[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiktor, Å›miejÄ…c siÄ™ dobrodusznie, zwróciÅ‚ siÄ™ ku niemu.Poeta uważaÅ‚ za wÅ‚aÅ›ciwe potwierdzić prawdy wyrzeczone przezkolegÄ™ i zapewniÅ‚ mÅ‚odzieÅ„ca, że o takich Pepitach, choć na dni powszednie chodzÄ… w starych trzewikach, ani nawet myÅ›léćbyÅ‚o można. JeÅ›li jéj pan wyznasz, że mu siÄ™ podobaÅ‚a dodaÅ‚ odpowié ażeby Å› siÄ™ z niÄ… żeniÅ‚, i to jeżeli siÄ™ jéj podobasz.Pan Ferdynand zmilcza Å‚, nadÄ…sany trochÄ™. A dlaczegóż P opita odparÅ‚, zwracajÄ…c siÄ™ do Wiktora nie obraża siÄ™ tém, że pan tu, jeżeli siÄ™ nie mylÄ™,przychodzisz codzieÅ„, pewno nie dla kuchni, która jest okropnÄ…, ale dla oczów jéj, które sÄ… cudowne? Bo ja jestem przyjacielem domu, starym znajomym, który jéj nigdy żadnego dwuznacznego nie powiedziaÅ‚ sÅ‚owa.Fernando rozÅ›miaÅ‚ siÄ™ kwaÅ›no. No zawoÅ‚aÅ‚ to w Rzymie niéma co robić i bardzo siÄ™ cieszÄ™, że siostra moja, któréj ja jestem nieodstÄ™pnymtowarzyszem, dÅ‚użéj tu bawić nie myÅ›li. Jakto? jakto? przerwaÅ‚ Wiktor żywo bardzo paÅ„stwo myÅ›licie Rzym opuÅ›cić, gdyÅ›cie zaledwie czÄ…steczkÄ™ jegowidzieli? Ale to siÄ™ nie godzi! Niech mnie Bóg broni rzekÅ‚ pan Ferdynand, puszczajÄ…c dym cygara z melancholicznym jakimÅ› wyrazem abym jasiostrÄ™ mojÄ™, najpoważniéj myÅ›lÄ…cÄ… i postÄ™pujÄ…cÄ…, o jakÄ…Å› pÅ‚ochość Å›miaÅ‚ posÄ…dzać; ale i najpoważniejsza z kobiét mafantazye.ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że chce tu zabawić dÅ‚użéj, znajdowaÅ‚a że jéj tu byÅ‚o dobrze; tymczasem teraz przebÄ…kuje, że powietrzejéj nie sÅ‚uży, że siÄ™ czuje niezdrowÄ…, że musi zmienić atmosferÄ™.ZawahaÅ‚ siÄ™ nieco pan Ferdynand w téj obmowie rodzonéj swéj i ukochanéj siostry, zmiarkowawszy, że obcy go sÅ‚uchali.Alejemu, pomimo surowoÅ›ci Pepity, nie chciaÅ‚o siÄ™ opuszczać Rzymu.PoczÄ…Å‚ siÄ™ cofać. ZresztÄ… nie wiem jeszcze nic stanowczego rzekÅ‚. L e d o n n e s o n mo b i le.Wczoraj wieczorem zdawaÅ‚a siÄ™ chciéćkoniecznie Rzym opuÅ›cić; dziÅ› spytaÅ‚em rano, chcÄ…c siÄ™ przygotować do speÅ‚nienia rozkazów, nie odpowiedziaÅ‚a mi nic.WÄ…tpiÄ™jednak, by znowu tak prÄ™dko zdanie zmieniÅ‚a.WmieszaÅ‚ siÄ™ poeta, który zawsze stÄ™kaÅ‚ i za chorego siÄ™ podawaÅ‚. Powietrze jak powietrze odezwaÅ‚ siÄ™ nie jest ono dobre w téj porze w Rzymie, czujÄ™ to na sobie; ale gdzież pani Lizaznajdzie lepsze i milsze towarzystwo? Dwie księżne, hr.August.SpojrzaÅ‚ na Wiktora znaczÄ…co. Nie liczÄ…c hr.Filipa szepnÄ…Å‚ wkoÅ„cu. A! wistocie, liczyć go nie należy zawoÅ‚aÅ‚ Ferdynand bo nie wiem czy jest kto, coby siÄ™ w nim kochaÅ‚, albo choć goznosiÅ‚. Tak podszepnÄ…Å‚ poeta, minÄ™ robiÄ…c dowcipnÄ… ale kontrast bywa czasem potrzebny.Pieprz jest gorzki, przecież jakoprzyprawa doskonaÅ‚y. Ba! ba! nie jest pieprzem piérwszy lepszy liść bobkowy zamruczaÅ‚ Wiktor z uÅ›miéchem zÅ‚oÅ›liwym. Być pieprzemspoÅ‚eczeÅ„stwa równie trudno, jak solÄ….W czasie téj rozmowy Wiktor dokoÅ„czyÅ‚ swÄ… bardzo skromnÄ… przekÄ…skÄ™, którÄ… winem popijaÅ‚.Pepita zjawiÅ‚a siÄ™ z talérzykiem owoców, ale znowu tak szÅ‚a i stanęła, ażeby natrÄ™tnego wzroku Ferdynanda uniknąć.MÅ‚odzieniec, obrażony, nie mógÅ‚ doznanéj wzgardy przenieść, nie okazujÄ…c tego po sobie.ZaczÄ…Å‚ nadto wesoÅ‚o nastrajaćrozmowÄ™ z poetÄ… i staraÅ‚ siÄ™ Å›miéchem gÅ‚oÅ›nym dowieść dziéwczynie, że siÄ™ nie gryzÅ‚ i do serca nie braÅ‚ wcale jéj obojÄ™tnoÅ›ci.ByÅ‚a to stara sztuka.Przybycie niewczesne pana Ferdynanda nie dozwoliÅ‚o poecie zbliżyć siÄ™, jak chciaÅ‚, do Wiktora, a że już dnia tego niespodziéwaÅ‚ siÄ™ z nim pozostać samnasam, pożegnaÅ‚ towarzystwo i powróciÅ‚ na sÅ‚użbÄ™ do Ahaswery.Stanowczo bowiemzaczynaÅ‚ siÄ™ do niéj przywiÄ…zywać, znajdujÄ…c w niéj coraz wiÄ™céj stron sympatycznych i pewne odbÅ‚yski mÅ‚odoÅ›ci.Ahaswera téż wmówiÅ‚a w siebie, że Emil Marya jest prawdziwym, niefabrykowanym geniuszem i że trochÄ™ siÄ™ dla niegoskompromitować badaj, mogÅ‚o pójść na rachunek miÅ‚oÅ›ci poezyi.Po wyjÅ›ciu Emila, dokoÅ„czywszy prÄ™dko niewyÅ›mienitego deseru, bo u v a wczesna byÅ‚a kwaÅ›na, a figi nieÅ›wiéże Wiktortakże spojrzaÅ‚ na zégarek.Pan Ferdynand, chociaż rad siÄ™ byÅ‚ z wyjÅ›ciem ociÄ…gnąć, obrachowaÅ‚ że zÅ‚y humor Pepity niedozwoli mu korzystać z tego, a narazi go na szyderstwo Wiktora.I on wiÄ™c, radnierad, zabiéraÅ‚ siÄ™ do wyjÅ›cia.Rozstali siÄ™ we drzwiach tratoryi i mÅ‚odzieniec wolnym krokiem pociÄ…gnÄ…Å‚ na Via Sistina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]