[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było trudnym dostanie dokładnego adresu tego dziwnego typa.Piękno takżedowiedział się, jakie miano on nosił.Nazywano go Dur.Czarny Dur jak zwykło sięgo nazywać.A to z tego względu, że zwykł on się nosić na czarno, czy to w zwykłedni, czy to w święta.Ludzie i bali się go i szydzili zeń bez oporów, gdy tylko zebrałasię na tyle duża grupka mieszkańców Ken, by wyzbyć się lęków i strachów.Jakmawiał ojciec braci, mag Wolność, ludzie w grupie zachowują się zupełnie inaczejniż w pojedynkę.Szydzono więc sobie z niego, ale tylko wtedy, gdy już nie czulistrachu.Piękno dowiedział się, że Dur był dziedzicem wielkiej fortuny, największejrodziny kupieckiej, jaka panowała w Ken.Lecz to już były odległe czasy.Ewentualny majątek, jakim jeszcze dysponował Dur, nie mógł być już tak wielki.Ludzie powiadali, iż Dur, syn kupca,sam nigdy nie został kupcem, a poświęcił się47zgłębianiu tajemnic tego świata.Lecz ten,co tak rzekł to Pięknu, zastrzegał się odrazu, by nie powoływał się on na niego.I tu ten atawistyczny strach przed nieznanymodmieńcem dało się od razu wyczuć u miejscowych ludzi.Tak więc to się stało, że trzej bracia, Dobro, Prawda i Piękno, stanęli przedmasywnymi drzwiami sadyby Dura.Domostwo to znajdowało się w dośćzapuszczonej części Ken.Oto więc Dobro ujął masywną kołatkę i silnie i mocnozapukał.Cisza.I nic.%7ładnej reakcji.Dobro ujął kołatkę jeszcze mocniej i jeszczesilniej zapukał.Zapukał raz,dwa, trzy.Zdało się, że nieskutecznie.I, gdy braciamyśleli już, że chyba nikogo nie ma w środku, usłyszeli Kto tam? Kto tam siędobija? Otwarte.Proszę wejść.- Na tę niewątpliwą zachętę, Dobro pchnął drzwi.Odziwo tak masywne bardzo lekko ustąpiły i uchyliły się tak, iż bracia mogli wejść dośrodka.Wnętrze było dość ciemne i ponure.Wszędzie było mnóstwo książek i ksiągwszelakich.Takich to, co były niby rulony oraz takich, co to miały grubedrewniane,powlekane skórą, okładki.Te książki walały się dosłownie wszędzie.Byłyna stole, były na podłodze, pod oknem,przed ścianami, były też na regałach, chybaspecjalnie właśnie na to zrobionych.Lecz mieszkanie Dura nie składało się tylko zjednego pokoju.Jednak w pozostałych izbach było podobnie.Bracia stanęlibezradnie na środku pokoju,i tylko baczyli, by nie potrącić jakiejś książki, bo tomogło skończyć się jakąś katastrofą, jedna książka pociągnęłaby za sobą kolejne.Już Dobro chciał chyba zakrzyknąć, że są w środku i że czekają, lecz wtedy to wkońcu wszedł Dur.Był jak zwykle ubrany w czarny habit.- Czego Panowie sobie odemnie życzycie? Nie zwykłem gości przyjmować w swoim domu.-rzekł do nich.- Wychyba jesteście nietutejsi.Nigdy was wcześniej nie widziałem.- Zgadza się, niepochodzimy z tych stron powiedział Dobro.- Więc o cóż chodzi? - Dur powtórzył.Hm & No wie Pan, słyszeliśmy wiele o Panu, chcemy się po prostu zaznajomić.-Dobro uśmiechnął się do mężczyzny.- Nie rozumiem.Zaznajomić? Wy się chcecie zemną zaznajomić? Ze mną? Czyż ludzie miejscowi wam nie powiedzieli, że ja się znikim nie przyjaznię, nawet z kobietami.Jestem samotnikiem z wyboru.Niepotrzebni mi są przyjaciele.- mężczyzna przy tym skrzywił się,niby dostałsierpowym w samą szczękę.- Ale po co te nerwy rzekł, stojący z tyłu,Piękno.-Nikt tu nie mówi o przyjazni, tylko o znajomości Piękno ciągnął dalej,lecz przerwałmu Dobro gestem ręki.- Dużo właśnie słyszeliśmy o Panu, stąd ta nasza ciekawość.Ale, niech nam Pan wierzy, nie chcemy Panu uczynić żadnej szkody czy jakiegośokrutnego żartu.- mówił Dobro.- Aha,rozumiem, chcecie się czegoś dowiedzieć.Lecz uprzedzam was,nie stawiam kabały, choć umiem.Nie leczę, choć też mógłbym.Nie robię tego tylko i wyłącznie dla zasady, bo nie taka jest moja misja życiowa.-mówiąc to, Dur znowuż wykrzywił usta w grymasie bólu.- A właśnie my w tejsprawie.- wtrącił Dobro.- Ludzie powiadają, że Pan,Mistrzu, czegoś szuka.Aleczego?- Czego? Czego? - Dur powtórzył za Dobrem.I było to niby dostał obuchem wgłowę.- Czego? - Dur aż chwycił się za głowę.Jakiś spazm płaczu wydarł mu się zpiersi.Bracia byli zdumieni.Aż zamarli w ciszy.Dur płakał.I starał się, jak mógł,zapanować nad sobą,lecz to było silniejsze.Usiadł więc ciężko na krzesło,lecz dalej48płakał.- Mistrzu, co się stało? - Dobro był poruszony.- Ach! Przyjezdni.- Dur łkał.-Ja zrozumiałem, że nie wiem,po co żyję.- Teraz to Pan zrozumiałeś?-Nie, ja już toczuję od wielu lat, ale teraz to do mnie tak otwarcie dotarło.Teraz jak się spytaliście,czego ja szukam.O bogowie! - Dur szlochał coraz gwałtowniej.- Spokojnie Mistrzu,spokojnie.Zawsze w każdej sytuacji jest przecież jakieś jedno dobre wyjście.- mówiłDobro.-Nie,przyjezdni, nie ma dla mnie żadnego dobrego wyjścia.Jestemskończony.Jestem skończony.- powtarzał, łkając.- Słuchajcie, powiem wamwszystko, wszystko,po kolei.W młodości postanowiłem sobie, że będę wiedziałwszystko.Wszystko zrozumiem, wszystko poznam.Oczywiście, chodzi mi o naukę,o wiedzę i to o tę ezoteryczną także.I postanowiłem, że odkryję także tym sposobemsekret Kamienia Filozoficznego.Z całą młodzieńczą pasją rzuciłem się na księgi.Pochłaniałem je tak jak inni pochłaniają bułki na śniadanie.Wszelakie księgi.Miałem ten zamiar, że zrozumiem wszystko.Czy wy to rozumiecie, jak byłempyszny?Czy to rozumiecie? Dzisiaj wiem, że postawiłem przed sobą zadanie zbytwielkie jak na jednego człowieka.-Więc do czego doszedłeś,Mistrzu? - spytał naglePrawda.- Do tego, że cała wiedza to nic, to brzdąkające fałszywym tonem cymbały.Teraz wiem, że jadłem owoce zatrutego drzewa.- Dur już nie płakał.Zdołał sięopanować.Tylko te oczy, te jego oczy, jakieś takie smutne i puste były, zatraconebyły.- I co teraz?- powiedział Dobro.- Właśnie, co teraz? - Dur powtórzył za nim.-Kupcem już nie będę, za stary jestem.Nawet bym nie potrafił z zyskiem sprzedać tewszystkie księgi,które tu tak leżą bezwładnie i tylko przypominają mi, jakzmarnowałem swe życie.Majątek już jest prawie że roztrwoniony.Wy wiecie, ilekosztują księgi? Na to poszedł majątek, który zostawił mi ojciec.Ale ja teraznajpewniej odzyskałbym tylko nędzne ochłapy, gdybym rzeczywiście chciał sprzedaćte księgi.Mój ojciec zawsze mawiał: handel to jest, synu, wojna,walka na śmierć iżycie, nikt się tu nad nikim nie lituje, jeśli ty nie wyzyskasz klienta, to klient wyzyskaciebie.Więc w tym rzecz, że ja tak,jak mój ojciec, już nie umiem.W tym się trzebaszkolić od samych podstaw, od małego, gdy się tylko zostanie kupcem,od pierwszegodnia w zawodzie.Mam za mało, by żyć, lecz za dużo, by umrzeć.Tak to wygląda.-Czy masz, Mistrzu, na jedzenie?- spytał Dobro, równocześnie sięgnął do kiesy.I, nieczekając na odpowiedz, położył na stole przed Durem złotego dukata.- Oto masz, toci pomoże.Czekaj jutro na naszą wizytę.Nie odzywali się.Milczeli.Tak byli przejęci wizytą u Dura.Najbardziej przeżywał toPiękno.Tak mocno, iż z trudnością oddychał.Jak szybko weszli do swej izby, tak teższybko Dobro wziął się za układanie pasjansa.Wtedy to bowiem mu się najlepiejmyślało.Prawda jął sobie przygotowywać posiłek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]