. Chyba tak. Dlaczego opuściłeś gildię? Starsi mistrzowie nie mogli znieść, że moim łupem pada więcej zdobyczy.Zaczęli rozpuszczać0 mnie plotki i próbowali wyrzucić z gildii.Wolałem więc dobrowolniezrezygnować. Wyszedł z ciemnego przejścia i stanął oświetlony smugą światłagazowej latarni. Chodz, obiecałem opowiedzieć ci coś więcej o duszkachlustrzanych.Ale najpierw muszę ci coś pokazać.Szli labiryntem wąskich uliczek i przejść.Skręcali to na prawo, to na lewo,przekraczali mosty wznoszące się nad kanałami ze spokojną, cichą wodą,przechodzili pod rozwieszonymi między domami sznurami z suszącą się bielizną,która przypominała armię białych duchów.Po drodze nie spotkali żadnegoprzechodnia jedna z kolejnych osobliwości tego najdziwniejszego z miast.Możnabyło przejść kilka kilometrów1 nadziać się jedynie na polujące w śmieciach koty czy szczury.116Droga, którą szli wzdłuż kanału, skończyła się.Przed nimi wyrastały murykamienic stojących w wodzie.Wzdłuż nich nie było żadnego chodnika.W zasięguwzroku nie było też żadnego mostu. Zlepa uliczka burknęła Merle. Musimy zawrócić.Serafin zaprzeczył: Nie, dotarliśmy dokładnie tam, gdzie chciałem. Wychyliłgłowę i spojrzał w górę, na niewielki skrawek nieba rozciągający się międzydachami domów.Potem ogarnął wzrokiem wodę. Widzisz to tam?Merle stanęła obok niego.Podążała wzrokiem za palcem, którym wskazywałspokojnie falującą taflę wody.W powietrzu unosił się słonawy odór kanału.Wcalego nie poczuła.Spod wody wystawały bujnie rozrastające się algi.W wodzie odbijało się oświetlone okno, jedyne jak okiem sięgnąć.Znajdowało sięna drugim piętrze domu po drugiej stronie brzegu, nie dalej niż pięć metrów odnich. Nie wiem, o co ci chodzi powiedziała.Widzisz to światło w oknie? Jasne.Serafin wyciągnął z kieszeni zegarek, niezwykle drogi, pochodzący zapewne zczasów, gdy był złodziejem, po czym otworzył jego wieko: Dziesięć podwunastej.Jesteśmy punktualnie. Co?117Chłopak uśmiechnął się tajemniczo. Wszystko ci wyjaśnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]