[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinna była pozwolić sobie na słabość i łzy, tak83jak każde dziecko, a ona kryła się z nimi, zamykając się jeszcze bardziej w so-bie.Wynikiem do tego stopnia tłumionych uczuć mógł być pózniej głębokiemocjonalny kryzys; dziecko dodawało jeszcze jedną cegłę do oddzielającego jąod wszystkich muru. Chciałbym ci jakoś pomóc. Teren był nadzwyczaj zafrasowany, próbo-wał okazać jej, że jego troska w równej mierze wynika z odrzucenia przez niąprawa do wyrażania żalu, jak i z samej sytuacji. Nie potrafię zrozumieć, dla-czego tak odpowiedzieli.Gdyby udało mu się chociaż zmusić ją do przyznania, że czuje się nieszczę-śliwa! Byłby to pierwszy krok, by przełamać jej skrytość i w końcu zdobyłby jejzaufanie. Może wyślemy jeszcze jednego posła, pózniej zaproponował, starającsię zaglądnąć jej w oczy.Talia spuściła wzrok i potrząsnęła głową.Powrót był niemożliwy, a przynaj-mniej tryumfalny wjazd Herolda rodem z Grodu.Nawet dla swych najbliższychkrewnych byłaby osobą obcą.Talii z rodu Senów nigdy nie było.Pogwałciła Zwię-te Pismo, w którym napisano, że dziecko płci żeńskiej musi być we wszystkimcałkowicie uległe; została wyrzutkiem i oni nigdy zdania nie zmienią. Ale. Spóznię się. Talia uniknęła jego wyciągniętej ręki i uciekła żałując, żeTeren nie okazał mniejszego współczucia.O mały włos nie doprowadził jej po-nownie do łez.Pragnęła ponad wszystko wypłakać się na jego ramieniu, ale nieośmieliłaby się tego zrobić.Czyż mogła spodziewać się pomocy kogoś obcego,skoro wyparli się jej wszyscy znajomi i krewni? A zwłaszcza, gdyby obnażył jejsłabość? Herold musi sam sobie radzić i polegać tylko na sobie.Nigdy nie odwa-żyłaby się okazać słabości i tego, że nic nie jest warta.Na szczęście następne zajęcia historia, która Talii przypominała nieskoń-czoną opowieść były tak zajmujące, że mogła zapomnieć o swoim nieszczę-ściu.Jak wiele innych przedmiotów, organizowano je cyklicznie, aby każdy uczeńmógł je rozpocząć w dowolnej chwili.Nauczycielem była starsza kobieta He-rold Werda.Dzisiejszy wykład i pózniejsza dyskusja były tak fascynujące, że nachwilę wszelkie jej nieszczęścia poszły w niepamięć.Geografią była oczarowana w stopniu niewiele mniejszym.Uczyli jej wszyscyHeroldowie z Kolegium po kolei.Wykłady dotyczyły ich rodzinnych stron i dzi-siaj, ponieważ nadszedł czas na poznanie krainy wokół Jeziora Evendim, ukoń-czywszy zajęcia z orientacji, zaczął opowiadać Teren.Zajęcia nie ograniczały się tylko do studiowania map.Analizowali krajobrazregionu, topografię, wegetację i warunki klimatyczne.Rozpatrywali wpływ tychczynników na styl życia miejscowej ludności i zastanawiali się nad konsekwen-cjami zmiany któregokolwiek z nich.Zajęcia pochłonęły ją, przestała rozmyślaćo odtrąceniu przez rodzinę.84Po skończonym wykładzie Teren dawał jej jakieś znaki ręką, ale Talia udała,że tego nie widzi i pośpieszyła na następne zajęcia samotna w ciżbie uczniów.Teraz przyszedł czas na matematykę.Liczby nigdy nie budziły wielkiego zachwy-tu Talii, ale Herold Sylvan wydawał się tak uwielbiać precyzję i zawiłości tegoprzedmiotu, że było w tym coś zarazliwego.Najnowszy przedmiot, który Talia zaczynała tuż przed obiadem, nosił nazwę:dworskie maniery.Serce zabiło w niej niespokojnie.Była pewna, że odstawałabyod Dworu, niezgrabna jak koza, zwłaszcza teraz: tak wytrącona z równowagi, takspięta.Czuła niemalże strach przed spotkaniem z nauczycielem w jej wyobra-żeniu kimś upudrowanym i sztywnym jak kij spodziewając się szyderstw.Wślizgnęła się ukradkiem do sali jeszcze przed nadejściem nauczyciela, a kie-dy ucichł szmer rozmów, usiadła zgarbiona, mając nadzieję, że nikt jej nie zauwa-ży. Czy jest tutaj Talia? Myślałam, że przyłączy się do nas dzisiaj padłopytanie.Na dzwięk znajomego głosu Talia aż poderwała głowę do góry. Na Jasne Niebiosa, dziecko zawołała ze śmiechem w głosie GospodyniGaytha powinniśmy dać ci szczudła, ledwie cię można zobaczyć, taka jesteśdrobniutka! Za to pani nie. wypaliła Talia i poczerwieniała na twarzy. Nie jestem dworką i nie jestem nawet Heroldem, jednak zanim przyję-łam obecną posadę, byłam Guwernantką w Domu Ravenscroftów.To dlatego wasuczę wyjaśniła Gaytha cierpliwie. Guwernantka patrzy na dwór z unikalnejpozycji: od środka, będąc zarazem osobą niewidoczną.Dlatego mogę uczyć wasmanier, które łagodzą zwyczaje, a także sposobów, jak ustrzec się jadowitych zę-bów skrywanych pod gładkim językiem.Nie popełniajcie błędu: jeśli pozostaniewam zwyczaj odzywania się, zanim zdążycie się zastanowić, poczujecie ukąsze-nie na sobie!Nikły, pełen dobroci uśmiech złagodził naganę.Zajęcia nie zapowiadały siętak zle, jak tego obawiała się Talia.Dworskie maniery przypominały taniec skomplikowany, lecz fascynujący.Jednak Talia miała powody niedowierzać, żekiedykolwiek zgłębi jego tajniki, nie mówiąc już o swobodnym stąpaniu w jegorytmie.Po obiedzie przychodził czas wolny, czas na czytanie w Bibliotece by wy-ciągnąć ją z tej komnaty cudów, trzeba by chyba nagich sztyletów.Wspomniaw-szy opowieść Davana o początkach Królestwa, wybrała jeden z pierwszych to-mów w dziale historycznym.Dzisiaj nie przypadły jej w udziale obowiązki kuch-cika u boku Kucharza, a więc opuściwszy Bibliotekę udała się do szwalni: cia-snej, dobrze oświetlonej izby, zastawionej stołami z koszami pełnymi uniformóww różnym stadium zniszczenia.Dopiero tam mając ręce pełne pracy, a umysłwolny od wysiłku poczuła się naprawdę samotna, zwłaszcza słysząc śmiech in-85nych uczniów gawędzących o rzeczach i ludziach jej całkowicie obcych.Znalazładla siebie kącik, nieco w cieniu, za zasłoną góry przyodziewku do pocerowaniai tam postawiła swój koszyk.%7łałość dopadnie ją prędzej czy pózniej, a to był do-bry i czas, i miejsce po temu nikt jej nie mógł tutaj zauważyć.I rzeczywiście,niejedna słona kropla zmoczyła pończochy.Przynajmniej dzisiaj nie musiała zmagać się z demonicznym Alberichem.Dzi-siaj na polecenie mistrza jej nauczycielem był eks-złodziejaszek Skif.Po upływietygodnia poczuła nieśmiały przypływ cieplejszych uczuć do tego chłopca, którywydawał się odnosić ze zrozumieniem do jej niezdarności, okazując niewyczer-paną cierpliwość.Unikając nagan, pomagał jej zapanować nad nieposłusznymikończynami, zwalniając swe ruchy tak, by mogła dokładnie zobaczyć, co powinnarobić.Kiedy widać było po niej zniechęcenie, bawił ją szyderczymi opowieściamio swych śmiesznych występkach, których się dopuścił w czasach, gdy był dziec-kiem ulicy, żebrakiem i kieszonkowcem.Powoli zaczęła ulegać jego urokowi, a onzdawał się wiedzieć, kiedy zrobić krok w jej stronę, a kiedy się cofnąć.Następnie przyszła kolej na ćwiczenia na strzelnicy, po których w końcu mo-gła poświęcić czas Rolanowi.W obecności Towarzysza bolesne poczucie osa-motnienia ulotniło się całkowicie.wiczyli na torze przeszkód, aż oboje poczuliznużenie i udali się w daleki zakątek Aąki, by ochłonąć i pobyć tylko ze sobą.Po-nownie sama jego bliskość miała jakiś magiczny wpływ na jej duszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]