[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Migurawyjrzał i wyszedł na spotkanie. Nie przeszkadzamy? rzekł Sylwester masz pan może interesa? %7ładnych, mam tylko gościa. A żony nie ma? z cygarami wolno wnijść? spytał Kazio. %7łona moja chora nie wychodzi.proszę bardzo.z cygarami.Tak rozmawiając, weszli do pokoju.Na krześle z fajką siedział Morawiński ipowitali się z daleka, a Sylwester przysiadł się blisko. Pan z daleka?.pierwszy raz w tych stronach? zapytał. Mieszkam za Bugiem, ale niezbyt odlegle rzekł zagadnięty strony te misą znane, tak jak cały niemal ten kraj nasz.Dużo się po świecie kręciłem. Piękny kraj dodał Kazio. Wołyń mu nie ustąpi rzekł Morawiński. Ho! tylko nie kowelskie pustki i piaski dodał Sylwester. Ale za Uściługiem.W ten sposób zawiązała się rozmowa.Pan Sylwester miał nadzieję, że z dala,kołując, potrafi prostego, jak mu się zdawało, człowieka, wyspowiadać.Wistocie prostym on się wydawał, ale wkrótce mógł się przekonać mądry panSylwester, że miał do czynienia z kimś, co słowa umiał ważyć i był panemsiebie.Nic mu się nie wyrwało.Migura mięszał się do tej rozmowy, a podróżnyw ogóle mówił mało i to tylko, co było niezbędnie potrzebnym.Kazimierz,mniej bystry a prędszy, widząc, że podobne sondowanie do niczego niedoprowadzi, zdecydował się, jak się pózniej wyrażał, przyprzeć do murujegomości. Pan dobrodziej rzekł pewnie należeć musisz do familii, bopodkomorzyna z domu. Morawińska, tak jest przerwał, głową skłaniając, gość, i nie dodał nicwięcej.Nie wypadało go brać na spytki i pan Kazimierz dał spokój.Po chwili, jakby z niechcenia, Sylwester go zagadnął, czy długo zabawi.Na toodpowiedział, że zapewne nie będzie mógł zostać długo, bo ma gospodarstwo wdomu.Migura zdawał się go nieco obraniać, zagadując, od natrętnych pytań, i w końcutak się złożyło, że rozmowa przeszła zupełnie na rządcę, a Morawiński, biorącza czapkę, oświadczył, że chciałby się przejść po ogrodzie, i wyszedł.Z Migurą obaj kuzynowie byli z dawna dobrze i poufale. No.cóż pan mówisz na tego Morawińskiego? spytał Kazio. Jak to? dlaczego! A boć to ciekawe zjawisko.Jakiś kuzynek! ha! ha! rzekł Kaziościskając rządcę.Migura miał twarz dziwnie jakoś nagle spoważniałą. Tyle go znam i wiem, co i panowie odezwał się. Pani podkomorzynatylko poleciła mi go w opiekę. To oczywista rzecz odezwał się Sylwester że przybył po jakiejśżebraninie.Rządca zakaszlał jakby słyszeć tego nie chciał, i wtrącił, nie odpowiadając: Bardzo słuszny człek.dawny wojskowy.bywał w świecie.niepozorny, toprawda, ale rozgadawszy się z nim, jest czego posłuchać.A i to coś znaczy, żeniedaleko mieszkając, nigdy się tu nie zgłaszał.Nie wiem ale mi się zdaje że no, nie wiem bo to mój domysł tylko.ale bodaj czy panipodkomorzyna nie wezwała go tu sama.Sylwester i Kazio zerknęli po sobie.i pokiwali głowami.Migura zamilkł.Rozmowa się zwróciła na rzeczy obojętne.Być bardzo może, iż rządca, mimo grzeczności i uprzejmości dla kuzynów pani,miał trochę skrytej złośliwości i pragnął im zabić klina, wkrótce bowiem potemzawrócił znowu ku Morawińskiemu, chwalić go zaczął i bąknął, że zrozmowy z nim dowiedział się, iż ma familią. Kto to może wiedzieć dodał nasza święta i dobra pani tą wdowiąsamotnością znużona jest, zawsze ma na pamięci anioła tego, pannę Amelią,którą straciliśmy, może życzy sobie ze swej familii wziąć kogo. To może być potwierdził Kazio wie pan, że to bardzo być może.Lecz,przepraszam cię, kochany, drogi panie Miguro.Czemuż by nie chciała wziąćosoby dobrze wychowanej, na przykład kuzynki Maryli, która jest śliczna i miła.Cóż! wziąć na wsi z gęśmi wychowaną pannę Morawińską!! Ale to krewni! rzekł rządca. O których lat dwadzieścia słychu nie było począł Sylwester. Niechwaląc się, my, nasza rodzina jedna ją otaczała, służyła jej, osładzać się jejstarała.te chwile ciężkie. Nie ma wątpliwości! potwierdził Migura i zamilkł.Rozmawiali tak dosyć długo, chociaż nie bardzo się składała rozmowa, a gdy siędrażliwszą stawała, rządca ją starannie ku innemu zwracał przedmiotowi.Nareszcie, gdy już i pora obiadowa zbliżała się, dwaj kuzynkowie wyszli, zwolna krocząc, ku pałacowi. Kochanie moje odezwał się Kazio, wyszedłszy my przed sobą niemamy co rzeczy w bawełnę obwijać.Znamy się jak łyse konie.Ty i jajezdziliśmy do babuni w nadziei, że się nam coś z tego okroi.Zliczny majątek! i jak Boga kocham kapitały zbiera.długu ani grosza.Dla kogóż towszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]