[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagrano poloneza, pary pociągnęły się nazad ku salonom,ale nie w tym już porządku jak szły do obiadu.Większa swoboda panowała wchodzie, który się porozrywał i rozproszył.Jedni wybiegli na ganki i galerie,drudzy na ścieżki osychające ogrodu.Zdziś szczęśliwie bardzo dopadł rączki pięknej baronówny, aby ją odprowadzićna miejsce.Znać było po nim jaką do tego przywiązywał wagę, a po niej, że otym doskonale wiedziała i że trochę była tym dumna. Wie pani co mnie dziś najszczęśliwszym uczyniło? spytał po cichu. Nie zgadnę szepnęła Elsa doprawdy nie zgadnę.Mówiono mi, żeś pandostał śliczne cztery koniki. A! co mi tam po nich! I mnóstwo różnych prezentów. Nie to wszystko.nie! To już chyba nie zgadnę j'y renonce. Oto dodał ciszej Zdziś żem mógł choć przez chwilę podać jej rękę i znią iść razem.Uważam to za przepowiednię.Nic nie mówiąc dziewczę mu w oczy spojrzało jakoś chłodno. A gdybyś pani szczęśliwego chciała uczynić najszczęśliwszym mówiłZdzisław tobyś może także na pamiątkę dnia tego obdarzyła.choćbyjednym pączkiem róży.pani. Chcesz pan? spytała Elsa, rączką odrywając od sukni żądany pączek. Błagam proszę.zachowam go na zawsze.Elsa z uśmiechem podała mu nieznacznie ów pączek róży, który niestety! byłpączkiem robionym w Paryżu i mistrzowsko przedstawiał ową istotę, którasię żywa różą nazywa.Zdziś prędko schował go jak skarb najdroższy, pochwycił malutką rączkę ipocałował.Dziewczę patrzało nań z pewnego rodzaju radością i pychą, ale bezuczucia.zdawało się nierozbudzonym niby, sennym.Uśmiech jej dziecinny niebył wesoły, spojrzenie nie miało wyrazu, przypominała istotę somnambulizmemtajemniczym skrępowaną.Był to pół sen, pół jawa.Zdzisław rozbudzony dozbytku, drżał cały i wzrokiem na próżno szukał w niej duszy.laleczkauśmiechała się. Daję panu pierwszego kontredansa!Mówiła to jak królowa, która poddanemu wyświadcza łaskę większą nadwszelką jego nadzieję.Zdzisław zaczynał dziękować, gdy kuzynka Hela, która od dawna usiłowałaprzyjść w pomoc Elsie, dobiła się do nich i ręce im spojone rozerwała, cisnąc sięmiędzy dwoje. A to pięknie! zawołała hrabia zapominasz o wszystkim i o wszystkich.Hrabina pana szuka wszędzie.prezes woła.a pan mi moje dzieciębałamucisz. Do pierwszego kontredansa! powtórzyła z zimną krwią nieporuszona Elsa. Tysiączne dzięki., zawołał Zdzisław uchodząc. Elsiu! szepnęła Hela zmiłuj się! tysiące oczu patrzą na ciebie.-niemożna.tak po cichu rozmawiać z młodymi ludzmi.Elsa nic nie odpowiedziała.zdawało się, że nie rozumie co mówiono do niej szepnęła tylko cicho jeszcze raz: Ale cóż tam! do pierwszego kontredansa!Zapalono kandelabry, roznoszono kawę i likwory, mężczyzni wysuwali się nacygara do ogrodu.Zdzisia wszystkich panien oczy łapały po drodze, a Zdziś jedną tylko widziałśliczną, uroczą, jak sfinks milczącą Elsę.* * *Pod kasztanami w parku, patrząc na oświecony pałac, z którego słychać byłodochodzącą muzykę balową, siedziało dwóch mężczyzn podżyłych.Przezotwarte drzwi szklane widać było przemykające się pary.które ukazawszy sięw świetle i zakręciwszy jak muszki w promieniu słońca, nikły gdzieś uniesioneszałem.Za nimi wylatywały drugie.i trzecie, i jakby na skrzydłach niesione znowuwiły się i tonęły w mrokach.Dwaj starzy spoglądali z dala i szepcząc po cichuwzdychali.Czasy ich wesela i skoków dawno przeszły, oni już ledwie chodzićmogli po tej ziemi lub wlec się. Co waćpan na to, panie kapitanie? odezwał się jeden szlachcic w kapociez podstrzyżonym wąsem.Co waćpan na to! A cóż? nic wzdycham i polecam ich Bogu, rzekł kapitan spokojnie.Tym kapitanem był pan Porowski ojciec pięknej Stasi, bliski sąsiad Samoborów człowiek mimo swojego wojskowego tytułu dziwnie łagodny, dosyćmilczący i nawykły do patrzenia na świat z rezygnacją żołnierza stojącego naplacówce wśród burzy. Ja ich też Bogu polecam odparł wąsaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]